"Inny kaliber niż Przyłębska, ale nie spodziewam się niczego dobrego". Oto nowa I prezes SN

Daria Różańska-Danisz
– Ludzie to nie konie. Nie powinno się patrzeć, z której stajni pochodzą. Liczy się ich dorobek – stanowczo podkreśla nowa pierwsza Prezes Sądu Najwyższego. Sędziowie i prawnicy profesor Małgorzacie Manowskiej doświadczenia nie odmawiają, ale i nie wierzą, że była zastępczyni Zbigniewa Ziobry uchroni Sąd Najwyższy przed wpływem polityków.
Małgorzata Manowska, nowa pierwsza prezes Sądu Najwyższego, przez siedem miesięcy pracowała w resorcie Zbigniewa Ziobry. Fot. Youtube/PRESS.Warszawa
W kuluarach od dawna mówiło się, że to Małgorzata Manowska jest faworytką i Andrzeja Dudy, i Zbigniewa Ziobry na stanowisko pierwszej Prezes Sądu Najwyższego. Kiedy jednak w lipcu 2018 "Dziennik Gazeta Prawna" poinformował, że profesor Manowska – najpoważniejsza kandydatka do objęcia stanowiska po Małgorzacie Gersdorf – jest już po słowie w z ministrem Zbigniewem Ziobro, ten szybko informację zdementował.

Nie była wtedy jeszcze nawet sędzią Sądu Najwyższego. W Izbie Cywilnej Sądu Najwyższego zasiada od października 2018 roku. Rekomendację otrzymała z nowej KRS.


Kiedy wygasła kadencja profesor Małgorzaty Gersdorf w Sądzie Najwyższym, to o Małgorzacie Manowskiej zrobiło się jeszcze głośniej. I tak ostatecznie profesor Uniwersytetu Łazarskiego była jedną z pięciu sędziów zaprezentowanych prezydentowi Andrzejowi Dudzie przez Zgromadzenie Ogólne sędziów Sądu Najwyższego. Ale tylko profesor Włodzimierz Wróbel uzyskał poparcie większości głosujących (50), Manowska miała o połowę mniej głosów.

Niewielu łudziło się, że prezydent zrobi tak jak 5 lipca 2017 roku. Wówczas Andrzej Duda na stanowisko wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego powołał dr. hab. Mariusza Muszyńskiego.

I podkreślał: – Przede wszystkim gratuluję uzyskania większości głosów Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Trybunału Konstytucyjnego. To jest element najważniejszy, że kandydatura pana profesora spotkała się z poparciem większości sędziów TK. To niezwykle ważne. Trzy lata później priorytety były inne. W niedzielę na antenie TVP Andrzej Duda przekonywał, że przy wyborze prezesa SN będzie kierował się doświadczeniem kandydatów, ich dotychczasową postawą. Zaznaczał, że zwróci też uwagę, "czy te osoby otwarcie prezentowały swoje poglądy polityczne, czy też nie prezentowały tych poglądów politycznych, zwłaszcza w ostatnim czasie".
Kiedy dzień później prezydencki rzecznik zdawkowo na Twitterze poinformował, że Małgorzata Manowska zostanie pierwszą prezes Sądu Najwyższego, nikt w środowisku sędziowskim i prawniczym nie był nawet zaskoczony.

Adwokat Michał Wawrykiewicz przyznaje: – Od samego początku było pewne, że całe to zgromadzenie, sposób jego prowadzenia zmierzają ku temu, aby panią Manowską wynieść na tron pierwszej prezes Sądu Najwyższego. Wręcz wszystkie zmiany ustawy o Sądzie Najwyższym dokonane w ciągu ostatnich lat miały służyć temu, żeby wreszcie władza mogła posiąść i tę zdobycz – po Trybunale Konstytucyjnym – kolejny najważniejszy organ konstytucyjny państwa, odpowiedzialny za wymiar sprawiedliwości.


Po drabinie


Dla każdego sędziego funkcja pierwszego prezesa Sądu Najwyższego to ukoronowanie jego kariery, szczyt szczytów. Manowska jeszcze do niedawna nie mówiła publicznie, że ma takie aspiracje. Kiedy natomiast wskazywano ją na następczynię Gersdorf, członkowie rządu nie kryli radości. Na przykład były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak mówił tak: – Byłaby dobrym pierwszym prezesem.

Małgorzata Manowska sędzią jest od 26 lat i przeszła przez wszystkie szczeble kariery sędziowskiej. Po studiach na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, pracowała jako sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi, a następnie Sądu Okręgowego w Warszawie. Przez 14 lat był sędzią Sądu Apelacyjnego w Warszawie.

Stowarzyszeni Sędziów Polskich "Iustitia” w zeszłym tygodniu opublikowało ranking sędziów, którzy ubiegali się o stanowisko pierwszego prezesa SN (oceniali ich w kilku kategoriach, m.in. niezależności, dorobku zawodowego i okoliczności powołania). Manowska spełnia tylko jedno kryterium – ma "bogaty dorobek orzeczniczy".

Sędzia Monika Frąckowiak
mówi nam: – Niewątpliwie jest to osoba, która ma duży dorobek i naukowy, i orzeczniczy. Jest autorką komentarzy do Kodeksu Postępowania Cywilnego, z których wielu sędziów korzysta. Nie ma żadnych wątpliwości co do jej merytorycznego przygotowania, natomiast oczywiście wszystkie inne kwestie budzą już poważne wątpliwości.

Jedną z nich było nominowanie Małgorzaty Manowskiej 10 października 2018 przez neo-KRS na sędziego Sądu Najwyższego.
Monika Frąckowiak
sędzia sądu Rejonowego Poznań-Nowe Miasto i Wilda

W naszej ocenie pani Manowska nie jest sędzią Sądu Najwyższego z uwagi na to, że brała udział w procesie nominacyjnym, który został zakwestionowany przez Trybunał w Luksemburgu i Sąd Najwyższy w uchwale trzech Izb w styczniu. Poza tym, przy powołaniu pani Manowskiej zlekceważono orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego, który wstrzymywał procedurę nominacyjną. Bez względu na to, pan prezydent odebrał przyrzeczenie i nominował sędziów do SN.


Sędzia Sądu Najwyższego Krzysztof Rączka podkreśla, że on przed nową KRS nigdy by nie wystąpił. – Moje wątpliwości budzi, że ktoś z takim dorobkiem sędziowskim, stopniami naukowym, przystępuje do konkursu organizowanego przez nową Krajową Radę Sądownictwa. Nie byłbym w stanie tego zrobić i w konsekwencji odebrać nominacji na stanowisko sędziego Sądu Najwyższego. Mnie też w 2016 roku powołał prezydent Andrzej Duda, ale przez poprzednią KRS według jakościowo innej procedury – zaznacza.

Blisko z władzą


Manowskiej przypięto już łatkę sędziego, który jest bardzo wygodny dla PiS. A to dlatego, że w 2007 roku była zastępcą Zbigniewa Ziobry w Ministerstwie Sprawiedliwości. Wiceministrem w tym samym resorcie był wówczas także Andrzej Duda. 

Sama Manowska tak tłumaczyła się podczas wysłuchania w Sądzie Najwyższym: – Miałam kontakty z politykami i to nie jest tajemnicą. Ja się nie wypieram i nie zapieram tych znajomości, bo uważam, że to, co człowiek robi jawnie, pełniąc funkcje publiczną, nie jest niczym złym.

Zaznaczyła, że po siedmiu miesiącach w ministerstwie wróciła do orzekania i nigdy nie wypowiadała się w mediach na tematy polityczne. – Ludzie to nie konie. Nie powinno się patrzeć, z której stajni pochodzą. Liczy się ich dorobek – stanowczo podkreśliła.

Manowska dużo zawdzięcza Zbigniewowi Ziobro – w 2016 roku powołał ją na dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Małgorzata Gersdorf sprzeciwiała się łączeniu tych funkcji.

Sędzia Monika Frąckowiak zauważa, że Małgorzata Manowska wspólnie z Łukaszem Piebiakiem jest twarzą zmian w Krajowej Szkoły Sędziów i Prokuratorów. Te rozpoczęły się w 2017 roku.

– Mocno upolitycznili i uzależnili od władzy tę szkołę, bo np. zmieniły się przepisy dotyczące rady programowej. Główny wpływ ma na nią władza wykonawcza, a zdecydowanie mniejszy – niezależne organizacje, gremia naukowe, samorządy prawnicze. Poza tym, nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek pani Manowska zaprotestowała przeciwko temu, by w radzie programowej tej szkoły zasiadał np. pan prokurator Roch, który jest w Izbie Dyscyplinarnej, był odpowiedzialny za torturowanie świadka. On miał być odpowiedzialny za szkolenie studentów – przyszłych sędziów i prokuratorów. Nie pamiętam – a szukałam tej informacji – by jakikolwiek głos sprzeciwu wypłynął z ust pani dyrektor – rozwija sędzia Frąckowiak.

