Szef NBP pokazał odrealnienie władzy w kryzysie. Taką "radę" dał zwykłym Polakom

redakcja naTemat
Obywatele muszą pozostać spokojni, nawet jak coś się pogorszy w funkcjonowaniu i w życiu rodzin przez kilka tygodni, miesięcy, może kwartał lub dwa – takim bagatelizującym problemy Polaków tonem o tzw. Tarczy Antykryzysowej mówił prezes NBP Adam Glapiński na wspólnej konferencji z premierem Mateuszem Morawieckim.
Adam Glapiński zaskoczył podczas konferencji ws. kryzysu wywołanego przed epidemię koronawirusa. Fot. Twitter.com / @PremierRP
– Ten kryzys nie jest jakiś katastroficzny. To nie jest wojna czy inne, szczególnie katastroficzne lub przyrodnicze zjawisko. To poważny kryzys, ale wszyscy stajemy do gotowości. Czasami tylko boimy się, czy sami nie zachorujemy – zaczął Adam Glapiński na konferencji z Mateuszem Morawieckim.

Szef NBP chciał uspokoić Polaków, ale – mówiąc kolokwialnie – "przedobrzył" ze swoją postawą. Wydawało się, że zarabiający 700 tys. zł rocznie urzędnik kompletnie nie rozumie losu zwykłych Polaków. – Damy radę, obywatele muszą pozostać spokojni, nawet jak coś się pogorszy w funkcjonowaniu i w życiu rodzin przez kilka tygodni, miesięcy, może kwartał lub dwa. Wszystko wróci do normy – powiedział Adam Glapiński.


Komplementy i przechwałki Glapińskiego

Następnie prezes NBP poświecił resztę swojego przemówienia na komplementowanie rządu i prezydenta. Stwierdził, że propozycja pomocowa Morawieckiego jest najlepsza na tym etapie epidemii koronawirusa w Polsce, w porównaniu z działaniem innych państw UE. Potem Glapiński przeszedł do zachwalania całej gospodarki.

– Państwo polskie jest w wyjątkowo dobrej sytuacji finansowej. Wielokrotnie o tym mówiłem. Jestem jedynym prezesem NBP, który od początku swojej kadencji nie musiał o nic prosić podczas wyjazdów zagranicznych. O prolongatę kredytu, o dodatkowy kredyt. My jesteśmy rozmówcą dla zagranicy, która to nas prosi o jakiś kredyt – kadził Glapiński.

Czytaj także: Kuriozalna druga konferencja premiera ws.kryzysu. Powiedział to samo, tylko... bez Dudy

Zapomniał jednak dodać, że od początku tego roku w Polsce NBP musi walczyć z galopującą inflacją, która w styczniu wynosiła 4,4 proc. co przekłada się na gorszą sytuację materialną wszystkich Polaków.