Trafiłem na ten profil na Instagramie przypadkiem. Nigdy wcześniej w żaden się tak nie wkręciłem

Michał Mańkowski
Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak bardzo wkręciłem się w obserwowanie kogokolwiek w internecie. Ba, chyba nigdy wcześniej tak często i regularnie tego nie robiłem. Do czasu, gdy przypadkiem trafiłem na Deana Schneidera – Szwajcara, który zostawił swoją dobrze prosperującą firmę finansową i wyjechał do Afryki, gdzie założył rezerwat. To, co Dean wyprawia z dzikimi zwierzętami jest dosłownie hipnotyzujące.
Dean Schneider dosłownie mieszka z lwami. Fot. Instagram / Dean Schenider
Tymczasem w przypadku Deana nie tylko regularnie wpadam na jego Instagrama, by zobaczyć, co nowego tam słychać, to dodatkowo oglądam każdy film na YouTube. A ten kanał dość szybko stał się hitem, choć wystartował kilka tygodni temu, to ma już ponad 800 tys. subskrypcji. A wrzucili tam dopiero 16 filmów. Dean, rocznik 1992, to Szwajcar, który mimo młodego wieku, żyje już drugim życiem. Założył firmę, która zajmowała się konsultingiem finansowym. Zatrudniał kilkadziesiąt osób, zarabiał spore pieniądze, ale – jak sam mówi – od dzieciństwa w duszy grały mu zwierzęta. Dlatego w końcu postanowił to rzucić i wyjechać nie w Bieszczady, a do Afryki.


Kupił blisko 400-hektarów ziemi na południu Afryki, gdzie otworzył oazę "Hakuna Mipaka". Włożył w to wszystkie zarobione pieniądze i zbudował od zera (dosłownie od zera, co pokazywał czasami na filmach) miejsce, w którym nie tylko może mieszkać, ale zajmować się zwierzętami w niemal dzikich i całkowicie naturalnych warunkach.
Pierwsze skrzypce grają naturalnie lwy, z którymi robi takie rzeczy, jakich ja czasami nie dam rady zrobić ze swoim małym kotem. Do tego dochodzą m.in. małpy, węże, hieny, szopy, lamparty, a także "nasze" psy, kaczki i wiele innych. Mówimy tylko o tych, które żyją z nim w domu lub obok niego. Do tego dochodzą jeszcze setki tych biegających "wolno".

Te powyższe to zazwyczaj zwierzęta uratowane przez niego z niewoli. Lwy wychowuje praktycznie od małego i właśnie dlatego może pozwolić sobie na tak wiele (podobnie jak jego operator). Jak sam wielokrotnie wyjaśnia, udaje mu się to, ponieważ stado lwów traktuje go jako "swojego". Spędza z nimi czas w deszczu i w słońcu, podczas jedzenia (bardzo krwawego), jak i leniwych drzemek.
Wyjaśniał, że bardzo dobrze czyta ich znaki. A tych jest cała masa: od ruchu ogonem, zachowanie ciała, warczenie i wszystkie inne rzeczy, na które my nie zwrócilibyśmy uwagi. Zresztą, co ja Wam będę mówił, to trzeba zobaczyć na własne oczy.

Dean to taki Steve Irwin dzisiejszych czasów. Na Instagramie obserwuje go już ponad 6 mln osób, a liczba ta rośnie błyskawicznie. I nic dziwnego, bo filmiki dają naprawdę unikalny wgląd w to, co jest dla "nas" całkowicie nierealne i niemożliwe, a także pozwalają oderwać się od codzienności. Dean jest przy tym wszystkim sympatyczny i szczerzy. Cel ma tylko jeden: zaszczepić zwierzęta w sercach ludzi, dokładnie takie, jakie są naprawdę. I trzeba przyznać, że mu to wychodzi. Rezerwat można oglądać tylko online, nie jest dostępny dla turystów w żaden sposób, a na miejscu poza kilkoma najbliższymi współpracownikami tworzą go lokalni mieszkańcy.