Jeden komputer, szóstka dzieci i kolejka do 22. E-szkoła w rodzinach zastępczych to był „Armagedon"
Wielu rodziców na hasło: “e-szkoła” ma ochotę wykrzywić usta w podkówkę i cichutko zaszlochać. Nie brakuje też takich, na których sama myśl o organizacji “zdalnych” lekcji działa jak płachta w wiadomym kolorze na wielkie, parzystokopytne zwierzę. Wyjątkiem od tych reguł, paradoksalnie, mogą być rodzice SOS Wiosek Dziecięcych.
Anna Choszcz Sendrowska, ze Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce mówi, że w każdym domu był komputer, czy laptop — zwykle jeden, ale do pisania maili czy sprawdzania informacji spokojnie wystarczył. Przestał wystarczać, kiedy okazało się, że szóstka dzieci musi na nim odrabiać lekcje, łączyć się z nauczycielami i pisać wirtualne sprawdziany. Najlepiej jednocześnie.
— Pamiętam rozmowę z jedną z Mam SOS. To było na początku pandemii, jeszcze zanim zaczęły się lekcje online. W domu był jeden komputer stacjonarny, do którego, siłą rzeczy musiała być kolejka — dzieci odrabiały lekcje jeden po drugim. Ogonek kończył się po 22-giej — wspomina Anna Choszcz Sendrowska.
Sytuacja, co oczywiste, nie poprawiła się, kiedy dzieci musiały zacząć “chodzić” do e-szkoły: — Początki były trudne. Lekcje trwały od rana do późnego wieczora. Na nic innego nie było czasu — mówi Choszcz Sendrowska.
Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce to organizacja, która sprawuje opiekę nad dziećmi opuszczonymi, osieroconymi, znajdującymi się w pieczy zastępczej oraz udzielaniem wsparcia rodzinom w trudnej sytuacji życiowej oraz zagrożonym utratą opieki nad dziećmi.
Same Wioski SOS to osiedla składające się z 12-14 domków. Każdy z nich prowadzą rodzice SOS — pary, lub osoby samodzielne. Pod ich opieką znajduje się z reguły 5-6dzieci, często będące rodzeństwem. W Polsce działają cztery Wioski SOS: w Biłgoraju, Kraśniku, Siedlcach i Karlinie.
Pod opieką organizacji znajduje się łącznie 1566 dzieci, ale tylko 324 z nich mieszka w Wioskach. Pozostałe pozostają w swoich biologicznych rodzinach, które wzmacniać pomagają wychowawcy i opiekunowie programu SOS Rodzinie.
— Prowadzimy też domy czasowego pobytu, dla dzieci, które w trybie interwencyjnym musiały opuścić biologiczne rodziny czyli miejsca, gdzie dzieci czekają na decyzję Sądu Rodzinnego co do ich dalszego losu. Takie domy znajdują się w Biłgoraju. To Puchatek 1 i Puchatek 2. Ustroniu też jest taki dom — Sindbad. Przebywa w nim 12. starszych dzieci. Każde z nich jest w innej szkole, w innej klasie. Początkowo zdalna nauka to był tam “Armagedon” — wspomina przedstawicielka Stowarzyszenia.
Fot. SOS Wioski Dziecięce
A właściwie kilka nowych laptopów, które kupiono dzięki wsparciu od Fundacji Orange. —To była pierwsza organizacja, do której się zgłosiliśmy i która pomogła nam zorganizować pomoc. Działanie było błyskawiczne: jednego dnia — rozmowa, drugiego — decyzja— mówi Choszcz Sendrowska i dodaje, że znaczenie takich prezentów było niebagatelne — nie tylko z edukacyjnego punktu widzenia.
— Dla naszej organizacji to był naturalny kierunek pomocy, bo od 15 lat zajmujemy się edukacją cyfrową dzieci i młodzieży. Zależało nam, żeby podopiecznym SOS Wiosek, którzy mieli ograniczony dostęp do lekcji online, po prostu szybko zapewnić warunki, w których nie zostaną w tyle – komentuje Magda Mierzwińska z Fundacji Orange.
Pod opiekę Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce trafiają dzieci, które, jak ujmuje to Anna Choszcz-Sendrowska, mają w głowach –„emocjonalny pożar”, bo rozłąka z rodzicami nie może nie spowodować głębokiej traumy. Do tego dochodzą często różnego rodzaju dysfunkcje, jak : zaburzenia uwagi czy problemy powodowane, przez płodowy zespół alkoholowy. Nietrudno domyślić się, że książka do matematyki czy biologii jest ostatnią rzeczą, na której skupi się dziecko z takim bagażem.
A jednak, dzięki pracy rodziców i instruktorów Stowarzyszenia nawet w tak trudnym czasie, jak izolacja w wyniku pandemii, udało się poczynić postępy.
Anna Choszcz-Sendrowska: Ludzie, którzy decydują się zostać rodzicami zastępczymi, wiedzą, na co się piszą. To są ludzie odważni. Potrafią dźwigać bardzo trudne rzeczy.
Trudne rzeczy potrafią również udźwignąć podopieczni Stowarzyszenia. — Nasze dzieci, dzięki wsparciu specjalistów szybko zaadoptowały się do tej nowej rzeczywistości. Nasze dzieci wiele w życiu przeszły, niosą bagaż doświadczeń , którego nie uniósłby niejeden dorosły. To smutne, że muszą takie być. Robimy wszystko, żeby im przywrócić dzieciństwo — przekonuje przedstawicielka organizacji.
Fot. SOS Wioski Dziecięce
Rodziny, którym pomaga Stowarzyszenie, z reguły mieszkają w mniejszych miejscowościach. Wiele z nich nie ma dostępu do Internetu, więc oprócz sprzętu trzeba było zapewnić im również łączność. Obecność w sieci nie była tu jednak potrzebna tylko dzieciom — korzystali również rodzice, którzy mogli utrzymać kontakt z pracownikami socjalnymi i specjalistami.
— Na początku pandemii niektórym z rodziców trzeba było pokazać, jak się zalogować do dziennika elektronicznego, albo, jeśli oni sobie z tym nie radzili: monitorować postępy dzieci, sprawdzać prace, czy nawet napisać wypracowanie, pomagając przez telefon — wspomina Anna Choszcz-Sendrowska.
W czasie pandemii trzymanie tej łączności było niezwykle ważne, o czym świadczy hasło akcji pomocowej, zainicjowanej niedawno przez Stowarzyszenie: “Są dzieci dla których #zostańwdomu oznacza zagrożenie”.
— Mówimy w niej o tym, że teraz pomocy najbardziej potrzebują te rodziny, które niedawno przeszły kryzys oraz te, którym kryzys przyniosła pandemia. W tych najsłabszych uderza on najboleśniej. Wielu ludzi straci pracę, będzie zmagało się z problemami finansowymi. Potrzebna będzie więc każda pomoc: edukacyjna, żywnościowa, psychologiczna — apeluje Anna Choszcz-Sendrowska.
By pomagać regularnie SOS Wioskom Dziecięcym w tych działaniach wystarczy wejść na stronę Wiosek SOS.