Przyszły medyk nie posłuchał apelu Szumowskiego. Nie chce być "zapchaj-dziurą systemu z kartonu"

Daria Różańska-Danisz
– Nie, nie jestem egoistą. Myślę też o pacjentach. W tym momencie wolontariat studentów kierunków medycznych wydaje mi się zapchaj-dziurą systemu z kartonu, dlatego nie zgodziłem się w nim uczestniczyć – tłumaczy Łukasz Jurewicz, student drugiego roku ratownictwa medycznego na Uniwersytecie Medycznym im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.
Łuaksz Jurewicz jest studentem ratownictwa medycznego i nie zamierza pomagać w walce z pandemią koronawirusa. Fot. Facebook / Łukasz Jurewicz
Minister Szumowski wzywa studentów kierunków medycznych do pomocy w walce z pandemią koronawirusa, a pan mówi, że nie idzie. Dlaczego?

Łukasz Jurewicz: – Jako student drugiego roku ratownictwa medycznego i pacjent widzę, jak działa nasz system ochrony zdrowia. Widzę, ile pieniędzy rocznie jest przekazywanych na nasze potrzeby, widzę gdzie są priorytety rządu. Wybucha epidemia, Ministerstwo Zdrowia wzywa studentów do wolontariatu, a ja po prostu nie ufam, że władza zabezpieczy nas, zapewni nam odpowiednią ochronę.


Ma pan na myśli brak maseczek, rękawiczek i kombinezonów? Obawia się pan, że sam zakazi się koronawirusem?

Tak, choć nie boję się o siebie. Mam 21 lat, jestem zdrowy. Nawet jeśli zakażę się koronawirusem, to nic mi się nie stanie. Mogę nawet nie zauważyć objawów. Ale jeśli pójdę pomagać w szpitalu, będę miał kontakt z pacjentami, to zupełnie nieświadomie mogę roznosić tego wirusa.

I mogę zarazić osoby z problemami kardiologicznymi czy oddechowymi. To mogłoby się dla nich źle skończy. I to wszystko dlatego, że szpital nie ma wystarczającej ilości maseczek i rękawiczek, a to przez wieloletne zaniedbania systemu.

Pisze pan: "Teraz to na mnie, 21-latku, wywiera się presję "etyki" i "moralności", aby rzucić się w samo centrum chaosu, gdzie za darmo zostanę zapchaj-dziurą systemu z kartonu". Jest presja na studentów kierunków medyczny, żeby pomagali?

Presja jest ogromna, porównywalna do konstytucyjnego obowiązku mężczyzn, gdy wybucha wojna. Ludzie wywierają na nas presję moralną, mówią o etyce zawodowej, powtarzają, że mamy obowiązek się poświęcać, byle tylko ratować sytuację.

Mój post powstał, bo dostawałem bardzo dużo wiadomości od rodziny i znajomych z pytaniem, czy wybieram się na wolontariat. Kiedy zaczynałem odpisywać, że nie, pojawiały się kolejne zapytania: "jak tak możesz; dlaczego jesteś egoistą?".

Nie, nie jestem egoistą. Myślę też o pacjentach. W tym momencie wolontariat studentów kierunków medycznych wydaje mi się zapchaj-dziurą systemu z kartonu, dlatego się nie zgodziłem.

Jak na apel rządu zareagowali pana znajomi z roku, poszli czy zostali w domach?

Znajomi ze studiów popierają mój manifest. Oni myślą podobnie, ale nie zawsze mają odwagę, by powiedzieć o tym głośno. Mam też kolegów, którzy zostali wolontariuszami w szpitalach. I domyślam się, że nie jest tam łatwo, bo nawet nie mają czasu odpisać na wiadomości.

Po powrocie jedzą, idą spać i znów do szpitala. Niewiele osób na temat wolontariatu wypowiada się w pozytywny sposób.

Katarzyna Pikulska, lekarka-rezydentka tłamszona przez TVP, dziś haruje w szpitalu. Kiedy parę dni temu zapytałam ją, czy nie obraziła się na rząd, odpowiedziała: "Nie można się obrażać w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia, szczególnie tak poważnej jak epidemia". Nie ma pan poczucia, że sytuacja jest tak poważna, że należy pójść i pomóc?

Myślę, że lekarze i medycy są bohaterami, gdybym już był częścią systemu, to nawet nie wszczynałbym takiej dyskusji. Nie wycofałbym się z frontu.

Swój post napisałem z uprzywilejowanej pozycji studenta, który może odmówić pomocy. Zaangażowałem się w walkę z pandemią na swój sposób.


Co to oznacza?


Zachęcam ludzi do izolacji. Ale i uprawiam tzw. aktywizm osiedlowy: pytam sąsiadów, czy nie trzeba zrobić im zakupów, wyprowadzić psa. Jak obywatel robię, co mogę.

