Myśleli, że to już koniec, ale dopadła ich druga fala epidemii. Tę wyspę wskazują jako ostrzeżenie

Katarzyna Zuchowicz
Wszyscy boją się drugiej fali zakażeń, a eksperci wcale w tym względzie nie uspokajają. Coraz głośniej mówi się o tym i w Europie, i w USA. Ale są miejsca na Ziemi, które już druga fala dopadła. Takie, gdzie ludzie naprawdę myśleli, że to już koniec, a wirus uderzył ze zdwojoną siłą. Japońska wyspa Hokkaido, gdzie latem 2020 roku miał się odbyć maraton olimpijski, właśnie tego doświadcza. Po raz drugi wprowadzono tam stan wyjątkowy i zamknięto szkoły.
Na wyspie Hokkaido 19 marca zniesiono stan wyjątkowy z powodu koronawirusa. Druga fala epidemii przyszła w połowie kwietnia. fot. screen/https://youtu.be/dQpgKcTCQXM
Nikt się tego nie spodziewał. Druga co do wielkości wyspa Japonii, ze stolicą w Sapporo, już 28 lutego – jako pierwszy region w kraju – ogłosiła stan wyjątkowy z powodu koronawirusa. Na Hokkaido, gdzie mieszka 5 mln ludzi, zanotowano wtedy 77 przypadków zakażenia.

Na tamten moment było to bardzo dużo, Hokkaido była najbardziej zainfekowaną prefekturą w Japonii. Dla porównania – w Tokio zanotowano wtedy 39 przypadków COVID-19.

Jak zahamowali koronawirusa w Hokkaido


Władze szybko kazały zamknąć szkoły, restauracje. Zaapelowano do ludzi, by pozostali w domach. Stan wyjątkowy trwał przez 3 tygodnie – do 19 marca. Przyniósł takie efekty, że potem wyspę podawano jako przykład szybkiego działania w walce z wirusem.


"Postrzegano ją jako coś w rodzaju "success story". Zdołali powstrzymać i wyizolować wirusa" – opisywało kilka dni temu BBC. Koronawirus nie zniknął całkowicie – to trzeba zaznaczyć. Ale dziennie notowano jedynie po kilka nowych przypadków, o czym marzy dziś wiele państw świata. A były też takie dni, gdy – np. 20 i 21 marca – informowano tylko o jednym przypadku zakażenia, a np. 17 i 23 marca nie było ich wcale.

Gdy gubernator Naomichi Suzuki znosił stan wyjątkowy, pokazywał ludziom optymistyczne dane. Ale jednocześnie apelował o zachowanie środków ostrożności. I tak spokojnie było prawie przez miesiąc. W tym czasie życie zaczęło wracać do normy. Od 6 kwietnia stopniowo otwierano szkoły w Sapporo.

Jednak w połowie kwietnia wszystko się zmieniło. – Stajemy przed drugą falą epidemii koronawirusa – ogłosił nagle Naomichi Suzuki.

Druga fala epidemii
Na wyspie znów zaczęła rosnąć liczba zakażeń. Nie były to ani drastycznie wielkie skoki, ani wielkie liczby, jak w niektórych krajach Europy, czy USA. Ale pokazują pewien trend.

Po niemal miesiącu spokoju, 11 kwietnia było na wyspie już 16 przypadków COVID-19, 14 kwietnia – 18, a 16 kwietnia – 23. W ciągu tygodnia przybyło ich ponad 130. Wszystkie – jak podaje BBC – były zakażeniami lokalnymi, nikt nie zakaził się przez kontakt z osobą z zagranicy. Do dziś na wyspie każdego dnia przybywa około 20 nowych przypadków zakażeń. Potwierdzono ich 473.

Swoją drogą, zobaczcie, jak Japończycy podają dane o nowych przypadkach. To pełne zestawienie, które uwzględnia wiek, zawód, a także powiązania z innymi przypadkami. Wszystkie przypadki mają numery.
Fot. Screen/http://www2.hiecc.or.jp/soudan/upload/file/emg/file1_en_1587537161.pdf
Władze Hokkaido znów zareagowały bardzo szybko, choć zapewne nikt tutaj nie spodziewał się, że jeszcze raz będą musiały decydować się na takie działania.

12 kwietnia ponownie ogłosiły stan wyjątkowy. Znów zamknięto szkoły. Nie wprowadzono jednak takich ograniczeń, jak w wielu krajach. Wydano zalecenia, by niepotrzebnie nie wychodzić z domu i powstrzymać się od większych zgromadzeń, a także od wieczornych wyjść do barów i restauracji.

Naomichi Suzuki wystąpił na konferencji razem z burmistrzem Sapporo, Katsuhiro Akimoto. Razem apelowali do mieszkańców, by powstrzymali się od podróży do i z miasta.

Taki stan na Hokkaido ma trwać do 6 maja. Jakie będą efekty, dopiero zobaczymy. Ale np. premier Singapuru właśnie ostrzega przed powtórką tego, co zdarzyło się na Hokkaido. – Powinniśmy zrobić, co w naszej mocy, by tego uniknąć – powiedział. A w mediach społecznościowych również nie brak opinii w rodzaju: "Tak będzie, jeśli za szybko zniesiemy ograniczenia". Albo: "Spójrzcie na Hokkaido. Zbyt wcześnie się otworzyli i teraz mają drugą falę".

Lekcja z Hokkaido
Tu, na wykresie dokładnie widać pierwszą i drugą falę epidemii. Podajemy go za Hokkaido International Exchange and Cooperation Center:
Fot. Screen/ http://www2.hiecc.or.jp/soudan/upload/file/emg/file2_en_1587099307.pdf
Jakie mogą płynąć z tego lekcje? Podsumowuje je BBC w materiale, który szeroko udostępniają sobie dziś również Japończycy. Jedna dotyczy testów, których w Japonii w ogóle robi się mało.

Inna, że szybkie i konsekwentne zamknięcie naprawdę przynosi efekty. A także, że za szybko nie można odpuścić. Nad Hokkaido pochylił się też "The Economist". "Główną lekcją, jaką można wyciągnąć z Hokkaido jest to, że nawet jeśli początkowo udaje się powstrzymać epidemię, trudno jest utrzymać ten sukces na dłużej" – podsumował w rozmowie z BBC prof. Kenji Shibuya z King's College London.

Czytaj także: Najważniejsza lekcja z hiszpanki. Boją się drugiej fali zakażeń i przypominają jak było