Prokurator na karku


Małgorzata Manowska ma niechlubną kartę w swojej przeszłości – mowa o wycieku danych ponad 50 tys. sędziów, prokuratorów, asesorów sądowych z Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, którą kieruje. Doszło do niego w lutym 2020 roku.

"Państwo PiS dało prezent wszystkim przestępcom w Polsce w postaci wrażliwych danych osobowych o sędziach, prokuratorach w Polsce i dopuściło do wycieku ponad 55 tysięcy wrażliwych informacji osobowych o sędziach i prokuratorach" – mówiła podczas konferencji prasowej w Sejmie Kamila Gasiuk-Pihowicz.

"Pan Zbigniew Ziobro, pani Manowska kierująca KSSiP wystawili – mówiąc wprost – na tacy przestępcom tysiące sędziów i prokuratorów" – dodała posłanka Koalicji Obywatelskiej.

Dziennikarze oceniali, że może to pozbawić Manowską szans na zajęcie miejsca po Małgorzacie Gersdorf. Zwłaszcza, że sprawą zainteresowała się prokuratura oraz rzecznik dyscyplinarny Ziobry.

Sama Manowska i z tego się tłumaczyła: – Nie takim gigantom się to zdarzyło. To się zdarzyło w Pentagonie, i WHO.

Sędzia Frąckowiak zauważa jednak: – To prawda, że takie wycieki zdarzają się w najlepszych firmach. Natomiast my mamy problem z tym, jak rozwiązano tę sytuację. Wyciek danych miał miejsce w lutym, a informację o tym wyszły dopiero w kwietniu. Przez dwa miesiące te dane krążyły sobie po przestrzeni internetowej. A my jako sędziowie, asesorzy, aplikanci uzyskaliśmy informację o tym na ponad tydzień po zawiadomieniu nt. wycieku danych KSSIP-u.

Sąd Najwyższy jak Trybunał?


Manowska zarzekała się, że jeśli to ona zostanie pierwszą prezes Sądu Najwyższego, to uchroni go przed wpływem polityków. – Na tej sali wyczuwam taką wrogość i taki strach, że przypominają mi się czasy dzieciństwa i strach przed wojną. Nie musicie się państwo obawiać żadnego odwetu. Brzydzę się przemocą – zapewniała.

Na razie niewiele osób wierzy w słowa o niezależności i odseparowaniu Sądu Najwyższego od polityków. Wielu wskazuje zaś, że Sąd Najwyższy czeka podobny los do Trybunału Konstytucyjnego.
Michał Wawrykiewicz
mecenas

Władza chce sobie podporządkować Sąd Najwyższy w stopniu takim jak zrobiono to w przypadku Trybunału Konstytucyjnego - nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ale wierzę w to, że sytuacja w Sądzie Najwyższym jest nieco inna. Mianowicie mamy tam nadal 50 prawidłowo powołanych sędziów, którzy mają głęboko zakorzenioną niezawisłość, niezależność, bezstronność, przywiązanie do zasad państwa prawa, niezależności sądownictwa i trójpodziału władz. Pokazali to w ciągu ostatnich lat, a szczególnie w trakcie ostatnich dwóch tygodni podczas przebiegu Zgromadzenia Ogólnego Sądu Najwyższego. Pokazali swoje przywiązanie do praworządności i myślę, że nadal będą konsekwentnie stali na jej czele. I nie pozwolą zamienić Sądu Najwyższego w organ zdominowany politycznie i całkowicie bezwolny jakim jest TK.

Mimo analogii do Trybunału Konstytucyjnego niewielu stawia znak równości między zachowaniem Małgorzaty Manowskiej a Julii Przyłębskiej.

– Pani Manowska jest człowiekiem innego kalibru niż Julia Przyłębska. Niemniej nie spodziewałabym się niczego dobrego po jej prezesurze. Wszystko zmierza do uczynienia z Sądu Najwyższego kolejnej wydmuszki – uważa sędzia Monika Frąckowiak.
O to samo pytam sędziego Rączkę: – Myślę, że tak łatwo spacyfikować, zmajoryzować Sądu Najwyższego się nie da. Na pewno pan prezydent wykopał kolejny rów podziałów w Sądzie Najwyższym. Poza tym, nie uszanował on głosów większości, wadliwe były także procedury. To wszystko rzutuje na to, że już wyjściowa pozycja pani Manowskiej nie jest zbyt silna. I na każdym zakręcie, z różnych stron będzie podważana.

Adwokat Michał Wawrykiewicz cytuje profesora Strzembosza: – