Lekarz ze szpitala zakaźnego ujawnia, jak rządowa propaganda ma się do rzeczywistości
Polski rząd zapewnia, że sytuacja z koronawirusem jest pod kontrolą. Politycy mówią też, że są przygotowani na każdą ewentualność. Jak się okazuje, szpitalne warunki wcale nie napawają optymizmem. "Lekarze sami muszą organizować sobie pracę" – czytamy.
"Informacja o przemianie szpitala wojewódzkiego w jednoimienny zakaźny (zajmujący się przypadkami związanymi z koronawirusem). (…) Grudziądzki szpital obsługuje prawie 400 tys. populację – nie możemy być tylko dla pacjentów zakaźnych. (…) Będziemy szpitalem "dwuimiennym" – dzielimy się na część czystą (standardowi pacjenci) i zakaźną (podejrzani o zakażenie koronawirusem) – w końcu mamy kilka budynków" – napisano we wpisie.
"Zbudujmy podział na trakty (czysty i „brudny”) w ten sposób. (…) Zróbmy to tak. – Dobrze, zrobimy to tak jak Pan/i mówi. (…) Czysta i „brudna” (zakaźna) strefa mieszają się. (…) Pracujmy tak. (…) Nie, pracujmy inaczej. (…) Co mamy robić? – Kto to wie? (…) Mamy kogoś, do kogo można się zwrócić – Nie" – napisano.
"Ten sam lekarz po pracy pojechał na stację Orlen (spółka skarbu państwa). Przygotowani, rękawiczki, strefy, w których można się poruszać, odpowiednio zabezpieczone kubki do robienia sobie kawy, wskazówki, gdzie i jak płacić. Personel medyczny (lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczny, diagności laboratoryjni, fizjoterapeuci, farmaceuci, psycholodzy, dietetycy, sanitariusze, salowe i inni) są gorzej przygotowani do walki z epidemią niż pracownicy spółki skarbu Państwa" – widzimy w treści wpisu.