Znany prawnik o mandatach za rzekome łamanie zakazów epidemicznych. Ma jedną radę

redakcja naTemat
Rząd wprowadził w kraju szereg obostrzeń związanych z samoizolacją Polaków w dobie koronawirusa. A policja jest wyjątkowo aktywna w wyszukiwaniu tych, którzy zakazy mają łamać i karze ich mandatami. Na ten temat wypowiedział się na antenie Radia ZET adwokat prof. Jacek Potulski.
Prawnik mówi o mandatach za łamanie zakazów epidemicznych. Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
"Znany adwokat i karnista prof. Jacek Potulski w rozmowie z Radiem ZET o 500-złotowych mandatach nakładanych przez policję za łamanie zakazów epidemicznych. 'W każdej sytuacji, w której mamy wątpliwości co do zasadności mandatu, po prostu go nie przyjmujemy'" – napisał na Twitterze dziennikarz Radia ZET Maciej Bąk. To jego rozmówcą był prawnik prof. Potulski, który wypowiedział się na temat surowych kar za nieprzestrzeganie obostrzeń epidemicznych. Odniósł się jednak jedynie do tych kar, które są nakładane prawdopodobnie bezzasadnie. Chodzi tu np. o mandat za mycie samochodu. Profesor nie przyjmowałby takiej kary i zostawił sprawę do rozstrzygnięcia sądowi.


– Nie ma podstawy prawnej do nakładania takiego zakazu ani tym bardziej do ścigania. Tym bardziej, że takie miejsce jak myjnia może normalnie działać – powiedział prof. Potulski w rozmowie z dziennikarzem Radia ZET. Podobne zdanie ma zresztą na temat karania za wejście do lasu. Według prawnika zakazu wstępu do lasu nie ma, bo "może go orzec tylko nadleśniczy w trzech wyjątkowych sytuacjach. – Żadna z nich w tej chwili nie występuje – stwierdził.

W opinii prof. Potulskiego, jeśli zakaz jest bezpodstawny, to prawo łamie funkcjonariusz, ponieważ kiedy organ nie ma kompetencji do wprowadzania zakazu, a zakazuje, to przekracza swoje kompetencje. Jedynym rozwiązaniem, żeby "załatać" luki prawne we wprowadzonych obostrzeniach, byłoby ogłoszenie stanu wyjątkowego.

Czytaj także:

Złamał zasady kwarantanny, dostał grzywnę 20 tys. zł. "Kara powinna być zapłacona w terminie 7 dni"

Krotoszyn jednak nie będzie "strefą zero". Pojawi się za to więcej patroli