"Podrywacze.pl to konwencja, która się wyczerpała". Producent porno o kulisach polskiej branży XXX

Michał Jośko
Jak NAPRAWDĘ wygląda rodzima branża porno, czy naprawdę jest siermiężna, biedna i pełna nieatrakcyjnych ludzi? Dlaczego Polki nie robią wielkich karier w kinematografii dla dorosłych (i czy ma to związek z katolicyzmem) i jak na ten świat wpłynęły koronawirus oraz... program 500+? Jeżeli chciałoby się poznać ten świat od podszewki, nie można znaleźć rozmówcy lepszego, niż Artur Bauman, szef firmy Xes.pl, człowiek stojący m. in. za słynnymi Podrywaczami.pl i producent będący szarą eminencją pornografii nadwiślańskiej.
Produkcja firmy Xes.pl Xes.pl
Zacznijmy od pewnego stereotypu: w tej branży pracują wyłącznie ludzie opętani na punkcie seksu...

Cóż, to bardzo często powielany mit, który – proszę uwierzyć – nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. U mnie wszystko wyglądało tak: przez wiele lat byłem dziennikarzem w lokalnej rozgłośni radiowej. Gdy musiałem poszukać nowego zajęcia, dostałem propozycję zatrudnienia pracy od człowieka, którego znałem i... tyle. To, że chodziło akurat o firmę działającą w branży porno, było czystym przypadkiem. Równie dobrze mogłem zajmować się dziś sprzedażą leków albo samochodów.


Pracuję w tym miejscu już od kilkunastu lat, traktując to jako normalne zajęcie. W ogóle jest tak, że kiedy naszą firmę odwiedzają osoby z zewnątrz, to na ich twarzach zazwyczaj maluje się zdziwienie połączone z rozczarowaniem. Spodziewali się, że wszyscy będą tutaj latać na golasa, a tymczasem widzą coś, co przypomina zwykłe biuro albo redakcję.

Na szczęście odbiór pornografii w Polsce powoli się zmienia. Dostęp do tego rodzaju treści stał się łatwy jak nigdy wcześniej, dzięki czemu coraz więcej osób oswaja się z "tymi" rzeczami. Efekt? Nie doszukują się już taniej sensacji, lecz traktują naszą branżę jako jedną z gałęzi rozrywki. Inna sprawa, że polskie porno wciąż postrzegane jest jako coś mocno siermiężnego.
Produkcja firmy Xes.plFot. Xes.pl
Oburza pana przymiotnik "siermiężny", jest mocno krzywdzący?

Nie chcę zakłamywać rzeczywistości, bo rynek mamy, jaki mamy. Jesteśmy daleko w tyle za najlepszymi, no ale przecież nie dotyczy to wyłącznie pornografii. Spójrzmy, na jakim poziomie jest chociażby polskie kino albo branża motoryzacyjna – mówiąc bardzo delikatnie, one również nie są na poziomie amerykańskim.

A więc nie oburzam się, po prostu trochę mi smutno, że tak niewiele osób zdaje sobie sprawę z pewnego faktu: produkcje powstające dziś nad Wisłą są o wiele mniej siermiężne niż te sprzed kilkunastu lat. Natomiast gdy rzucić hasłem "polskie porno", najczęstszym skojarzeniem będą filmy z początku tysiąclecia, nakręcone jeszcze przy pomocy kamer VHS, oferujące kiepską jakość pod każdym względem.

Wie pan, ktoś kiedyś zobaczył jakąś produkcję z serii Podrywacze.pl i żyje w przekonaniu, że tak właśnie wyglądają wszystkie rodzime produkcje; że wszystkie są bardzo, bardzo siermiężne, zarówno od strony technicznej, jak i merytorycznej. Zaznaczmy: owe kilkanaście lat temu robiliśmy to celowo. Taka była konwencja, która po latach się wyczerpała. Albo inaczej: wyczerpała się w pornografii, bo dziś bazują na niej patostreamy.

W którą stronę uciekła różowa branża?

