Fryzjerzy mają dość i wychodzą z "podziemia". Sprawdziliśmy, ile kosztuje mobilne strzyżenie

Łukasz Grzegorczyk
Kiedy pójdę do fryzjera? To pytanie słyszę w czasie epidemii coraz częściej. I sam się zastanawiam, jak długo trzeba jeszcze czekać na otwarcie salonów. Od razu wam powiem: nie trzeba. W sieci ogłaszają się mobilni fryzjerzy, którzy oferują nawet dojazd do klienta. Biznes kwitnie. Pytanie tylko, czy warto ryzykować.
Nie wszyscy fryzjerzy w czasie epidemii zeszli do podziemia. Niektórzy jawnie oferują swoje mobilne usługi. Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz / Agencja Gazeta
"Jak się wreszcie świat pozbiera, jak się przyszłość wypogodzi, będę siedział u fryzjera osiem godzin" – śpiewa Artur Andrus w internetowym wyzwaniu #Hot16Challenge. I trudno się z nim nie zgodzić, bo wiele osób już przestało marzyć o wakacjach czy spotkaniach w większym gronie. Chcą po prostu pójść do fryzjera. Ale jak to zrobić, kiedy salony pozostają zamknięte?

Niedawno w naTemat nasza reporterka Daria Różańska pisała o tym, że fryzjerzy zeszli do podziemia. Bo nie mają szans działać tak, jak w "normalnych" czasach, więc szukają sposobów na ominięcie restrykcji. Zresztą podobnie jak ich klienci, którzy liczą na to, że jakoś uda im się skorzystać z usług profesjonalisty nawet w czasach zarazy.


Czytaj także: "Piszą, czy umówimy się na kawę". Fryzjerzy zeszli do podziemia i tak obchodzą zakazy rządu

Ostatnio zapytałem kolegę z burzą włosów na głowie, czy w końcu chwycił za maszynkę. Odpisał mi, że przegląda ogłoszenia... mobilnych fryzjerów. Mówił, że pewnie skorzysta, chociaż tak naprawdę to też łamanie prawa. Bo oprócz tego, że salony są zamknięte, rządowe zakazy obejmują takie mobilne usługi. Postanowiłem zorientować się, jak to działa.

Fryzjerzy mobilni w czasach epidemii


Wchodzę na stronę popularnego serwisu z ogłoszeniami. Pod hasłem "mobilny fryzjer" pokazują mi się od razu dziesiątki ogłoszeń. Przybywa ich po kilka, albo kilkanaście dziennie. Zainteresowanie jest ogromne, bo większość z nich ma już tysiące wyświetleń.

Otwieram jedną wybraną ofertę i dzwonię do pana Konrada. Dowiaduję się, że strzyżenie męskie z dojazdem do mojego domu będzie mnie kosztować 100 zł. Jest też opcja, bym to ja dojechał do fryzjera. Wtedy cena spada o 20 zł. Pojawił się tylko jeden problem. Na razie nie ma wolnych terminów. Na koniec pytam, jak to wygląda od strony bezpieczeństwa. – Wszystkie zasady higieny są zachowane – słyszę.
Salony fryzjerskie w Polsce są zamknięte w czasie epidemii koronawirusa.Fot. Maciej Jarzębiński / Agencja Gazeta

Przeglądam dalej i trafiam na wyjątkowo odważną ofertę. Pani Agnieszka zapewnia, że dojedzie nawet do szpitala, albo domu pomocy. Kontakt wyłącznie telefoniczny, ale i tak wszystkie szczegóły są podane już w ogłoszeniu. Strzyżenie męskie 50-60 zł. W ofercie także usługi dla pań – baleyage, pasemka czy koloryzacja. Znowu jednak odbiłem się od ściany, bo numer był zajęty przez kilka godzin.

Zadzwoniłem jeszcze pod trzy numery i w końcu znalazłem fryzjera, który ostrzygłby mnie następnego dnia. Za 75 zł z dojazdem. Pan Michał zapewnił, przyjechałby do mnie z własnym żelem do dezynfekcji, no i oczywiście w maseczce. Czy rzeczywiście by tak było? Nie wiem, ostatecznie się nie skusiłem.

Warto zaznaczyć, że tych ofert nie wystawiają jacyś amatorzy. Znalazłem fryzjera z kilkuletnim doświadczeniem. Albo fryzjerkę z kilkunastoletnim stażem w Polsce i za granicą. Ten biznes działa mimo koronawirusa. Tylko jedni ogłaszają się od razu z pełnym zakresem usług, inni wolą być bardziej dyskretni. A są też tacy, którzy na pytanie o COVID-19 rozłączają się.
Fot. Krzysztof Mazur / Agencja Gazeta
O wysyp ofert mobilnych fryzjerów zapytałem doświadczoną, znajomą fryzjerkę, która na co dzień pracowała w salonie. Chodzę do niej od lat i wiem, że profesjonalnie podchodzi do swojego zawodu. – Na początku byłam wściekła jak się o tym dowiedziałam. Ja siedziałam w domu i nie chciałam ryzykować zdrowia swojego, jak i klientów. Uważałam, że to jest po prostu nie fair – tłumaczy Monika.

Jak sama przyznaje, już teraz nie dziwi się, że takie ogłoszenia się pojawiają. Bo przecież z czegoś trzeba żyć. – Poskładałam dokumenty o dofinansowania na wszystko co możliwe: postojowe, pożyczka itp. Do dziś nie dostałam nic. A faktury za wynajęcie czynszu przychodzą normalnie. Brak mi na to wszystko słów, jeśli chodzi o pomoc rządu – nie ukrywa.

Zapytałem, czy sama zdecyduje się wystawić ofertę z mobilnymi usługami. – Gdybym nie miała na życie to zrobiłabym to samo. Na szczęście mój mąż pracuje. Czekam do następnego tygodnia. Jeśli nie będzie wiadomo, co dalej z salonami, to zaproponuję tylko swoim klientom. Tak z ogłoszenia, to bym się nie odważyła – przyznaje.

W trakcie pisania tego tekstu, w sieci na różnych stronach znalazłem kilkanaście nowych ofert. Mobilnych fryzjerów, a także kosmetyczek. I powiem wam szczerze, że już chętnie umówiłbym się na strzyżenie. Podobnie jak setki osób, które już z tego skorzystały, albo za chwilę to zrobią. Tylko zdrowy rozsądek podpowiada mi, żeby odpuścić.

Imiona rozmówców zostały zmienione.

Czytaj także: Rzecznik rządu zapowiada otwarcie salonów fryzjerskich. Podał "realny termin"