Twierdzi pan, że "pomógłby państwu, które tak jak Włochy, Niemcy czy Chiny, zrobiło wszystko, aby zapobiec tragedii". Gdyby był pan we Włoszech, to teraz siedziałby pan w szpitalu?

Nie mogę powiedzieć, że byłbym teraz we włoskim szpitalu. Ale miałbym zaufanie do państwa. Kiedy wybucha epidemia w dobrze rozwiniętym systemie ochrony zdrowia, to chyba łatwiej zachęcić jest studentów do pomocy.

Nawet, gdybym wiedział, że system może być niewydolny, to wiedziałbym, że studentów i pracowników ochrony zdrowia chroni się na tyle, na ile można.

Nie ma pan poczucia, że z tą pandemią w Europie mało który kraj sobie radzi?

Tak, oczywiście. Nie mówię, że obywatele tych krajów bardzo dobrze zareagowali na tę epidemię. Cały czas wracamy do kwestii zaufania. Jeśli przez lata widzę, że mamy dobrze przygotowany system opieki zdrowotnej, to jestem chętny do pomocy, bo będę wiedział, że mam, czym walczyć i że nie jestem w tym sam.

W Polsce przez lata patrzę się, jak system upada, jak nikt nie reaguje na strajki medyków, a politycy mówią nam: "niech jadą" (za granicę – red.). A gdy wybucha epidemia, to nasze państwo jest niewydolne zaledwie po dwóch tygodniach.

Teraz dla rządu medycy, lekarze, pielęgniarki i inni przedstawiciele służby zdrowia są bohaterami.

Dokładnie. I nie robi tego tylko ten rząd, ale i wszystkie poprzednie. Zresztą, to samo robi społeczeństwo. Wystarczy spojrzeć na hejt, jaki się wylał sie pod moim postem albo stosunkowo niedawno podczas strajku lekarzy-rezydentów, ratowników medycznych czy pielęgniarek.


Kiedy wybucha pandemia, to wszyscy jesteśmy bohaterami. Pandemia się skończy i my też przestaniemy być bohaterami. Napisałem ten post, żeby ludzie zapamiętali, że nie jesteśmy przywiązywani do szpitalnych łóżek, a kiedy przyjdzie kolejny strajk, niech wiedzą, że jesteśmy tam dobrowolnie, a nasza wytrzymałość się kończy.

Pisze pan o trzech pokoleniach ignorantów i o nadziei, że przyszli lekarze, medycy w 2040 czy 2050 roku nie znajdą się w podobnej sytuacji co Wy. A w odpowiedzi może pan przeczytać, że pokolenie 20 czy 30-latków doprowadzi do jeszcze większej zapaści w służby zdrowia, bo nie będziecie gotowi nieść pomocy, nawet w bardzo trudnej sytuacji.

Swój post napisałem po to, żeby uświadomić ludziom, że w latach 80. czy 90. ten 2020 rok był odległą przyszłością. I nagle okazało się, że ta przyszłość przyszła znienacka i to jeszcze z pandemią.

Mam nadzieję, że za kolejne 30 lat nikt nas tą przyszłością nie zaskoczy. Więc jeżeli ktoś mi mówi, że kolejne pokolenia na pewno nie dadzą sobie rady, albo jeszcze gorzej potraktują ten system, to odpowiadam, że się mylą. Proszę mi nie mówić, że moje pokolenie źle zaopiekuje się systemem. Nie wierzę w to. Już dzisiaj moi rówieśnicy podzielają moje zdanie.

Narzeka pan na system, nie myślał pan o tym, żeby rzucić studia i zająć się czymś innym?

Jako młodzi medycy myślimy i dyskutujemy o tym codziennie. Mamy to w głowie na każdych zajęciach, praktykach, przy każdym pacjencie. Myślimy też o emigracji. Ale ta emigracja to dla nas raczej podróż do wymarzonego systemu, do którego chcielibyśmy dążyć w Polsce.

Bawi mnie jak w komentarzach czytam, że oskarżam poprzednie roczniki, a oni przecież walczyli z komuną. Tak, te roczniki mnie inspirowały do tego, co robię i mówię dziś.

Jeśli te roczniki pokazały mi, że z systemem można wygrać, szczególnie totalitarnym, to nie mam wątpliwości, że moje pokolenie jest zdolne do tego, żeby naprawić naszą polską ochronę zdrowia.

Martwi mnie tylko, że mój głos został odebrany nie jako atak na system, ale na medyków i medyczki, pacjentów i pacjentki. Ludzie piszą, że jestem egoistą i jestem nieetyczny.

A ja walczę tylko o godne warunki pracy medyków i godne warunki leczenie dla pacjentów. Ta epidemia to wyjątkowa sytuacja, w której łatwiej jest nam przypomnieć społeczeństwu o naszych postulatach.