Nie doszło do jakiejś gigantycznej rewolucji, nasze produkcje są wciąż mocno osadzone w tutejszych realiach, bo to jedyna szansa zawalczenia o polskiego widza. Przecież na świecie każdego dnia powstają dziesiątki tysięcy filmów porno, a więc czym możemy się wyróżnić, skoro nie mamy tabunów pięknych aktorek i niesamowitych plenerów?

Do tego nie możemy też nikogo zaskoczyć, wynajmując do zdjęć np. salę sądową, szpitalną albo klasę szkolną. Ze względu na mocno ograniczone budżety w grę nie wchodzi też zbudowanie odpowiedniej scenografii.

Tak więc pozostaje wyłącznie stawianie na polskość; na rodzime dialogi i aktorów-amatorów, dzięki czemu wszystko wygląda realnie i prawdziwie. Widz czuje, że to coś "naszego", lokalnego. Dostaje coś zupełnie innego, niż wtedy, gdy odpala PornHuba. Tam może posmakować egzotyki, obejrzeć produkcje, na których wysilikonowana blondyna przemierza ulice Miami za kierownicą kabrioletu Lamborghini.

Czyli rzeczy, które dla niemal wszystkich Polaków są totalną abstrakcją. Natomiast włączając naszą produkcję, zobaczy zwykłego chłopaka, z którym może się utożsamić i i dziewczynę przypominającą sąsiadkę z bloku. Właśnie takie rzeczy są naszą jedyną siłą.
Fot. Xes.pl
A więc gdzie zmiany, o których mówił pan wcześniej?

Z jednej strony chodzi o kwestie sprzętowe – dziś kręcimy filmy w jakości Full HD albo nawet 4K, zaczynamy nawet stosować technologię VR. Z drugiej: przed kamerami pojawiają się ludzie inni, niż przed laty. Jak mówiłem – formuła w stylu Podrywaczy.pl już się przejadła. Wówczas chodziło o coś takiego: im większy brzydal, sierota i cudak, tym lepiej. Oczywiście seks powinien uprawiać w jakimś obskurnym mieszkaniu.

Widzowie mieli się z tego wszystkiego śmiać, a w efekcie zainteresowanie filmem byłoby zwiększone. I rzeczywiście, niegdyś ten patent się sprawdzał. Teraz stawiamy na znacznie lepiej wyglądających ludzi i bardziej estetyczne lokalizacje. Można powiedzieć, że zmierzamy w stronę zachodu. Oczywiście wciąż trzymając się ogólnie pojętej swojskości. Bo ze względu na pieniądze, jakimi dysponujemy, pewnych rzeczy i tak nie da się przeskoczyć.

Jednak Czechy i Węgry są od lat prawdziwymi zagłębiami produkcji z najwyższej, światowej półki. Dlaczego w Polsce się tak nie da? Chodzi o to, że tamte społeczeństwa są mocniej zlaicyzowane?

Religijność odgrywa tutaj pewne znaczenie, przecież katolicyzm ma ogromny wpływ na nasze społeczeństwo, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Jednak głównej przyczyny tego stanu rzeczy należy poszukiwać w zupełnie innym miejscu. Poszedłbym raczej tropem polskiej mentalności, rozumianej jako upodobanie do agresywnego krytykowania wszystkiego i wszystkich.

Gdy ktokolwiek pojawia się na świeczniku – nieważne, czy nagrał przebojową piosenkę, czy zagrał w pornosie – trzeba zjechać go naprawdę ostro, zatruć mu życie. W ten sposób możemy sobie ulżyć i zrekompensować własne niepowodzenia życiowe. Tacy już jesteśmy.

Jeżeli ktoś zostaje gwiazdą muzyki, może zrekompensować sobie ten hejt wielkimi pieniędzmi, które zarabia. Gwieździe disco polo koło nosa latają komentarze w stylu "co za żałosny wieśniak", bo trzepie naprawdę wielką kasę, o której ci wszyscy frustraci mogą jednie pomarzyć.

