Pomógł dopiero rzecznik policji. Dziennikarz opisał, jak wepchnięto go do radiowozu
Choć nie stawiał oporu i pokazał legitymację prasową, na nic się to zdało. Paweł Rutkiewicz, dziennikarz "Gazety Wyborczej", został zatrzymany podczas protestu przedsiębiorców w centrum stolicy. Interwencję w tej sprawie zapowiada Rzecznik Praw Obywatelskich.
W policyjnym radiowozie, którym policja zabrała go na komendę do Wołomina, było jeszcze dwóch mężczyzn. Próbowali dowiedzieć się, na jakiej postawie zostali zatrzymani.
"W 'suce' jechało nas trzech: ja i dwóch uczestników protestu. Do tego pięciu policjantów. Dyskutować z policją nie musiałem, bo wyręczali mnie współpasażerowie. Pytali: 'Na jakiej podstawie zatrzymanie? Dlaczego aż do Wołomina? Jak mają wrócić? Kto im odda za hotel'. Odpowiedzi nie było" – czytamy w tekście Rutkiewicza.
To, co działo się w centrum Warszawy przed zatrzymaniem, Paweł Rutkiewicz określił jako absurdalne. Relacjonował, że nikt nie mógł wydostać się z kordonu utworzonego przez policjantów: "Wnętrza kordonu nie dało się opuścić inaczej, niż będąc z niego wyszarpniętym. Dosłownie".
"Ufny w to, że działaniom policji mimo wszystko przyświeca rozsądek, postanowiłem poczekać, aż przyjdzie moja kolej na bycie wyprowadzonym na zewnątrz. Zakładałem, że policjanci celowo wyprowadzają wszystkich pojedynczo, żeby chwilę potem osobno ich wypuścić, weryfikując przy tym, kto jest kim" – tak na łamach "GW" odtwarzał piątkowe zdarzenia Rutkiewicz. To oczywiście nie pomogło i dziennikarz trafił do radiowozu.
Tuż po przewiezieniu na komendę w Wołominie policjanci pozwolili Pawłowi Rutkiewiczowi skorzystać z telefonu. Chciał z nim porozmawiać rzecznik stołecznej policji komisarz Sylwester Marczak, ponieważ dowiedział się o zaistniałej sytuacji. Po tym, jak upewnił się, że dziennikarz pokazywał legitymację dziennikarską, Marczak "przepraszał za kolegów". To samo zrobił także podinsp. Rafał Trzaskoma, zastępca komendanta powiatowego w Wołominie.
Protest przedsiębiorców
Przedsiębiorcy, którzy wyszli na ulice w ostatnich dniach, żądali realnej pomocy od rządu i domagali się odmrożenia gospodarki. Ich pochód w stronę siedziby PiS zatrzymała policja. Przypomnijmy, że piątkowy protest był kolejnym takim działaniem przedsiębiorców w ciągu niespełna doby. W czwartek w nocy zlikwidowano ich miasteczko protestacyjne przed Kancelarią Premiera. Domagali się wtedy m.in. spotkania z premierem Mateuszem Morawieckim.
Organizator protestu, kandydat na prezydenta RP Paweł Tanajno, napisał na Facebooku, że zatrzymanie miało miejsce o godz. 1:30. "Wywieźli mnie do jakiegoś odludnego miejsca w Legionowie. Trzymali przez 5 godzin na tylnym technicznym siedzeniu 'suki'. Co chwile trzaskali drzwiami, było cholernie zimno, nie dało się spać. O 6:30 półprzytomnemu wręczyli 3 karteczki do podpisania i zaproponowali 500 zł mandatu" – opisał.
Czytaj więcej: Przedsiębiorca: "Potraktowali nas gorzej niż bydło. Mogę spędzić kolejną noc w policyjnej suce"
źródło: "Gazeta Wyborcza"