"To barbarzyństwo. W życiu się nie zgodzę". Burmistrz odpowiada PiS w sprawie wyborów

Katarzyna Zuchowicz
Burmistrz Kęt nie zgadza się na majowe wybory. Odmówił podpisania wyborczego zarządzenia, za co w internecie zbiera duże brawa. "Wspaniały przykład prawdziwego samorządowca", "Odważny" – czytam komentarze. Ostro odpowiedział też marszałkowi Terleckiemu, który buntującym się samorządom pogroził palcem. – Nie zgadzam się na wybory, gdyż możliwości technicznego ich przeprowadzenia dziś nie ma – tłumaczy naTemat Krzysztof Klęczar.
Krzysztof Klęczar, burmistrz Kęt: – Nie zgadzam się na wybory, gdyż możliwości technicznego ich przeprowadzenia dziś nie ma. A ja zdrowia i życia mieszkańców narażać nie będę. Fot. Facebook/Krzysiek Klęczar
Wiele samorządów buntuje się przeciwko wyborom. Ale czytam w lokalnych mediach, że jest Pan pierwszym samorządowcem w Polsce, który aż tak bardzo postawił się PiS.

Szczerze mówiąc nie zastanawiałem się nad tym i nie interesuje mnie, czy byłem pierwszy. To nie ma znaczenia, mi chodzi tylko i wyłącznie o moich ludzi, którzy mi zaufali i wierzą, że będę stał na straży tego, by nie stała im się krzywda. A ja wysyłając ich dziś na wybory, narażę ich. I na to nigdy w życiu się nie zgodzę.

Generalnie nie jestem buntownikiem. Przy okazji walki z koronawirusem jestem pierwszy, który namawia do współpracy. Jestem z PSL, starosta jest z PO, wojewoda i marszałek z PIS. Wszyscy ze sobą współpracujemy. Dla mnie przy walce z koronawirusem nie ma koalicji i opozycji. Są Polacy, którzy walczą o zdrowie Polaków.


Natomiast nie zgadzam się na wybory, gdyż możliwości technicznego ich przeprowadzenia dziś nie ma. A ja zdrowia i życia mieszkańców narażać nie będę. Nie wezmę odpowiedzialności za narażenie tych ludzi. To zacznijmy od początku. Pan nie tylko wyraża swoje zdanie. Pan odmówił podpisania wyborczego zarządzenia.

W piątek dostałem na biurko zarządzenie wskazujące operatorów do obsługi komisji wyborczych. Moja gmina liczy 34 tys. mieszkańców, mamy 21 obwodowych komisji wyborczych. Chodziło o 21 urzędników, którzy zgłosili się zanim pandemia się rozwinęła. Są to osoby, które przeprowadzały już wiele wyborów.

Cześć z nich deklarowała mi, że w obawie o zdrowie swoich bliskich nie będą chcieli pracować przy wyborach. Dlatego, posiadając taką wiedzę, nie mogłem podpisać tego zarządzenia i odmówiłem.

Moje wątpliwości potwierdziły się. Ostatecznie na 21 osób, 21 odmówiło pracy przy wyborach. Ja ludzi do pracy w komisji zmusić nie mogę. W związku z powyższym, nie ma nawet o czym mówić. Co mówiły te osoby?

Podlegli mi urzędnicy boją się o zdrowie swoje, swoich rodzin. Dla mnie to nie jest wyraz strachu. To wyraz odpowiedzialności, troski. Przecież nawet premier zaostrza wymogi bezpieczeństwa. Ja im się nie dziwię.

Co było dalej? Napisał Pan też do komisarza wyborczego, że wyborów u Pana nie będzie.

Tak, wysłałem obszerne pismo, zawierające kilkanaście punktów, w których wyjaśniłem, dlaczego nie widzę technicznej możliwości przygotowania wyborów. Wskazałem na techniczne przesłanki dotyczące zabezpieczenia członków komisji, lokali wyborczych, materiałów. Była mowa o środkach ochrony osobistej, osobach szkolących. Swoje wyjaśnienia oparem na stanowisku Związku Miast Polskich.

Otrzymał pan odpowiedź?

Tak. Pan komisarz w dniu wczorajszym wezwał mnie do wyjaśnienia mojego stanowiska. I w dniu dzisiejszym odsyłamy pismo do pana komisarza, argumentujące dlaczego nie podpisałem zarządzenia i na jakiej podstawie. Bardzo grzecznie odpisuję. Jak reagują na to mieszkańcy w Pana gminie?