W przypadku branży porno wszystko wygląda inaczej, przecież dziewczyna grająca w takich filmach nie zostanie milionerką. Musi natomiast liczyć się z tym, że sporo osób zacznie ją wyzywać i zatruwać życie. Dodajmy: oczywiście wiele z nich wcześniej ulży sobie, oglądając jej popisy przed kamerą.

Jak daleko potrafią się posunąć owi "święci obrońcy moralności"?

Nierzadko dochodzi wręcz do tego, że tacy podli ludzie namierzają aktorkę, a gdy ustalą, gdzie pracuje i mieszka, podsyłają "uprzejmie" odpowiednie linki jej szefowi, rodzicom albo nawet kolegom szkolnym jej dzieci.

Nie będę w tym miejscu mówił, że osoby decydujące się na taką karierę są wzorcami moralności. Jednak zachowania naszych "świętych" rodaków są naprawdę przerażające. Gdy kobieta wystąpi w takiej produkcji, z miejsca staje się tzw. kurwą; czyli w ich mniemaniu osobą, którą można – bądź wręcz trzeba – poniżać.

Często dostajemy prośby o podanie numerów telefonów naszych dziewczyn. Oczywiście nie udostępniamy ich, co kończy się reakcjami w stylu – przepraszam za wulgarność, ale zacytuję dosłownie – "No co wam zależy? Przecież to szmaty, które lubią się ruchać".

To właśnie największy syf, z którym muszą mierzyć się ludzie występujący w rodzimym porno. Na szczęście i tutaj dochodzi do zmian na lepsze. Coraz więcej Polaków wykazuje się naprawdę dużą wyrozumiałością, szanuje wybory życiowe innych, piętnując zarazem nienawistników, hejterów, czyli zachowuje się tak, jak np. społeczeństwa czeskie i węgierskie.
Fot. Xes.pl
Misha Cross, siostry Starr i... to chyba byłoby na tyle. Proszę zdradzić, dlatego tak niewiele naszych rodaczek robi pornokariery na zachodzie? W tym przypadku również chodzi o ostracyzm społeczny, lęk o rodziny i znajomych, którzy mieszkają nad Wisłą?

Rzeczywiście, do głowy nie przychodzą mi żadne aktorki poza wspomnianą trójką. Oczywiście pomijając naprawdę wielką karierę Teresy Orlowski, no ale mówimy tutaj o latach 80. ubiegłego wieku. Przyczyny? Wydaje mi się, że zasadniczo chodzi o coś innego, niż to, o czym pan wspomniał. Ani polskie aktorki porno, ani te "prawdziwe" aktorki, grające w "prawdziwych" filmach, nie robią karier międzynarodowych z dokładnie tej samej przyczyny.

Narażę się wielu osobom, ale powiem szczerze: nasze dziewczyny są mało ambitne i wygodnickie, nie lubią opuszczać strefy komfortu. Aby zaistnieć na świecie – niezależnie od branży – trzeba być osobą nie tylko utalentowaną, ale i bardzo pracowitą, zdeterminowaną, skłonną do naprawdę dużych poświęceń. Trzeba poświęcić się naprawdę ciężkiej harówie, mając zarazem świadomość, że nie zagwarantuje ona oszałamiających efektów, że to loteria.

Ale zacznijmy od rzeczy podstawowych: jeżeli jakaś pani chce w ogóle myśleć o zagranicznej pornokarierze, to musi choć trochę znać angielski. Można śmiać się, że przecież przed kamerą nie będzie mówiła zbyt wiele, lecz chodzi tutaj o inne kwestie – przecież będzie musiała jakoś dogadać się z ekipą filmową, przeczytać umowę albo odpisywać na maile od reżysera.

Lecz to nie wszystko – gdy początkująca dziewczyna ma polecieć do innego kraju na casting albo na plan filmowy, musi wykazać się i odwagą, i jakimś tam ogarnięciem życiowym, samodzielnością, zaradnością. Powinna odnaleźć się w "wielkim świecie". Proszę uwierzyć, że nasze rodaczki są pod tymi względami o niebo gorsze, niż chociażby Czeszki, co przekłada się bezpośrednio na ilość Polek robiących kariery międzynarodowe, czyli liczbę bliską zeru.

Znalezienie odpowiedniej dziewczyny jest naprawdę trudne, natomiast w mężczyznach, którzy chcieliby pouprawiać seks i jeszcze dostać za to pieniądze, można wręcz przebierać – czy to kolejny z mitów?

Tak, to kolejna rzecz, która wygląda zupełnie inaczej, niż wydaje się wielu osobom. Paradoksalnie znalezienie odpowiedniej dziewczyny jest dużo łatwiejsze. Może po kolei: nie organizujemy tradycyjnych castingów, wszystko opiera się na zgłoszeniach, które przychodzą drogą mailową. Co istotne, zapoznając się z taką wiadomością, nie skupiam się wyłącznie na zdjęciach, wyglądzie danej osoby. Bardzo, ale to bardzo istotne, jest to, co i jak napisała.

Jeżeli ktoś skrobnął jedno zdanie, popełniając w nim kilka błędów językowych, to wiadomość od razu kasuję. OK, aby grać w porno, nie trzeba być wybitnym erudytą. Ale jeżeli komuś nie chciało się nawet sprawdzić ortografii – przecież można zrobić to przy pomocy edytora tekstu – z miejsca demonstruje swój poziom kultury osobistej.

Kandydatura jest od razu spalona, bo nie ma czegoś takiego, jak zdjęcia próbne, ze względu na koszta nikt ich nie organizuje. No a przecież nie zaryzykuję zaproszenia takiego człowieka na plan filmowy.

Proszę sobie wyobrazić sytuację następującą: mamy już wynajęty apartament, cała ekipa jest na miejscu, zapłaciliśmy za wizażystkę i catering, a tu nagle przyjeżdża jakiś nieokrzesany, niestabilny emocjonalnie gamoń i rozwala nam całą robotę. No ale wracając do pańskiego pytania: jakieś 99 procent facetów, którzy marzą o pornokarierze, wymięka, gdy przychodzi co do czego...

Jak to? Współczesna farmakologia nie jest w stanie zdziałać cudów?

Nie mówię o takim wymiękaniu, chodzi mi o sprawy zupełnie inne. Wie pan: facet obejrzał cztery miliony filmów porno i dochodzi do wniosku, że też tak potrafi, a więc wysyła swoją kandydaturę. Jakiś czas później odbiera telefon i w słuchawce słyszy słowa "dzień dobry, zapraszamy na nagrania".

No i nagle zaczynają się schody: "A, to ja się jeszcze muszę zastanowić", "w sumie to nie wiem, czy jestem na to gotowy", "a mógłbym grać z zasłoniętą twarzą"? Naprawdę, podobne rzeczy dzieją się w jakichś 99 proc. przypadków.

Są też osoby naprawdę chętne i zdecydowane, jednak zazwyczaj chodzi o desperatów, którzy cierpią na – nazwę to delikatnie – zdecydowanie zbyt niski poziom samokrytyki. Bardzo często patrząc na zdjęcia, które przysyłają, myślę sobie "chłopie, masz ty lustro w domu"?
Produkcja firmy Xes.plFot. Xes.pl
Dziewczyny są lepsze, bo...

Obiegowa opinia głosi, że mężczyźni to płeć bardziej zdecydowana i konkretna, natomiast kobiety są rozchwiane emocjonalnie, kierują się emocjami, a nie logiką. Natomiast w świecie porno, paradoksalnie, wszystko jest na odwrót: kolesie najpierw chcą być aktorami, po czym zaczynają się wykręcać. Dziewczyny? Jeżeli podjęły decyzję o zgłoszeniu się do nas, to w zdecydowanej większości wypadków doprowadzają sprawy do końca.

Oczywiście po drodze mają wiele wątpliwości, często są niesamowicie podejrzliwe; zwłaszcza te debiutantki, które wcześniej nie miały kontaktu np. z modelingiem. Lecz chociaż zasypują nas wieloma pytaniami, to rozmawia się z nimi świetnie, bo zazwyczaj chodzi o kwestie bardzo konkretne, przemyślane. Odpowiadam cierpliwie i rzeczowo, przecież rozumiem, że ta branża jest owiana złą sławą, żeruje na niej bardzo wiele osób o ciemnych charakterach, co psuje nam opinię.

No właśnie – pornografię nierzadko wrzuca się do jednego worka z prostytucją, kojarzy się ją z jakimiś klimatami przestępczymi.

Głównym źródłem tych krzywdzących stereotypów jest to, iż dla wielu Polaków prostytutka i aktorka porno to zawody pokrewne. Przecież i jedna, i druga uprawia seks za pieniądze, prawda? Z aktorką jest nawet gorzej, no bo przecież przed kamerą, na oczach wszystkich! Natomiast, proszę uwierzyć, same dziewczyny bardzo mocno rozgraniczają te dwa zajęcia.

Jeżeli zaproponuje pan córze Koryntu wystąpienie w filmie dla dorosłych, to wysoce prawdopodobne będzie usłyszenie odpowiedzi w stylu "nie będę grała w pornolu, nie jestem jakąś szmatą"! Teraz w drugą stronę: znam przypadki, w których pornoaktorkom, borykającym się z problemami finansowymi, ktoś sugerował zajęcie się prostytucją. Reakcje? "To, że bzykam się przed kamerą nie oznacza, że jestem dziwką"!

Owszem, pracowałem z dziewczynami, które zajmowały się i jednym, i drugim, lecz to raczej wyjątki potwierdzające regułę. Pamiętajmy o tym, że prostytutka nie chce rozgłosu. Idzie do łóżka, dostaje za to niezłe pieniądze i tyle. Wszystko tak dyskretnie, jak się da. Po co o wszystkim mają wiedzieć rodzina i znajomi?

No i dodajmy: działamy zupełnie inaczej niż świat usług seksualnych. Prowadzimy legalne firmy i działamy w sposób transparentny, wszystko zgodnie z polskim prawem. Na wszystko mamy odpowiednie umowy pisemne, płacimy uczciwie podatki.

Wspaniale. A co ze wspomnieniami aktorek porno, które po latach opisywały piekło, które przeszły? Pierwszy przykład z brzegu: słynna Linda Lovelace. Chce pan powiedzieć, że w tej branży wszystko wygląda różowo i nikomu nie dzieje się krzywda?

Zacznijmy od tego, że nie ma przecież branży, która nie krzywdzi absolutnie nikogo. Jeżeli ktoś pracuje w poważnej, szanowanej korporacji – medialnej, bankowej, ubezpieczeniowej czy jakiejkolwiek innej – również może przechodzić piekło. Presja, stres, mobbing, wyścig szczurów, a w efekcie załamanie psychiczne, ucieczka w używki i zniszczone życie.

Powiem tak: o tym, co dzieje się np. w Stanach Zjednoczonych, wiem tyle, co każdy. Mogę bazować wyłącznie na tym, co przecieknie do mediów oraz na książkach w stylu wspomnianej przez pana autobiografii Lindy Lovelace. Na ile owe doniesienia są prawdziwe, a na ile podkoloryzowane w celu podniesienia zysków serwisów internetowych albo wydawnictw? Nie wiadomo.

Tak więc nie chciałbym wypowiadać się w imieniu całej branży porno, gdyż znam wyłącznie swoje podwórko. A w tym przypadku brak wielkich pieniędzy jest akurat zaletą. Jeżeli nie może pan kusić aktorek bajońskimi sumami, to aby przyciągnąć je do siebie, musi dawać im coś innego – szacunek, fajną atmosferę i poczucie bezpieczeństwa.

Jeżeli dana dziewczyna, ze szczerym uśmiechem na twarzy, wraca do nas, choć wie, że nie zarobi jakichś kokosów, a do tego – dodajmy – nie jest osobą zdesperowaną finansowo, to chyba o czymś świadczy. Kręcimy zresztą relacje z naszych planów filmowych, proszę kiedyś rzucić okiem na takie materiały "behind the scenes". Zobaczy pan ekipę ludzi, którzy świetnie bawią się w swoim towarzystwie, nikomu nie dzieje się krzywda.

