Miłość od drugiego wejrzenia. Porsche Macan Turbo jest tak odjazdowe jak jego kolor

Piotr Rodzik
To było moje drugie podejście do Macana po liftingu i w końcu dostałem to, na co czekałem. Znowu na kilka dni wskoczyłem do tego magicznego świata, w którym moc jest zawsze dostępna, a żaden zakręt nie jest wystarczająco straszny. Piszę w końcu, bo za pierwszym razem zabrakło mi jednak tego "feelingu" Porsche. Wiem to szczególnie teraz, bo wersja Turbo to jednak zupełnie inna para kaloszy. To naprawdę wspaniała maszyna.
Porsche Macan po liftingu z tyłu wygląda genialnie. Fot. naTemat.pl
O co chodzi z tym pierwszym podejściem do Macana? Cóż, była to zupełnie podstawowa (i najtańsza) wersja z dwulitrowym, 245-konnym (!) silnikiem. Takim, który jest używany w autach pokrewnej marki, czyli… Volkswagena.
Fot. naTemat.pl
W efekcie, choć same właściwości jezdne były doskonałe, w aucie jednak brakowało trochę emocji, a dźwięk silnika był nieprzystający do rodowodu marki. Wtedy nawet wydawało mi się trochę, że ta moc nie jest taka zła jak na komfortowego SUV-a... ale byłem w błędzie.

Takie Porsche, na jakie zawsze mieliście ochotę


Co innego wersja Turbo, czyli ta, którą widzicie. Auto równie odjazdowe co jego kolor. Swoją drogą – wielu ludziom ten samochód z wyglądu kojarzy się z żabą, a tu taki lakier… W każdym razie: tym razem na pokładzie było koni nie trzysta, a prawie o połowę więcej. Czyli dokładnie 440 KM i budzące grozę 550 Nm dostępnych już od 1800 obrotów na minutę. Moc pochodzi z trzylitrowego, sześciocylindrowego silnika.
Fot. naTemat.pl
Jaka jest różnica? Mniej więcej taka jak między świętami wielkanocnymi 2019 i 2020, czyli z koronawirusem. Ot, przykład na czasie.


Efekt robi duże wrażenie i na papierze, i na żywo. Może kilka suchych cyfr: przyspieszenie do 100 km/h z pakietem Sport Chrono w 4,1 sekundy, prędkość maksymalna 270 km/h i wreszcie przyspieszenie od 80 do 120 km/h w mniej niż trzy sekundy. Nic tylko wyprzedzać tiry w trasie. Choć umówmy się, że nie do tego Macan powstał oczywiście.
Fot. naTemat.pl
Już na żywo Macan robi świetne wrażenie zwłaszcza dzięki tej ostatniej wartości. Silnik jest elastyczny, pełen moment obrotowy od 1800 obrotów na minutę zapewnia moc wrażeń ułamek sekundy po dociśnięciu pedału gazu. Oczywiście swoje robi także 7-biegowa skrzynia PDK, która wachluje biegami szybciej niż jestem w stanie mrugnąć okiem.

Jak zawsze w przypadku Porsche doskonałe wrażenie robi Launch Control. Sposób, w jaki to dwutonowe (!) auto odbija się do przodu, jest zadziwiający. Jak strzał z procy.
Fot. naTemat.pl
Wrażenia jeszcze bardziej pogłębia sportowy układ wydechowy – tutaj akurat z bardzo gustownymi czarnymi końcówkami, które świetnie współgrają z tym szalonym lakierem auta. Rasowego brzmienia silnika brakowało mi szczególnie w tym Macanie, do którego odniosłem się wcześniej. Tutaj wszystko brzmi tak, jak powinno. I jest dobrze.

Nie będzie też większym zaskoczeniem stwierdzenie, że Macan prowadzi się doskonale. Doskonale jeździł już przed liftingiem, doskonale jeździł i ten 245-konny poliftingowy egzemplarz. Zresztą: Macan to auto, które radzi sobie nawet na torze wyścigowym. Sprawdzałem to.
Fot. naTemat.pl
To naturalnie żadna magia, tylko wyrafinowana technologia inżynierów z Zuffenhausen. Macan jest wyposażony w aktywny napęd na cztery koła ze elektronicznie sterowanym sprzęgłem wielopłytkowym. Do tego dochodzą automatyczna blokada mechanizmu różnicowego czy po prostu… kontrola trakcji.

W każdym razie Macana wyprowadzić z równowagi jest niezwykle trudno. Jazda w zakrętach jest właściwie przyjemniejsza niż po prostej. Co ważne, za układem napędowym nadąża też zawieszenie samo w sobie. Przednia oś to niezależne zawieszenie z podwójnymi wahaczami poprzecznymi. Z tył mamy niezależną oś z wahaczami trapezowymi.
Fot. naTemat.pl
Finalnie Macan jeździ nie jak SUV, tylko jak auto, w którym kierowca siedzi przy samym asfalcie. A przecież to wciąż samochód, który tak jak większy Cayenne, świetnie radzi sobie… w terenie. Tak, wiem, nikt tego w Porsche nie robi. Ale dla porządku: głębokość brodzenia przy zawieszeniu stalowym to 300 mm, a przy opcjonalnym pneumatycznym (i po podniesieniu auta w trybie off Road) nawet 340 mm.

I może jeszcze kilka słów o spalaniu, które jak w każdym Porsche wypada… bardzo dobrze. Za każdym razem mnie to zaskakuje, ale ta reguła sprawdza się właściwie przy każdym modelu niemieckiej marki, także przy Panamerze czy 911. Tak więc Macan – jeśli traktujecie go po sportowemu – wypije tyle, ile wlejesz do baku.
Fot. naTemat.pl
Ale już przy "ludzkim" traktowaniu pedału gazu wyniki też robią się całkiem ludzkie. Na autostradzie wystarczy 13-14 litrów. W mieście 15-16. I skoro już o tej autostradzie, to Macan Turbo jest w pewnym aspekcie dokładnie taki sam, jak słabsze wersje. To wciąż niezwykle komfortowe auto, jeśli tylko tak ustawimy zawieszenie. Idealne do połykania setek kilometrów.

To wnętrze... i ta cena

Jeśli już natomiast mam się do czegoś doczepić, to do wnętrza. Od mojego pierwszego testu poliftingowej wersji Macana już minął niemal rok i teraz jeszcze bardziej widzę, jak zestarzało się wnętrze tego auta. Choć pojawił się tutaj nowy ekran – taki jak w Panamerze choćby – multimedialny na środku kokpitu, to sam jego projekt coraz bardziej trąci myszką.
Fot. naTemat.pl
Zwłaszcza ta klawiszologia w tunelu środkowym jest odstraszająca. W nowych Cayenne, Panamerach i 911 wygląda to jednak lepiej. Z drugiej strony – wszystko jest pod ręką, nie trzeba grzebać w ustawieniach, żeby dokopać się choćby do ustawień aktywnego wydechu, który w nowych 911-tkach można uruchomić tylko z ekranu dotykowego.

I jeszcze jedna kłopotliwa kwestia. Tak naprawdę wersja Turbo nie ma przewagi nad bazową tylko w jednym aspekcie i jest to naturalnie cena. Macan Turbo już bez dodatków kosztuje 428 tysięcy złotych. Kwota niebagatelna, a przecież cennik Porsche jest tak skonstruowany, że trzeba dopłacić nawet za dywaniki.
Fot. naTemat.pl
Kilka cyfr dla przykładu ze specyfikacji tego modelu. Dach panoramiczny – 8264 zł. Wnętrze wykończone gładką skórą – 8367 zł. Pneumatyczne zawieszenie – 7590 zl. Asystent parkowania z kamerą cofania – 10651 zł. Nawet asystent utrzymania pasa ruchu z asystentem zmiany pasa ruchu kosztuje – uwaga – 6000 zł. Wiecie, to akurat opcje, które często są „w cenie” w znacznie bardziej budżetowych autach.

Wisienką na torcie są dywaniki (613 zł), gaśnica (766 zł) oraz system nagłośnienia Burmester. 18365 zł. Ale przyznaję, że jest genialny.Koniec końców taki Macan jak na zdjęciu kosztuje 619 432 zł. Ale żeby nie było: warto dopłacić do wersji Turbo. Bardziej bym powiedział, że bazowa 245-konna nie ma sensu i lepiej spojrzeć w kierunku oferty np. Audi. Ale Turbo jest świetne.

Porsche Macan Turbo na plus i minus:

+ Świetne osiągi
+ Doskonałe prowadzenie
+ "Poczucie" Porsche
+ Przyzwoite spalanie
+ Komfort podróży
- Cena po doposażeniu potrafi zaskoczyć
- Przestarzałe wnętrze

Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl