Czasy po pandemii będą "nowymi latami 90-tymi"? "Jest jedna, bardzo zasadnicza różnica"

Jakub Noch
Być w odpowiedniej chwili w odpowiednim momencie – w latach 90-tych często tyle wystarczało, by powstająca z gruzów gospodarka pozwalała się dorobić. Wielu z aktualnym kryzysem wiąże więc nadzieję, iż za kilka miesięcy czeka nas powrót do realiów, w których biznesy będzie można robić z dnia na dzień, wbijając się w opustoszałą niszę lub odnajdując nowe obszary, których powstania wymaga tzw. nowa normalność. Na ile to przekonanie racjonalne, oceniają dla naTemat.pl wiceprezes Business Center Club Łukasz Bernatowicz i ekonomista Marek Zuber.
Czasy po pandemii będą w biznesie nowymi latami 90-tymi? Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Poniższy artykuł jest częścią cyklu "Świat po pandemii". To akcja zainicjowana przez Sebastiana Kulczyka i jego platformę mentoringową Incredible Inspirations, w której wspólnie publikujemy 21 tekstów wyjaśniających, jak będzie wyglądała nasza rzeczywistość i "nowa normalność" po kwarantannie i koronawirusie. Czytaj więcej

"Nie przegap okazji na wykorzystanie kryzysu"

– Winston Churchill mawiał, że nigdy nie można przegapić okazji na wykorzystanie dobrego kryzysu... Na pewno pojawi się szereg takich sytuacji, kiedy będzie można zająć jakąś niszę, która się pojawi jako nowa lub opustoszała – stwierdza Łukasz Bernatowicz. Natychmiast dodaje jednak, że choć takie założenia mają pewne racjonalne podstawy, to proste porównania do lat 90-tych uważa za nieuzasadnione.
Łukasz Bernatowicz
wiceprezes Business Cener Club

Wówczas wszystko rodziło się od podstaw. Przykładowo, w latach 90-tych nie było systemu bankowego, nie było systemu udzielania kredytów. W zasadzie wszystkie banki dopiero się tworzyły, w różnych okolicznościach. To naprawdę były zupełnie inne czasy. Nic takiego nie czeka nas po pandemii

Jak wskazuje wiceprezes Business Center Club, po aktualnym kryzysie zastaniemy świat inny nie tylko wobec tego z lat 90-tych, ale będzie też inaczej niż po kryzysie w 2008 roku, gdyż istnieje stabilny system bankowy, a 12 lat temu to instytucje finansowe były przyczyną wszelkich problemów. – Teraz mamy ten system w całkiem dobrej kondycji. Jest on praktycznie szkieletem, na którym opiera się cały program ratowania gospodarki – wskazuje.

– Podobnie jest z innymi dziedzinami gospodarki, która w latach 90-tych była niczym gąbka gotowa zaabsorbować niemal każdy pomysł na biznes. Dzisiaj ta chłonność jest znacznie mniejsza, co nie znaczy, że nie ma miejsca na nowe pomysły – podkreśla Bernatowicz.

Państwa w ruinie nie będzie

Z nadziejami na to, że kryzys wywołany przez pandemię koronawirusa SARS-CoV-2 sprawi, iż za kilka-kilkanaście miesięcy zastaniemy gospodarczy świat w realiach pozwalających na łatwy i szybki dorobek w stanowczych słowach rozprawia się także inny z ekspertów, z którymi rozmawiamy.

