"Wyborcza": Maseczki, które przyleciały do Polski, mają lewe certyfikaty. KGHM stanowczo zaprzecza

Rafał Badowski
Państwowy koncern KGHM miał wejść w posiadanie chińskich maseczek z podrobionymi certyfikatami. Trafiły do placówek zdrowotnych w całym kraju. Takie informacje podaje "Gazeta Wyborcza". A sam miedziowy gigant stanowczo temu zaprzecza i zapowiada drogę prawną. Zaktualizowaliśmy tekst o stanowisko firmy KGHM, które przesłała do naszej redakcji.
Maseczki, które przyleciały Antonowem z Chin, mają lewe certyikaty - informuje "Gazeta Wyborcza". KGHM stanowczo temu zaprzecza i sugeruje drogę prawną. Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Rząd zamienił w farsę przylot największego samolotu na świecie Antonow An-225. TVP relacjonowała wydarzenie na żywo, obecni byli premier, ministrowie i czołówka partyjna Prawa i Sprawiedliwości. Podano informację, że przyleciało siedem milionów maseczek ochronnych z Chin. Nie wiadomo było nawet dokładnie, jaki sprzęt kupiono. Pytania "Gazety Wyborczej" do KGHM pozostały bez odpowiedzi.

Wiadomo natomiast, że prezes KGHM Polska Miedź Marcin Chludziński ogłosił na Twitterze, że maseczki z Chin mają wszystkie niezbędne certyfikaty i sprawdzają się w szpitalach. Do tweeta dołączył zdjęcie dokumentów i nazwę firmy, która maseczki wyprodukowała – Guangdong Nafei Industrial Holding Co. Ltd. Jak podaje "GW", przedsiębiorstwo działa w produkcji papieru. Certyfikat ze znakiem CE na maski, którym chwalił się Chludziński, miała natomiast wydać włoska firma Ente Certificazione Macchine (ECM).


"Nie wydajemy żadnych certyfikatów CE"
Jak jednak podaje dziennik, jej rzekome certyfikaty notorycznie są fałszowane przez chińskich producentów. "GW" publikuje komunikat ECM z 3 kwietnia. "Nie jesteśmy jednostką notyfikowaną w zakresie środków ochrony osobistej, dlatego też nie możemy i nie wydajemy żadnych certyfikatów CE (…). Używanie naszej nazwy i numeru w maskach jest oszustwem i nadużyciem, a my podejmujemy kroki w celu śledzenia i zgłaszania wszystkich fałszywych certyfikatów w obiegu" – czytamy w piśmie ECM.

Tymczasem towar wprowadzony na teren Unii Europejskiej musi być zgodny z jej dyrektywami. Środki ochrony osobistej muszą być zgodne z wymaganiami zasadniczymi Rozporządzenia (UE) 2016/425, a tym samym bezwzględnie oznakowane znakiem CE. Paolo Bernardoni z ECM przyznał "Gazecie Wyborczej", że certyfikat, który Chludziński pokazał na Twitterze, to najprawdopodobniej "lipa".

– Wydaje się, że dokument jest wydany przez naszą firmę, ale wydany został na zasadzie "dobrowolności" i nie jest to certyfikat CE – cytuje Bernardoniego "Wyborcza".

KGHM zapowiada kroki prawne


Dziennik zapytał jeszcze o sprawę w KGHM. Lidia Marcinkowska, szefowa komunikacji firmy, zapewniła o autentyczności opublikowanych przez prezesa certyfikatów.

Gazeta przytacza jeszcze wypowiedź, którą traktuje jako pogróżki. "Wszystkie zamówione i sprowadzone produkty posiadają komplet dokumentów niezbędnych do dopuszczenia ich do obrotu na obszarze Unii Europejskiej (…), w przypadku podawania nieprawdziwych informacji będziemy zmuszeni podjąć kroki prawne w celu przeciwdziałania naruszaniu dóbr osobistych Spółki" – to cytat z przedstawicielki KGHM.

Natomiast problem z dokumentami wydawanymi przez ECM miał zostać rozpoznany, jak podaje "GW", w państwowym Centralnym Instytucie Ochrony Pracy już dawno temu. – Ente Certificazione Macchine nie ma uprawnień do wydawania certyfikatów badania typu UE, które upoważniają producenta do oznaczenia tych wyrobów znakiem CE – poinformowała prof. Katarzyna Majchrzycka, kierownik Zakładu Ochron Osobistych CIOP.

AKTUALIZACJA:

Stanowisko KGHM

Już po naszym tekście dostaliśmy e-maila od Mateusza Bydłowskiego z departamentu prawnego KGHM, w którym znalazł się między innymi skan sprostowania, jakie firma skierowała do "Gazety Wyborczej". Czytamy w nim, iż w materiale prasowym pt. "Dziwne maseczki od KGHM" zostały zawarte nieprawdziwe informacje, jakoby "KGHM wydała miliony na chińskie maseczki z podrobionymi certyfikatami" oraz "Włoski certyfikat to lipa".

"Produkty, o których mowa, nie zostały sprowadzone do Polski na podstawie podrobionych lub lipnych certyfikatów, a posiadane przez nie certyfikaty są autentyczne i nie zostały w jakikolwiek sposób sfałszowane" - czytamy. Pod pismem podpisali się Marcin Chludziński, prezes zarządu KGHM oraz Paweł Gruza, wiceprezes zarządu.



Czytaj także:

Niezwykły wyczyn marszałek z PO. Ściągnęła tyle sprzętu, że zawstydziła rząd

Obsługa An-225 w kombinezonach, Morawiecki nawet bez rękawiczek. Rząd znowu złamał zasady

Tusk po swojemu podsumował rządową farsę z transportem maseczek z Chin


źródło: "Gazeta Wyborcza"