Zosie samosie w akcji. Kobiety mówią nam, co zrobiły na kwarantannie po raz pierwszy w życiu

Ola Gersz
Kwarantanna to czas wyzwań. Jasne, są dni, w których leżymy w dresach, oglądamy Netflixa i wstajemy tylko do lodówki i toalety, ale są też takie dni, w które mówimy sobie: "dzisiaj TO zrobię". Czym jest "to"? Wszystkim! Od nowych hobby i kulinarne rewolucje po samodzielne wyczyny fryzjerskie i zabawy w dużego majsterkowicza. Kobiety opowiadają nam, co zrobiły po raz pierwszy w życiu na kwarantannie.
Kwarantanna to świetny czas, żeby zrobić coś po raz pierwszy Fot. Kadr z filmu "Julie i Julia"
Izolacja i stres z powodu pandemii koronawirusa dają się niektórym we znaki. Jednak nasze rozmówczynie, zamiast "oszaleć" w swoich czterech ścianach, postanowiły nauczyć się na kwarantannie czegoś nowego. Wyszły ze strefy komfortu, opanowały nowe umiejętności, znalazły pasjonujące hobby. Nie będziemy przedłużać, oddajemy im głos. Może zainspirują innych?

Lekcje zdalne i domowy chleb


Do nabycia nowych umiejętności trzeba czasu i cierpliwości. A co jak co, tego mamy podczas tej kwarantanny pod dostatkiem. Nowe przydatne talenty i hobby, a nawet podnoszenie kwalifikacji zawodowych – o nich opowiadają Kasia, Ida i Wiktoria.


Kasia:: Moim celem na "kwarantannę" była nauka pieczenia. A nienawidziłam i gotowania, i pieczenia. Zdecydowałam jednak, że tym razem na urodziny mojej mamy wszystko zrobię sama. Upiekłam więc tort i sernik 2 moje pierwsze ciasta w życiu! Sernik zawojował nasze serca tak bardzo, że na święta część "pieczeniową" robiłam już zupełnie sama. Do tradycji rodzinnej wejdzie teraz świąteczny sernik z "okresu kwarantanny". Kolejna nowa dla mnie rzecz to nauczanie zdalne. Nie znosiłam online'u, a w jeden dzień właściwie całą moja szkoła językowa musiała wejść na nieznany grunt i zacząć działać wirtualnie. Po masie szkoleń oraz lekcji dla lektorów działamy online i idzie nam świetnie! Pokazuje to, że nasze granice są tylko w naszych głowach, a ekstremalne warunki potrafią pokonać naszą strefę komfortu, co wychodzi nam na dobre.

Ida: Nauczyłam się piec chleb! Zawsze wychodzi pyszny. Oprócz tego stałam się ekspertem w e-learningu (jestem nauczycielką), a nigdy wcześniej tego nie robiłam. Urządzam również sama balkon w moim nowym mieszkaniu – zamawiam, projektuję, przerabiam. Nauczyłam się też grać w Tysiąca (śmiech).

Wiktoria: Ja zaczęłam podczas tej kwarantanny tkać na ramie. W weekend biorę się też za robienie na drutach i kupiłam sznurek do makramy, więc ogarniam teraz te sploty. Uczę się też kodować.

Majsterkowanie i uprawianie roślin


Kwarantanna to również czas na nowe ambitne wyzwania. A czy jest coś ambitniejszego, niż majsterkowanie czy zakładanie balkonowego ogródka? Nerwów kosztuje to sporo, ale za to satysfakcja jest – jak przekonują nasze rozmówczynie – nie z tej ziemi.

Helena: Od kilku miesięcy mieszkam w moim pierwszym własnym mieszkaniu. Wcześniej prosiłam o wszystko znajomych "majsterkowiczów", ale z powodu epidemii to jest niemożliwe. Co więc zrobiłam? Postanowiłam zrobić wszystko sama! O dziwo, okazało się, że jakoś mi te mieszkaniowe czynności wychodzą, a satysfakcja ze zrobienia czegoś samemu jest niesamowita. Zamontowałam rolety (tyle przekleństw to moi sąsiedzi zza ściany chyba w życiu nie słyszeli), wytapetowałam ścianę w przedpokoju, pomalowałam parapety zewnętrzne i balustradę balkonową, będę zakładać też siatkę dla kota na moim malutkim balkonie (obejrzałam już na YouTube chyba wszystkie tutoriale), składać nowy regał, który już zamówiłam w sieci i po raz pierwszy w życiu użyję wiertarki, żeby zamontować wiszące doniczki. Będę też sadzić rośliny! Trzymajcie kciuki (śmiech)!

Ania: Odkryłam na kwarantannie, że mam mityczną "rękę do kwiatów" (śmiech). Okazało się, że wystarczy... o nie dbać. Podlewam, przesadzam, rozmnażam, szukam nowych listków, które rosną jak szalone. Mam już w moim mieszkaniu (37 metrów kwadratowych)... 32 rośliny doniczkowe. I będzie więcej!