Zdaniem Marka Zubera, zauważalna dziś wiara wielu Polaków, że czasy po pandemii będą w biznesie "nowymi latami 90-tymi" jest irracjonalna. – Przełom lat 80-tych i 90-tych to było naprawdę budowanie z gruzów. Rozpadła się gospodarka, a właściwie jej nie było, ponieważ w PRL obowiązywał pozbawiony sensu system nakazowo-rozdzielczy. Większość obszarów życia gospodarczego należało więc budować od zera. Teraz tak nie będzie – ucina krótko jeden z najpopularniejszych ekspertów ekonomicznych w Polsce.
Tak wyglądał pierwszy biznes w latach 90-tych. Na zdjęciu "jubiler" na jednym z warszawskich targowisk.Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Przekłuwając balonik marzeń części przedsiębiorców, Marek Zuber jednocześnie uspokaja tych, którzy w dyskusjach o "powrocie lat 90-tych" widzą głównie zagrożenie. – W obecnej sytuacji mówimy o zapaści co najwyżej w poszczególnych branżach, a do tego wiele wskazuje, iż zapaść ta będzie chwilowa. Oczywiście nie twierdzę, że w grudniu 2020 roku będziemy mieli gospodarkę na takim poziomie, na jakim zamykaliśmy rok 2019. Jednak w przypadków większości branż po odmrożeniu gospodarki odbicie będzie niezwykle dynamiczne – ocenia.
Marek Zuber
ekonimista

Porównywanie czasów po pandemii z latami 90-tymi nie ma większego uzasadnienia, choć rzeczywiście jest takie poczucie w społeczeństwie. Co być może wiąże się z tym, iż ekonomiczne skutki pandemii koronawirusa uderzyły nas w zasadzie z dnia na dzień. To jest największa różnica między aktualną sytuacją, a poprzednimi kryzysami wynikającymi z cyklu koniunkturalnego.

"Normalny kryzys" rozwija się miesiącami. Na przykład, Lehman Brothers upadł 15 września 2008 roku, ale amerykańska gospodarka weszła w recesję dopiero w pierwszym kwartale 2009 roku. Teraz wszystko dzieje się de facto z godziny na godzinę, gdy poszczególne rządy wciskają guziki zamrażając lub odmrażając jakieś obszary

- Nie zgadzam się z panującym powszechnie przekonaniem, że oto teraz nastanie coś całkowicie nowego. Nie zgadzam się z tytułami, które krzyczą do nas, że "świat już nigdy nie będzie taki sam". Pewne rzeczy na pewno się zmienią, ale przypomnijmy sobie kryzys lat 2008-2009 – wówczas również mówiono, że powstanie zupełnie nowy światowy porządek, ale czy coś naprawdę istotnego zmieniło się w życiu społeczeństw? Zmianie uległy pewne istotne reguły funkcjonowania instytucji finansowych, ale o zaistnieniu nowego porządku na świecie raczej nie możemy mówić – stwierdza ekonomista.

Duże kariery zrobione na kryzysie

Jak przekonuje jednak Łukasz Berantowicz, z pewnością "będą jakieś duże kariery, czy też duże biznesy", które zbudowane zostaną głównie na tym, że niektóre branże kryzys dotknął w większym stopniu niż inne. O wejściu w biznes jedynie z kapitałem szczęścia czy życiowej zaradności raczej nie ma mowy. Jednak ci, którzy w świecie po pandemii koronawirusa będą mieli jakiś kapitał, pewne szanse dostaną.
Łukasz Bernatowicz
BCC

W latach 90-tych był ogromny popyt na wszystko, a tego "wszystkiego" nie było. W związku z tym każdy, kto na przykład coś sprowadzał – nie ważne, czy były to trampki, skarpetki czy ciężarówki – ten w zasadzie miał rynek zbytu. Komputery, samochody, ubrania - wszystko szło na pniu.

W tej chwili nie mamy takiej klęski braku podaży. Podaż jest na  całkiem przyzwoitym poziomie, tylko został zaciągnięty ręczny hamulec przez rządzących ze względu na pandemię. Gdy ten hamulec zostanie zwolniony, ludzie ruszą nadrabiać stracony czas. Na pewno znajdą się tacy, którzy - w pozytywnym tego słowa znaczeniu – wykorzystają kryzys

W jakich obszarach biznesu należy więc ten kapitał lokować? – Zapewne nie powinno się kapitału trzymać w banku, bo jego posiadacze tylko na tym stracą przy tych stopach procentowych, które mamy obecnie. Baron Rothschild mawiał, że "kiedy krew na ulicach, kupuj nieruchomości". Nie musimy tego traktować dosłownie, myśląc o jakiejś wojnie czy rewolucji, ale w czasach kryzysu nieruchomości stanowią często atrakcyjną okazję do ulokowania kapitału. To wiadomo od dawna. Czy jednak i tym razem ceny nieruchomości spadną do tego stopnia, że będą kusić inwestorów, trudno przesądzić – mówi wiceszef BCC.
W latach 90-tych wielu Polaków zaryzykowało inwestycję na raczkującej GPW. Dziś eksperci studzą marzenia o zarobku na giełdzie.Fot. Tomasz Wierzejewski / Agencja Gazeta
– Obecne doświadczenia pokazują, że branża IT jest tym miejscem, gdzie będą się rodzić nowe szanse. Okazało się przecież, że to sektor gospodarki, który jest nam potrzebny nie tylko w czasach prosperity, ale pomaga też lepiej przetrwać kryzysy. Podobnie rzecz się ma z branżą kurierską i dostawczą. Warto spojrzeć również na przemysł spożywczy, który dotychczas nie odczuł zbyt boleśnie uderzenia kryzysu, co po pandemii da mu zupełnie inną bazę wyjściową względem tych, którzy będą musieli budować na gruzach. W lepszej sytuacji będą też te firmy, które już wcześniej inwestowały w przyszłość, ponosząc wydatki na marketing, prace badawczo‑rozwojowe i na nowe aktywa – wskazuje Bernatowicz.

Jak wskazuje Marek Zuber, wkrótce pojawią się też nowe obszary, których przed pandemią nie doceniano. – To będzie z pewnością zarządzanie kryzysowe, w tym zarządzanie ochroną zdrowia w sytuacjach krytycznych. Przyspieszą zapewne także pewne procesy robotyzacji i cyfryzacji. Zwiększone zapotrzebowanie zaobserwują branże związane z logistyką, transportem i rozwiązaniami dla pracy zdalnej, w tym szczególnie oprogramowania zwiększającego jej bezpieczeństwo – ocenia.

Zasadnicza różnica względem lat 90-tych

I tym razem ekonomista studzi jednak emocje tych, którzy wierzą, że tzw. nowa normalność pozwoli im na łatwe wejście w biznes, czy szybki dorobek. I nie chodzi tylko o to, że nie ma co marzyć, iż nawet te branże docenione dopiero w obliczu zagrożenia koronawirusem stworzą nisze do łatwego zajęcia.

– Jest naprawdę jedna, bardzo zasadnicza różnica między latami 90-tymi, a obecnymi czasami. To był najbardziej liberalny okres gospodarki rynkowej, jaki mieliśmy w Polsce po II wojnie światowej. Apogeum to była ustawa Wilczka, czyli jeszcze koniec lat 80-tych, potem doszły przemiany ustrojowe i budowa nowego systemu, czemu towarzyszyła nadal relatywnie duża swoboda gospodarcza. W ówczesnych warunkach własność prywatna rzeczywiście mogła eksplodować – tłumaczy ekonomista.

Marek Zuber wskazuje, że dzisiaj sytuacja jest wręcz diametralnie inna. - Od dobrych kilku lat buduje się nam gospodarkę państwową. Znaczna część branży bankowej została znacjonalizowana. Mamy jakieś de facto państwowe fundusze, które mają finansować start-upy, czyli tę najnowszą cześć gospodarki.
Marek Zuber
o różnicy między obecnym kryzysem a latami 90-tymi

To naprawdę nie jest atmosfera dla wybuchu aktywności biznesowej. Aktualna władza nie wspiera prywatnego modelu gospodarki. A to nie daje takiej źródłowej podstawy do tego, by ktoś mógł marzyć o powtórzeniu sukcesów, które możliwe były w latach 90-tych

