Miłość od drugiego wejrzenia. Porsche Macan Turbo jest tak odjazdowe jak jego kolor
To było moje drugie podejście do Macana po liftingu i w końcu dostałem to, na co czekałem. Znowu na kilka dni wskoczyłem do tego magicznego świata, w którym moc jest zawsze dostępna, a żaden zakręt nie jest wystarczająco straszny. Piszę w końcu, bo za pierwszym razem zabrakło mi jednak tego "feelingu" Porsche. Wiem to szczególnie teraz, bo wersja Turbo to jednak zupełnie inna para kaloszy. To naprawdę wspaniała maszyna.
Fot. naTemat.pl
Takie Porsche, na jakie zawsze mieliście ochotę
Co innego wersja Turbo, czyli ta, którą widzicie. Auto równie odjazdowe co jego kolor. Swoją drogą – wielu ludziom ten samochód z wyglądu kojarzy się z żabą, a tu taki lakier… W każdym razie: tym razem na pokładzie było koni nie trzysta, a prawie o połowę więcej. Czyli dokładnie 440 KM i budzące grozę 550 Nm dostępnych już od 1800 obrotów na minutę. Moc pochodzi z trzylitrowego, sześciocylindrowego silnika.
Fot. naTemat.pl
Efekt robi duże wrażenie i na papierze, i na żywo. Może kilka suchych cyfr: przyspieszenie do 100 km/h z pakietem Sport Chrono w 4,1 sekundy, prędkość maksymalna 270 km/h i wreszcie przyspieszenie od 80 do 120 km/h w mniej niż trzy sekundy. Nic tylko wyprzedzać tiry w trasie. Choć umówmy się, że nie do tego Macan powstał oczywiście.
Fot. naTemat.pl
Jak zawsze w przypadku Porsche doskonałe wrażenie robi Launch Control. Sposób, w jaki to dwutonowe (!) auto odbija się do przodu, jest zadziwiający. Jak strzał z procy.
Fot. naTemat.pl
Nie będzie też większym zaskoczeniem stwierdzenie, że Macan prowadzi się doskonale. Doskonale jeździł już przed liftingiem, doskonale jeździł i ten 245-konny poliftingowy egzemplarz. Zresztą: Macan to auto, które radzi sobie nawet na torze wyścigowym. Sprawdzałem to.
Fot. naTemat.pl
W każdym razie Macana wyprowadzić z równowagi jest niezwykle trudno. Jazda w zakrętach jest właściwie przyjemniejsza niż po prostej. Co ważne, za układem napędowym nadąża też zawieszenie samo w sobie. Przednia oś to niezależne zawieszenie z podwójnymi wahaczami poprzecznymi. Z tył mamy niezależną oś z wahaczami trapezowymi.
Fot. naTemat.pl
I może jeszcze kilka słów o spalaniu, które jak w każdym Porsche wypada… bardzo dobrze. Za każdym razem mnie to zaskakuje, ale ta reguła sprawdza się właściwie przy każdym modelu niemieckiej marki, także przy Panamerze czy 911. Tak więc Macan – jeśli traktujecie go po sportowemu – wypije tyle, ile wlejesz do baku.
Fot. naTemat.pl
To wnętrze... i ta cena
Jeśli już natomiast mam się do czegoś doczepić, to do wnętrza. Od mojego pierwszego testu poliftingowej wersji Macana już minął niemal rok i teraz jeszcze bardziej widzę, jak zestarzało się wnętrze tego auta. Choć pojawił się tutaj nowy ekran – taki jak w Panamerze choćby – multimedialny na środku kokpitu, to sam jego projekt coraz bardziej trąci myszką.Fot. naTemat.pl
I jeszcze jedna kłopotliwa kwestia. Tak naprawdę wersja Turbo nie ma przewagi nad bazową tylko w jednym aspekcie i jest to naturalnie cena. Macan Turbo już bez dodatków kosztuje 428 tysięcy złotych. Kwota niebagatelna, a przecież cennik Porsche jest tak skonstruowany, że trzeba dopłacić nawet za dywaniki.
Fot. naTemat.pl
Wisienką na torcie są dywaniki (613 zł), gaśnica (766 zł) oraz system nagłośnienia Burmester. 18365 zł. Ale przyznaję, że jest genialny.Koniec końców taki Macan jak na zdjęciu kosztuje 619 432 zł. Ale żeby nie było: warto dopłacić do wersji Turbo. Bardziej bym powiedział, że bazowa 245-konna nie ma sensu i lepiej spojrzeć w kierunku oferty np. Audi. Ale Turbo jest świetne.
Porsche Macan Turbo na plus i minus:
+ Świetne osiągi
+ Doskonałe prowadzenie
+ "Poczucie" Porsche
+ Przyzwoite spalanie
+ Komfort podróży
- Cena po doposażeniu potrafi zaskoczyć
- Przestarzałe wnętrze
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl