Jeden komputer, szóstka dzieci i kolejka do 22. E-szkoła w rodzinach zastępczych to był „Armagedon"

Karolina Pałys
Wielu rodziców na hasło: “e-szkoła” ma ochotę wykrzywić usta w podkówkę i cichutko zaszlochać. Nie brakuje też takich, na których sama myśl o organizacji “zdalnych” lekcji działa jak płachta w wiadomym kolorze na wielkie, parzystokopytne zwierzę. Wyjątkiem od tych reguł, paradoksalnie, mogą być rodzice SOS Wiosek Dziecięcych.
Fot. SOS WIoski Dziecięce
Dlaczego “paradoksalnie”? Bo podczas gdy większość z nas starała się opanować zasady żonglerki laptopem, tabletem i smartfonem tak, aby w miarę sprawiedliwie obdzielić wszystkich domowników dostępem do sieci, rodzice zastępczy o takich woltach mogli najwyżej marzyć. Ciężko “żonglować” jednym komputerem, do tego stacjonarnym, szczególnie gdy nasz niemożliwy popis podziwia szóstka bacznych obserwatorów.

Anna Choszcz Sendrowska, ze Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce mówi, że w każdym domu był komputer, czy laptop — zwykle jeden, ale do pisania maili czy sprawdzania informacji spokojnie wystarczył. Przestał wystarczać, kiedy okazało się, że szóstka dzieci musi na nim odrabiać lekcje, łączyć się z nauczycielami i pisać wirtualne sprawdziany. Najlepiej jednocześnie.


— Pamiętam rozmowę z jedną z Mam SOS. To było na początku pandemii, jeszcze zanim zaczęły się lekcje online. W domu był jeden komputer stacjonarny, do którego, siłą rzeczy musiała być kolejka — dzieci odrabiały lekcje jeden po drugim. Ogonek kończył się po 22-giej — wspomina Anna Choszcz Sendrowska.

Sytuacja, co oczywiste, nie poprawiła się, kiedy dzieci musiały zacząć “chodzić” do e-szkoły: — Początki były trudne. Lekcje trwały od rana do późnego wieczora. Na nic innego nie było czasu — mówi Choszcz Sendrowska.

Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce to organizacja, która sprawuje opiekę nad dziećmi opuszczonymi, osieroconymi, znajdującymi się w pieczy zastępczej oraz udzielaniem wsparcia rodzinom w trudnej sytuacji życiowej oraz zagrożonym utratą opieki nad dziećmi.

Same Wioski SOS to osiedla składające się z 12-14 domków. Każdy z nich prowadzą rodzice SOS — pary, lub osoby samodzielne. Pod ich opieką znajduje się z reguły 5-6dzieci, często będące rodzeństwem. W Polsce działają cztery Wioski SOS: w Biłgoraju, Kraśniku, Siedlcach i Karlinie.

Pod opieką organizacji znajduje się łącznie 1566 dzieci, ale tylko 324 z nich mieszka w Wioskach. Pozostałe pozostają w swoich biologicznych rodzinach, które wzmacniać pomagają wychowawcy i opiekunowie programu SOS Rodzinie.

— Prowadzimy też domy czasowego pobytu, dla dzieci, które w trybie interwencyjnym musiały opuścić biologiczne rodziny czyli miejsca, gdzie dzieci czekają na decyzję Sądu Rodzinnego co do ich dalszego losu. Takie domy znajdują się w Biłgoraju. To Puchatek 1 i Puchatek 2. Ustroniu też jest taki dom — Sindbad. Przebywa w nim 12. starszych dzieci. Każde z nich jest w innej szkole, w innej klasie. Początkowo zdalna nauka to był tam “Armagedon” — wspomina przedstawicielka Stowarzyszenia.
Fot. SOS Wioski Dziecięce
Dwa “zdalne” tygodnie później sytuacja zmieniła się diametralnie. Mało tego: rodzice SOS i dzieci z Wioski w Biłgoraju mają na koncie spektakularny sukces: liczba świadectw z czerwonym paskiem będzie w tym roku znacznie wyższa. Gdzie szukać przyczyny tego nagłego zwrotu akcji? Wystarczyło tak niewiele-nowy komputer.

A właściwie kilka nowych laptopów, które kupiono dzięki wsparciu od Fundacji Orange. —To była pierwsza organizacja, do której się zgłosiliśmy i która pomogła nam zorganizować pomoc. Działanie było błyskawiczne: jednego dnia — rozmowa, drugiego — decyzja— mówi Choszcz Sendrowska i dodaje, że znaczenie takich prezentów było niebagatelne — nie tylko z edukacyjnego punktu widzenia.

— Dla naszej organizacji to był naturalny kierunek pomocy, bo od 15 lat zajmujemy się edukacją cyfrową dzieci i młodzieży. Zależało nam, żeby podopiecznym SOS Wiosek, którzy mieli ograniczony dostęp do lekcji online, po prostu szybko zapewnić warunki, w których nie zostaną w tyle – komentuje Magda Mierzwińska z Fundacji Orange.

Pod opiekę Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce trafiają dzieci, które, jak ujmuje to Anna Choszcz-Sendrowska, mają w głowach –„emocjonalny pożar”, bo rozłąka z rodzicami nie może nie spowodować głębokiej traumy. Do tego dochodzą często różnego rodzaju dysfunkcje, jak : zaburzenia uwagi czy problemy powodowane, przez płodowy zespół alkoholowy. Nietrudno domyślić się, że książka do matematyki czy biologii jest ostatnią rzeczą, na której skupi się dziecko z takim bagażem.

A jednak, dzięki pracy rodziców i instruktorów Stowarzyszenia nawet w tak trudnym czasie, jak izolacja w wyniku pandemii, udało się poczynić postępy.

Anna Choszcz-Sendrowska: Ludzie, którzy decydują się zostać rodzicami zastępczymi, wiedzą, na co się piszą. To są ludzie odważni. Potrafią dźwigać bardzo trudne rzeczy.

Trudne rzeczy potrafią również udźwignąć podopieczni Stowarzyszenia. — Nasze dzieci, dzięki wsparciu specjalistów szybko zaadoptowały się do tej nowej rzeczywistości. Nasze dzieci wiele w życiu przeszły, niosą bagaż doświadczeń , którego nie uniósłby niejeden dorosły. To smutne, że muszą takie być. Robimy wszystko, żeby im przywrócić dzieciństwo — przekonuje przedstawicielka organizacji.
Fot. SOS Wioski Dziecięce
Radość z wypakowania nowego laptopa z pudełka zdecydowanie zalicza się do elementów szczęśliwego dzieciństwa. O to by było ono szczęśliwe także dla dzieci z rodzin w trudnej sytuacji życiowej, organizacja stara się również prowadząc profilaktyczne „SOS Rodzinie”, programy stworzone po to by dzieci nie trafiały do pieczy zastępczej, .

Rodziny, którym pomaga Stowarzyszenie, z reguły mieszkają w mniejszych miejscowościach. Wiele z nich nie ma dostępu do Internetu, więc oprócz sprzętu trzeba było zapewnić im również łączność. Obecność w sieci nie była tu jednak potrzebna tylko dzieciom — korzystali również rodzice, którzy mogli utrzymać kontakt z pracownikami socjalnymi i specjalistami.

— Na początku pandemii niektórym z rodziców trzeba było pokazać, jak się zalogować do dziennika elektronicznego, albo, jeśli oni sobie z tym nie radzili: monitorować postępy dzieci, sprawdzać prace, czy nawet napisać wypracowanie, pomagając przez telefon — wspomina Anna Choszcz-Sendrowska.

W czasie pandemii trzymanie tej łączności było niezwykle ważne, o czym świadczy hasło akcji pomocowej, zainicjowanej niedawno przez Stowarzyszenie: “Są dzieci dla których #zostańwdomu oznacza zagrożenie”.

— Mówimy w niej o tym, że teraz pomocy najbardziej potrzebują te rodziny, które niedawno przeszły kryzys oraz te, którym kryzys przyniosła pandemia. W tych najsłabszych uderza on najboleśniej. Wielu ludzi straci pracę, będzie zmagało się z problemami finansowymi. Potrzebna będzie więc każda pomoc: edukacyjna, żywnościowa, psychologiczna — apeluje Anna Choszcz-Sendrowska.

By pomagać regularnie SOS Wioskom Dziecięcym w tych działaniach wystarczy wejść na stronę Wiosek SOS.