Maska i rękawiczki oczywiste jak „dzień dobry”. W czasie pandemii te zasady muszą nam wejść w nawyk

Karolina Pałys
Lasy i parki są znów otwarte. Teoretycznie, nawet spacerując samotnie powinniśmy mieć na sobie maseczkę. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że do nałożonych na nas kilka tygodni temu restrykcji zaczynamy podchodzić mniej uważnie. To moment, gdy w naszych głowach powinny świecić się czerwone lampki: wchodzimy w bardzo niebezpieczną fazę pandemii.
Fot. materiały prasowe
Fazę, w której zdarzy nam się zapomnieć z domu jednorazowych rękawiczek, czy mniej pieczołowicie odliczyć centymetry dzielące nas od współkolejkowiczów. Nie mówiąc już o tym, że prawdopodobnie zdarzy nam się również poluzować (tylko odrobinę…) zalecenia dotyczące jednorazowości maseczek higienicznych.

Te małe, w naszej opinii, odstępstwa od normy być może nie zrobią nam krzywdy. Mogą jednak mocno zaszkodzić tym, którzy z takimi „luzakami”, jak my, stykają się przez cały dzień. Codziennie.

Na jakie ryzyko narażony jest sklepikarz? A położna?

W drugiej połowie marca pracownia Gfk przeprowadziła badanie, z którego wynikało, że liczba Polaków, którzy bez problemów mogli “zabrać” swoją pracę do domów, wcale nie była przytłaczająca. Na home office przeszło zaledwie 17 proc. z nas.

Do puli tych, którzy po ogłoszeniu stanu epidemicznego, przestali codziennie wychodzić do pracy, należy jednak doliczyć 8 proc. osób, które z powodu koronawirusa straciły zatrudnienie. Kolejne 8 proc. zostało zobligowane do wybrania urlopu, którego, siłą rzeczy, nie spędzi nigdzie indziej, niż we własnym “m”.

Jeśli do tej puli dodamy 4 proc., respondentów, którzy zamiast wypłat, otrzymują zasiłek opiekuńczy warunkowany sprawowaniem opieki nad pozostającymi w domach dziećmi, okaże się, że z dnia na dzień do pracy przestało wychodzić 37 proc. Polaków.

Tylko lub aż. Ocena skali zjawiska zależy pewnie od tego, po której stronie epidemicznego równania przyszło nam się znaleźć. Jeśli jednak trzymać się wspomnianej statystyki, można powiedzieć, że bezpieczną kwarantannę odbywa nieco więcej niż jedna trzecia dotychczasowej siły roboczej. Na ten komfort pracuje natomiast pozostałe 63 proc.

Pracuje lub pracowało, bo miesiąc od opublikowania raportu Gfk liczby te mogły się zmienić. Pewne jest jednak wciąż to, że przedstawiciele zawodów, niezbędnych do utrzymania naszego pandemicznego świata w jako takich ryzach, codziennie narażeni są na ryzyko zakażenia. Jak duże?

Jak to z odpowiedziami na pytania o koornawirusa bywa, ta również nie może być jednoznaczna.

Wiemy, że koronawirus przenosi się drogą kropelkową. Do naszego organizmu może wniknąć przez jamę ustną, nosową lub oczy. Do zakażenia może dojść więc gdy ktoś zakażony na nas “nakicha”, jak również wtedy, gdy dotkniemy skażonej wirusem powierzchni, a następnie przeniesiemy jego cząsteczki w okolice twarzy.

Im bliżej ludzi pracujemy, tym większe więc ryzyko zakażenia. Problem w tym, że do tej pory spora część z nas była przekonana, że ich zawód nie wymaga “bliskich” kontaktów z drugim człowiekiem. Koronawirus udowodnił, jak względne w naszym społeczeństwie jest pojęcie bliskości.

Na portalu OnetOnline.org, powiązanym z Departamentem Pracy USA zamieszczono wykres, który grupuje wszystkie zarejestrowane w Stanach zawody zgodnie z tym, jak fizycznie blisko w stosunku do innych ludzi muszą znajdować się osoby je wykonujące.

Na czele listy znajduje się, co ciekawe, choreograf, ex aequo z asystentem dentystycznym i fizjoterapeutą. Warto jednak dokładnie przyjrzeć się pierwszej setce, bo oprócz zawodów medycznych i tych, związanych z opieką, znajdziemy tam również kierowców autobusów, sklepikarzy czy nauczycieli.

W czasie pandemii, co oczywiste, wiele działalności obarczonych ryzykiem, zostało zawieszonych. Kosmetyczki, tatuatorzy czy fryzjerzy nie pracują. Ale już położne, kurierzy, strażacy czy aptekarze jak najbardziej.

O ciekawą analizę z wykorzystaniem powyższych danych pokusił się serwis Politico. Jego analitycy przygotowali wykres, w którym ryzyko zachorowania na koronawirusa uzależniono od potencjalnej “kontaktowości” danego zawodu oraz wysokości zarobków w danym sektorze.

Na szczycie rankingu osób najbardziej narażonych na zakażenie “przodują” kasjerzy. Lista sporządzona była w odniesieniu do realiów amerykańskich, więc znaleźli się na niej również przedstawiciele zawodów, które w naszym kraju przymusowo pauzują (kelnerzy, nauczyciele itp.).

Chociaż tego typu zestawienia to czyste spekulacje, bo twardych danych dotyczących transmisji koronawirusa wciąż brak, nawet traktowane w kategoriach hipotez, dają sporo do myślenia. Kierowcy autobusów, farmaceuci, medycy niezmiennie, każdego dnia wychodząc do pracy biorą na siebie spore ryzyko.

Jak możemy chronić położne, farmaceutki, wolontariuszy?

Ci, którzy nie mogą lub nie chcą (tak, są i tacy), pozwolić sobie na komfort pracy zdalnej wiedzą doskonale, że potencjalnych dróg, jakimi możemy nieświadomie „dostarczyć” im wirusa do miejsca pracy, jest mnóstwo.

Wiedzą też, że jedynym sposobem, aby ograniczyć rozprzestrzenianie się choroby jest więc znajomość specyficznego savoir vivre'u czasów pandemii: dezynfekowania rąk, zakładania rękawiczek, ubierania maseczek i wyrzucania tych zużytych.

W ramach akcji #CodzienniBohaterowie, zorganizowanej przez Nationale-Nederlanden, przedstawiciele zawodów, które ułatwiają nam codzienne funkcjonowanie, postanowili więc nauczyć nas tych nowych zasad. W naTemat pisaliśmy już o tej akcji wcześniej. Przedstawiliśmy wam wtedy lekarza, który tłumaczył, dlaczego nie wolno okłamywać medyków oraz sklepikarza, który prosił, aby do osiedlowego spożywczaka przychodzić w pełnym, antywirusowym rynsztunku.

Teraz przyszła kolej na #CodzienneBohaterki. Poznajcie Joannę - położną, która w czasie pandemii ma znacznie więcej pracy. Poza tym, że pomaga kobietom bezpiecznie przejść przez poród, również bezpośrednio po nim musi zapewnić im niezbędne wsparcie psychiczne. W czasie pandemii porody rodzinne nie wchodzą bowiem w grę... O naszą pomoc w codziennym funkcjonowaniu apeluje również farmaceutka. Pani Elżbieta zwraca uwagę, że do apteki powinniśmy przychodzić osobiście wtedy, gdy naprawdę nie mamy innego wyjścia. Suplementy i witaminy mogą poczekać - na jakiś czas ograniczmy się tylko do zakupu niezbędnych leków. Do „pracy” wychodzą również wolontariuszki Zuza i Majka. Jak każdy, mają obawy przed zakażeniem, ale chęć niesienia pomocy jest silniejsza. W spocie tłumaczą, że działać może każdy - na miarę własnych możliwości: Wszystkie filmy z serii #CodzienniBohaterowie są dostępne na stronie Nationale-Nederlanden. Dowiecie się z nich, jak swoim zachowaniem możecie pomóc także kurierom, taksówkarzom, kierowcom komunikacji miejskiej, strażakom czy rolnikom sprzedającym żywność na bazarku.

Artykuł powstał we współpracy z Nationale-Nederlanden.