Nawet jeżeli podejść do zagadnienia pragmatycznie: przecież każda osoba, która będzie zbyt mocno zestresowana i przestraszona, może nam położyć robotę. Tak więc w naszym interesie jest to, aby wszyscy byli wyluzowani, weseli i, co najważniejsze, czuli się bezpiecznie. Wszystko to musimy osiągnąć poprzez dobre traktowanie ludzi, bo polepszanie humoru przy pomocy używek nie wchodzi w rachubę.

Alkohol i narkotyki są u nas całkowicie zakazane. Chodzi o to, aby nie dokładać złego pierwiastka do natury ludzkiej. Nawet jeżeli zobaczy pan na którymś z naszych jakiś czteropak piwa w lodówce, to gwarantuję – nikt nie otworzy go przed zakończeniem zdjęć.
Produkcja firmy Xes.plFot. Xes.pl
Mam jeszcze pytanie z gatunku tych aktualnych: jak mocno pandemia koronawirusa wpłynęła na pańską branżę?

Nie dotknęła nas zbytnio... Owszem, trzeba było ograniczyć ilość produkcji; w ostatnich miesiącach nagraliśmy zaledwie dwa albo trzy materiały, w oczywiście bardzo małych ekipach, stosując się karnie do wszystkich wprowadzonych obostrzeń. Jednak zasadniczo cała branża odnotowała więcej plusów niż minusów. Cóż, ludzie siedzą w domach, nudzą się i konsumują znacznie więcej pornografii.

Pozachowujemy się jak nie-dżentelmeni i porozmawiamy o pieniądzach?

Realia polskie można opisać tak: parę tysięcy złotych budżetu na film i zyski oscylujące wokół podobnych kwot. To rzecz, która nie zmieniła się od lat. Największe różnice można zauważyć w przypadku wynagrodzeń, które ostatnimi czasy nieco wzrosły i nie chodzi tu jedynie o względy "inflacyjne".

Podobnie jak wielu pracodawców, musieliśmy zacząć płacić więcej z powodu programu 500+. Przykładowo: o ile wcześniej dla matki dwójki dzieci możliwość zarobienia np. 1500 zł za rolę w filmie porno była perspektywą naprawdę kuszącą, to dziś, wiadomo, sprawy mają się nieco inaczej.

Oczywiście, nie ma co liczyć na to, że te kwoty staną się nagle oszałamiające, bo z naszego rynku po prostu nie da się wyciągnąć gigantycznych pieniędzy. Wynika to m.in. z faktu, że Polacy niechętnie wydają pieniądze na treści płatne. Nieważne, czy mówimy o artykułach, grach wideo czy filmach – rozbieranych bądź nie.

Urodziłem się w roku 1975 i wiele osób z mojego pokolenia, bądź też starszych, najzwyczajniej w świecie nie zamierza płacić uczciwie twórcom. Kiedyś sprowadzało się to do myślenia "po co mam wydawać kasę na oryginalną płytę, skoro na bazarze mogę kupić pirata", dziś chodzi już o zupełną darmochę, bo przecież wszystko można ściągnąć nielegalnie z sieci.

Na szczęście to kolejny wątek, w którym dostrzegam powolne zmiany. Osoby młodsze już znacznie częściej wychodzą z założenia "jeżeli coś ma dać frajdę, pozwoli spędzić miło czas, warto za to zapłacić". To ludzie, dla których normalną sprawą jest to, że za rozrywkę się płaci, że dzięki temu wspiera się finansowo ludzi, którzy ją zapewniają.

Pewnego dnia takie podejście stanie się zupełnie normalne dla większości Polaków. Jeżeli dojdzie do tego jeszcze zwiększenie zarobków w naszym kraju, to wiele branż, również erotyczna, zacznie rozwijać skrzydła. Budżety rodzimych produkcji porno podskoczą, za czym pójdzie lepsza jakość i większe zróżnicowanie. No ale to perspektywa bardzo odległa.