Zobaczyliśmy, że Kaczyński nie jest żadnym geniuszem, tylko chciwym władzy, amoralnym człowiekiem
Mój wniosek z przygody opozycji z panem Gowinem jest taki: opór się opłaca. Ten, kto się opiera, może nie wygrywa od razu, ale kupuje sobie trochę czasu, w którym wszystko może się zdarzyć i często w końcu wygrywa. Nawet wobec przeważających sił przeciwnika, bitwa po bitwie. Zwłaszcza gdy przeciwnik nie używa zbyt często finezji i inteligencji, tylko polega na topornej sile.
Czytaj także: Już wiadomo, co z ciszą wyborczą i lokalami 10 maja. Jest oficjalna decyzja PKW
I tak właśnie się stało tym razem, z planowanym na 10 maja głosowaniem Jacka Sasina i Poczty Polskiej (bo jak Państwo wiedzą, „wyborami” tego czegoś nie nazywam).
Tymczasem słucham dziś od rana komentarzy (tekst piszę w czwartek wieczorem) – jak to Jarosław Kaczyński znów zwyciężył opozycję i przeprowadził, co chciał i jaki z niego geniusz polityczny. Bo wyborów nie będzie wprawdzie 10 maja, ale będą miesiąc czy dwa później i nie będą przecież wiele się różnić od tych przestępczych do których niemal doszło, ani prawnie, ani proceduralnie. Tak więc racja prezesa PiS jest rzekomo znów na górze.
I tu właśnie wkraczam ze zdecydowaną polemiką, choć co do zasady nie znoszę rozpatrywania spraw państwowych z prostackiego, typowo partyjnego punktu widzenia: „Kto wygrał, a kto przegrał”, po pierwsze dlatego, że nie uważam, by w takich sytuacjach można o kimś powiedzieć, że jest zwycięzcą. Przegrana państwa prawa jest przecież zawsze przegraną nas wszystkich, także polityków PiS i ich wyborców, bo i oni, koniec końców, będą musieli żyć w państwie bezprawia, które sami stworzyli i wierzcie mi, odczują jego działanie na własnych grzbietach.
Trudno jednak nie zauważyć faktu, że choć oczywiście kompletne bezprawie jakiego jawnie i od dawna dopuszcza się PiS trwa dalej, że choć nowy termin wyborów ma ogłosić bez żadnego trybu marszałkini Witek, a orzeczenie o nieważności niedoszłych Izba SN, której tego zrobić nie wolno, bo sama działa nielegalnie i co za tym idzie, nielegalne i nieważne będą także jej orzeczenia, że choć straciliśmy wszyscy cenny czas, który władza powinna przeznaczać na walkę z koronawirusem, a nie na wybory i choć straciliśmy też pieniądze – na druk podejrzanych kart „do głosowania”, w których niepodrabialność nikt już nie wierzy i wreszcie, że choć wojna o demokrację nadal trwa, to jednak zwolennicy rządów prawa zdobyli w niej kilka punktów.
Kaczyńskiemu zaś, mimo, że przeznaczył na ten cel niemal wszystkie siły i środki i najlepszych (w sensie: najbardziej zakłamanych, pozbawionych skrupułów i ślepo posłusznych) partyjnych działaczy, nie udało się zrealizować tego, o czym marzył: przeprowadzić wyborów 10 maja.
Był gotów narazić zdrowie i życie Polaków, wysłać ich na śmierć, złamać każde prawo, a mimo to – musiał ustąpić.
Warto odnotować, że takie efekty przyniósł silny i solidarny opór, przed którym, pod warunkiem, że jest przemyślany, zorganizowany i solidarny – niekiedy, wcale nie tak rzadko, cofnąć się muszą nawet dyktatorzy.
Zobaczyliśmy, że PiS nie jest monolitem i da się zmusić do odwrotu, a Kaczyński nie jest żadnym geniuszem, tylko chciwym władzy człowiekiem, którego jedyna przewaga polega na tym, że w przeciwieństwie do całej reszty polityków, przecież także nie kryształowych, jest całkowicie amoralny i pozbawiony skrupułów.
I nie jest to bynajmniej powód do chwały, ale do wstydu.
Cóż, jesteśmy na wojnie, wojnie o nasz kraj, demokrację i dalszą przynależność Polski do UE i moim zdaniem, sytuacja z Gowinem i wyborami pokazała, że konsekwentną i ciężką praca można ją wygrać. Łatwo nie będzie, ale warto walczyć.
Czytaj także: Kiedy nowe wybory i na jakich zasadach? Dwa najważniejsze wnioski po oświadczeniu PiS i Gowina