Gdy ostatni raz Polska zmagała się z naprawdę wielką recesją, u władzy byli ludzie tacy, jak prof. Leszek Balcerowicz.Fot. Tomasz Wierzejewski / Agencja Gazeta
Co więc doradzić tym, którzy mają kapitał i czekają z nadzieją na ten "powrót lat 90-tych"? - Mój tata nauczył mnie mądrego powiedzenia, że "każdy czas ma swoje okazje, trzeba je tylko znaleźć". Z całą pewnością kryzys to jest zawsze szansa, ponieważ kryzys to zmiana. To okres, który daje więcej możliwości niż mamy normalnie, ale możliwości tych należy bardziej agresywnie poszukiwać. Niektórym to się uda, ale na powszechną rewolucję naprawdę nie ma sensu czekać – mówi Zuber.

W ocenie eksperta, wiele będzie zależało nie tylko od tego, jak sprawy potoczą się w Polsce, ale i na całym świecie. Paradoksalnie to właśnie z dotychczasowego globalnego uzależnienia mogą jednak wynikać pewne ciekawe szanse.

– Jeśli będzie można gdzieś szukać dobrej okazji, to w jednej z kluczowych zmian, która prawdopodobnie zajdzie w najbliższym czasie i będzie związana z poszukiwaniem dywersyfikacji. Status Chin jako fabryki świata został nieco podważony. Okazało się, że wystarczy jakikolwiek kryzys nawet w części Chin, a bez podzespołów zostaje przemysł na całym świecie. Powinna pojawić się więc idea podziału produkcji między różnymi miejscami na świecie. Być może na tym po pandemii będzie można najlepiej skorzystać – ocenia nasz rozmówca.

A oto największe podobieństwo

Są jednak i tacy, którzy z nadzieją patrzą na to, że koronawirus w pewnych kwestiach cofnie gospodarkę o kilka dekad nie po to, by samemu inwestować, a po prostu znaleźć posadę w branży, w której zarobki będą diametralnie różniły się od średniej krajowej. Na przełomie wieków także takie realia pozwalały na dorobienie się. Wtedy pensje wielokrotnie wyższe od tych, które dostawali przeciętni Kowalscy wypłacano m.in. w raczkujących dopiero branżach reklamowej czy medialnej, narzekać nie mogli też wszelkiej maści finansiści.

Zdaniem Łukasza Bernatowicza, w niedalekiej przyszłości podobne zjawiska mogą zostać zaobserwowane. – W tych branżach, o których wcześniej wspomniałem – gdzie sytuacja ma się dobrze, a zapewne jeszcze ulegnie poprawie – zarobki z pewnością będą rosły. Efektem będzie jednak pogłębienie ekonomicznego rozwarstwienia społeczeństwa. Będziemy mieli bowiem także całą rzeszę bezrobotnych. Nie wszyscy są objęci  tarczami rządowymi, więc już teraz przedsiębiorcy zwalniają, a to dopiero początek. Na pewno będzie wielu ludzi, którzy pracę stracili, a jednocześnie pojawi się spora grupa tych, którzy będą zarabiali jeszcze więcej – konkluduje surowo.
Łukasz Bernatowicz
szef Rady Dialogu Społecznego BCC

Ci, którzy lepiej na tym kryzysie wyszli - nawet nie pracując na własny rachunek – zdobędą środki, które będą mogli zainwestować. A w co?

Giełda w Polsce nie jest zachęcającym miejscem do inwestowania, bo zwykle świeci się na czerwono, niemniej można tu szukać okazji wśród spółek, które dobrze sobie poradzą w kryzysie. Może wspomniane już nieruchomości? Zapewne też tradycyjnie, złoto, które ma się dobrze w ciężkich czasach. Srebro, pod warunkiem, że jego wykorzystanie w przemyśle dramatycznie nie spadnie

- Można zastanowić się nad rządowymi papierami wartościowymi, które mają sfinansować tarczę antykryzysową. Z kolei rentowność obligacji korporacyjnych będzie bardzo mocno zależała od branży w ramach której są emitowane. Podstawowy warunek, to dysponować gotówką po kryzysie. Wówczas będzie można ruszyć na zakupy – stwierdza wiceszef BCC.