Jestem w stałym kontakcie z mieszkańcami. Dla wielu z nich pójście do wyborów jest obowiązkiem. Proszę spojrzeć na ten aspekt. Przekaz, jaki formułują osoby zaufania publicznego, jak premier, minister zdrowia, a w obszarze gminy burmistrz, powinien być spójny. A nie jest. Sam jestem osobą głęboko wierzącą. I jak mogę teraz sformułować przekaz do mieszkańców: "Nie pozwalam wam iść do kościoła na mszę, ale każę wam iść na wybory". To jest nielogiczne.

Obchodzą ich wybory?

W ogóle nie myślą o wyborach. Wybory są ostatnią rzeczą, o jakiej ludzie teraz myślą. Do mnie mnóstwo ludzi dzwoni, pisze. Ja czasem do 1, 2 w nocy dyskutuję z mieszkańcami na FB, bardzo dużo z młodzieżą. Mój telefon pracuje teraz 20 godzin na dobę.

I co Pan słyszy?

Są zagubieni. Nasze lokalne restauracje organizują dowozy jedzenia. Lokalne gabinety psychologiczne wprowadziły darmowe, telefoniczne wsparcie psychologiczne dla osób potrzebujących. Naprawdę ludzie myślą o swoim zdrowiu, edukacji swoich dzieci, bezpieczeństwie, a nie o wyborach.

Przekładają śluby. W nieodległym terminie mieliśmy mieć 3 śluby. Mój brat ma ślub w czerwcu i biją się z myślami co zrobić.

Bardzo trudne są pogrzeby. Tu jest bardzo dużo wierzących i dla nich to jest bardzo duży problem. Nie potrafią sobie z tym poradzić, ponieważ nie mogą uczestniczyć w pogrzebach przyjaciół, znajomych. I w takiej sytuacji kazać ludziom myśleć o wyborach? Wysyłać ich do urn? Dla mnie to barbarzyństwo. Jak się na to po prostu nie zgodzę. To jest naprawdę sytuacja nienormalna. To nie jest czas na wybieranie prezydenta.

Jak sytuacja z koronawirusem wygląda u Pana w gminie?

W naszej gminie nie ma potwierdzonego przypadku. Na terenie powiatu oświęcimskiego mamy 2. Kilkadziesiąt osób w gminie przebywa na kwarantannie domowej. Nasze służby cały czas są na nogach.

Naprawdę my, lokalni działacze, a także społeczność, mamy teraz dużo ważniejsze rzeczy na głowie w trosce o zdrowie i życie ludzi niż zajmowanie się przygotowaniem do wyborów. Coraz więcej samorządów sprzeciwia się wyborom. "Można wyznaczyć komisarzy. Niech ci samorządowcy, którzy teraz buńczucznie zapowiadają, że złamią prawo, liczą się ze stratą stanowisk" – zagroził marszałek Terlecki. Pan odpisał mu na FB: "Szanowny Panie, może Pan tego nie rozumie, ale są w życiu sprawy ważniejsze niż "stanowiska". Co Pan pomyślał, słysząc jego słowa?

Pan marszałek wyszedł z błędnego założenia. Może wtedy, gdy stanowisko daje ci partia, musisz się panicznie bać, że ci je zabierze. U nas w samorządach to wygląda inaczej. My jesteśmy z wyboru ludzi. Na mnie oddało głos ponad 11 tys. osób i ja tym osobom jestem wierny. Jestem wierny mieszkańcom mojej gminy bez względu na poglądy. Słowa marszałka zabrzmiały jak groźba.

Dla mnie to żadna groźba. Jeśli miałbym w imię obrony własnego stanowiska, co sugerował marszałek, narazić ich zdrowie i życie, to w życiu tego nie zrobię. Ja jestem tu szefem i decyzję biorę na siebie. Nie zamierzam się za nikim kryć.

Pan marszałek może sobie wprowadzić komisarza. Ale mnie, jako burmistrzam wybrali ludzie. Gdyby ludzie odwołali mnie w referendum, to by mnie bolało. Natomiast wszelkie inne próby nie robią na mnie wrażenia.

Jestem człowiekiem wykształconym. Mam stopień naukowy doktora, pracowałem na uniwersytecie. Z zamiłowania jestem rolnikiem, prowadzę amatorskie gospodarstwo. W życiu wykonywałem różne prace, zdarzało mi się pracować na portierni, stróżować. Nie mam problemu używać wideł, czy innych narzędzi. Mieszkańcy mnie znają. Ja się pracy nie boję, na chleb zarobię.

Głęboko jednak wierzę, że głos rozsądku zwycięży. Musimy wybrać prezydenta. Ale na litość Boską, zróbmy to wtedy, kiedy to będzie bezpieczne.