Top topowi nierówny. Najpopularniejszy film Netflixa "Śledztwo Spensera" to niewypał

Ola Gersz
Na Netflixie niedawno zadebiutował film z Markiem Wahlbergiem "Śledztwo Spensera". Tytuł stał się błyskawicznym hitem i długo okupował pierwsze listy netflixowych hitów. Niestety dołączył on do innych filmów Netflixa i... po prostu się nie udał. Śledztwo Spensera to niewypał, mimo że oczekiwania były naprawdę spore.
"Śledztwo Spensera" to nowy hitowy film Netflixa Fot. Kadr z filmu "Śledztwo Spensera"
Netflix wprowadził niedawno "listę przebojów", czyli Top 10 najpopularniejszych w danym kraju produkcji. Lista jest aktualizowana codziennie i od 6 marca pierwsze miejsce należało nad Wisłą tylko do jednego tytułu "Śledztwa Spensera". Dopiero 13 marca, w piątek, ustąpiło miejsca przebojowemu serialowi dla nastolatków "Riverdale". Skąd taki szał na nowy film Netflixa? Zwłaszcza że netflixowe długometrażówki najczęściej... wcale nie są udane?

Po pierwsze, główną rolę gra Mark Wahlberg, gwiazdor Hollywood i jeden z najlepiej opłacanych amerykańskich aktorów (mimo że krytycy regularnie zarzucają mu drewnianą grę aktorską). Po drugie, w "Śledztwie Spensera" pojawia się również Post Malone, czyli będący dziś u szczytu popularności raper, dla którego jest to pierwsza rola w filmie fabularnym.
Po trzecie, produkcja Netflixa opiera się luźno na powieści "Wonderland" popularnego pisarza Ace'a Atkinsa i innych książkach z serii. I w końcu po czwarte to kryminał o niepokornym byłym policjancie z problemami, który na własną rękę postanawia rozwiązać sprawę brutalnego zabójstwa – a widzowie takie klimaty niezmiennie lubią.


To wystarczyło, żeby włączyć nowy film Netflixa. Ale nie wystarczyło, żeby go uratować. Bo "Śledztwo Spensera" Petera Berga to film do bólu przeciętny, netflixowy średniak. I aż dziw bierze, że produkcja, która w serwisie Rotten Tomatoes zdobyła jedynie... 39 procent od krytyków (od widzów więcej, bo 63 procent), aż przez tydzień była w Polsce numerem jeden w topie Netflixa.

O czym jest "Śledztwo Spensera"?


Fabuła nie jest skomplikowana. Oto były policjant Spenser (Mark Wahlberg) wychodzi z więzienia, w Bostonie, w którym spędził pięć lat za napaść na swojego przełożonego Johna Baylona. Kiedy ma zamiar na dobre wyrwać się z Bostonu i zacząć nowe życie, Boylan i inny policjant zostają zamordowani. Jak przystało na bohaterów, których gra zwykle Wahlberg, Spenser nie może tego tak zostawić...

Bohater postanawia więc na własną rękę rozwiązać sprawę zabójstwa swoich kolegów. Rekrutuje Hawka (Winston Duke), swojego nowego współlokatora i bezczelnego zawodnika MMA, którego na prośbę swojego byłego trenera i mentora Henry'ego (Alan Arkin) Spenser postanawia wyszkolić. I nie tylko jego. Pomagać mu będzie również jego była dziewczyna Cissy (Ilza Shlesinger).
Fot. Kadr z filmu "Śledztwo Spensera"
Reszty łatwo się spodziewać. Cała trójka wpada na trop sięgającej głęboko intrygi (skorumpowani gliniarze, gangsterzy itd.), a ich śledztwo okraszone jest dynamicznymi scenami akcji oraz komediowymi wstawkami. Nie mogło zabraknąć również elementów nieprzerwanie popularnej w USA buddy comedy – dwoje zupełnie niedopasowanych ludzi, którzy zaczynają razem współpracować, to wciąż wdzięczny motyw. Ale czy tutaj wyszedł?

Czy warto obejrzeć "Śledztwo Spensera"?


Film zapowiadał się dobrze. Niestety zawiódł. Dlaczego? Po pierwsze, jest przewidywalny do bólu. Fabuła naprawdę nie zaskakuje finezją czy zwrotami akcji. Zakończenie można łatwo zgadnąć, a niektóre scenariuszowe rozwiązania po prostu... wkurzają. Czym? Tym, że są tak słabe, ograne i schematyczne.

Po drugie, mimo że film sprawnie lawiruje między sensacją a akcją oraz nieźle prezentuje się wizualnie, to komedia po prostu tutaj nie wychodzi. Nie zaśmiałam się ani razu, a bardzo chciałam. Nie ukrywam, lubię niezobowiązujące kryminały z porywczymi policjantami i zabójstwami w tle, na których można się też pośmiać. Dlatego byłam po prostu zawiedziona.
Fot. Kadr z filmu "Śledztwo Spensera"
Po trzecie, aktorstwo. Wahlberg niestety nie zawiódł – jest drewniany jak zawsze. Lepiej prezentuje się intrygujący Winston Duke w roli Hawka oraz niezastąpiony Alan Arkin. Sam Wahlberg wciąż nie unauczył się aktorstwa, a to spore przewinienie dla gwiazdora Hollywood o takiej skali. Jednak to już piąty film jego i reżysera Petera Berga, więc temu drugiemu wydają się aktorskie umiejętności Wahlberga wcale nie przeszkadzać.

Podsumowując, film to średniak. Ot, produkcja na leniwy wieczór i do zapomnienia. "Śledztwo Spensera" nie jest bowiem filmem, który zmieni twoje życie, ale nie jest również tytułem, który wywoła w widzu ciarki żenady. Jest po prostu przeciętny. A w przypadku filmu, to największy grzech. Tym bardziej dziwi, że produkcja Netflixa jest aż tak popularna... i prawdopodobnie doczeka się drugiej części.