Ćwiczenia w domu i rozwój osobisty


Izolacja w domu to również idealny czas na zajęcie się samą sobą. W jaki sposób? Jaki tylko przyjdzie ci do głowy. Bo kto powiedział, że podczas pandemii nie można się rozwijać?

Beata: Zaczęłam trenować Szóstkę Weidera, codziennie uprawiam też jogę. Wkręciłam się też w aromaterapię i kadzidła, a także czekam na mojego pierwszego własnego psa! Ewa: Oprócz tego, że nauczyłam się śpiewać po hiszpańsku (śmiech), podjęłam wyzwanie, którego się trzymam, czyli ćwiczenia. 30 kolejnych dni ćwiczeń fizycznych. Nie chce mi się niesamowicie, ale jestem konsekwentna. Oprócz tego zdalnie nauczyłam moją mamę robić zrzuty ekranu na telefonie i teraz wysyła m bzdury (śmiech).

Kinga: Zrobiłam sobie nowe włosy! W życiu sama ani nie farbowałam, ani nie obcinałam końcówek. Nie mogłam jednak na siebie patrzeć w lustrze, więc postanowiłam zaryzykować. Kupiłam w drogerii online farbę o jakimś ludzkim kolorze, obejrzałam tutorial na YouTube, jak samemu obciąć włosy i zamknęłam się w łazience na dwie godziny. Jestem naprawdę zszokowana i dumna z siebie, bo kolor wyszedł ładnie, a końcówki prosto!

Marysia: Nigdy nie miałam czasu na rozwój osobisty: praca, wyjścia ze znajomymi, tysiąc obowiązków dziennie. Teraz jestem zamknięta w domu, dzieci nie mam, mąż może zająć się sobą sam, więc stałam się swoim własnym coachem (śmiech). Słucham motywujących podcastów, gdy gotuję lub sprzątam, czytam mądre książki, oglądałam wykłady coachów na YouTube. Bardzo pomaga mi to na kwarantannie, którą coraz trudniej mi wytrzymać.

Wyjście ze strefy komfortu


A na koniec ekstremalne pierwsze razy: nie nowe umiejętności czy hobby, ale zrobienie czegoś, co wydawało nam się wręcz zupełnie niemożliwe. Przełamywanie psychicznych barier i wychodzenie ze strefy komfortu to naprawdę olbrzymie osiągnięcia. Tę kwarantannę zapamiętamy właśnie za nie.

Gosia: Na początku kwarantanny po raz pierwszy w życiu sprawiłam sobie kota. Odebraliśmy ją w dzień zamknięcia kin i teatrów. Mieliśmy iść tego dnia z partnerem na musical "Jesus Christ Superstar", ale odwołali, więc szybko umówiliśmy się z hodowcą. Myślę, że to jedna z najlepszych nowych rzeczy, jakie mogłam zrobić w tym okresie. Sandra: W Wielkanoc mojemu partnerowi weszła w palec u nogi największa na świecie drzazga. Miała ze 3 cm! Gdyby nie kwarantanna, to poszlibyśmy do lekarza, ale z braku innych możliwości, musiałam tę drzazgę wyciągnąć sama. Może to brzmi głupio, ale mnie po prostu przerażają rzeczy w ciele. Płakałam nad tą nogą niemalże.

Musiałam mu igłą rozpruwać palec i wyjmować drzazgę od góry, bo weszła od dołu. Myślałam, że zwymiotuję, ale dałam radę, udało się. Byłam zmuszona do przełamania bariery. A z innych "pierwszych rzeczy" farbowałam mojemu facetowi włosy szamponetką (śmiech). Zdecydował się na nią pierwszy w życiu. Rezultat? Włosy miały być brązowe, wyszły rude (śmiech).

Maja: Po raz pierwszy w życiu zaczęłam używać wibratora. Może ktoś się obruszy, ale mój facet mieszka daleko, nie możemy się teraz widywać, a mam swoje potrzeby. Nigdy wcześniej nie używałam seks zabawek, bo po pierwsze, zawsze byłam w związku i nie miałam takiej potrzeby, a po drugie... bałam się ich. Pewnie brzmi to irracjonalnie, ale zawsze miałam opór przed włożeniem do mojej pochwy coś innego, niż penis. Jednak raz się żyje! Zamówiłam wibrator, zrobiłam sobie wieczór dla siebie i było naprawdę przyjemnie! Przełamałam się.

Natalia: A ja wyciągnęłam rękę do mojego ojca, alkoholika i przemocowca. Nie rozmawialiśmy ze sobą sześć lat. Jest już po siedemdziesiatce, mieszka sam, więc gdy wybuchła epidemia – co mnie zdziwiło – zaczęłam się o niego martwić. Zadzwoniłam do niego pewnego dnia, on się rozpłakał, gdy usłyszał mój głos. Ja też.

Jesteśmy na dobrej drodze do naprawienia swoich relacji, a ja na trudnej ścieżce do wybaczenia. Ten pierwszy krok, kontakt po latach, był najtrudniejszy i jestem pewna, że gdyby nie zagrożenie związane z koronawirusem, nigdy bym się do niego nie odezwała. Za to będę temu wirusowi wdzięczna.