Tak władza bagatelizowała zagrożenie COVID-19. Oto, co Pinkas w lutym mówił w Sejmie

Rafał Badowski
Coraz więcej przykładów wskazuje, iż polskie władze wcale nie były dobrze przygotowane na walkę z koronawirusem. Co jest zaskakujące, gdyż w nasz kraj pandemia uderzała, gdy znane były już doświadczenia azjatyckie i zachodnioeuropejskie. Warto więc dziś przypomnieć, jak w lutym spodziewaną epidemię bagatelizował główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas.
Jarosław Pinkas bagatelizował w lutym zagrożenie koronawirusem w Polsce. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
– Chcę powiedzieć, że przygotowaliśmy się do tego dużo wcześniej niż wszelkie alerty niż niepokojące informacje, że trzeba działać gwałtownie (…) Nie potrzebowaliśmy robić żadnych sztabów kryzysowych, po prostu zwyczajnie wdrożyliśmy nasze standardowe procedury, które od wielu lat były już przećwiczone przy SARS czy świńskiej grypie – mówił Jarosław Pinkas na sejmowej komisji zdrowia na początku lutego.

"To nie jest wirus, którego będziemy się bali..."

Podczas spotkania z posłami szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego pewny siebie dodał, że prawdziwym orężem w walce z koronawirusem są między innymi umiejętności logistyczne, które Polska z całą pewnością posiada. – Alert WHO tak naprawdę nie dotyczył nas – on dotyczy tych krajów, które nie radzą sobie z ochroną zdrowia, które nie mają profesjonalistów medycznych, które nie mają dostępu do badań – zaznaczył wyraźnie Jarosław Pinkas.
I jeszcze jedno zdanie, które można odebrać jako bagatelizowanie poziomu śmiertelności COVID-19. – To nie jest wirus, którego będziemy się bali tak, jak SARS czy szczególnie MERS, w jego przypadku śmiertelność jest stosunkowo niska, można ją przyrównać do śmiertelności związanej z grypą – powiedział Pinkas.


Czy trzeba coś do tego dodawać? Wystarczy rzut oka na statystyki z Włoch, Hiszpanii czy USA, by wiedzieć, że skala pandemii jest ogromna i końca na razie nie widać.

Polska na początku drogi

Pewnym pocieszeniem może być poniedziałkowy komunikat Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), z którego wyłania się pewna nadzieja na przełom. Można ją opierać na liczbach z ostatnich dni, a nawet tygodni, które wskazują na malejącą liczbę zakażeń i zgonów w krajach najbardziej dotkniętych epidemią: Włoszech, Francji, Hiszpanii czy Niemczech.

Jednak w Polsce szczytu zachorowań możemy spodziewać się dopiero na przełomie maja i czerwca. Taką prognozę ogłosił premier Mateusz Morawiecki w Sejmie w poniedziałek wyraźnie zaznaczając, że Polska jest dopiero na początku walki z epidemią.

Czytaj także:

Szef sanepidu radzi politykom, aby ci "włożyli lód do majtek"

Jest szansa na przełom. WHO oceniła najnowsze liczby dotyczące zakażeń koronawirusem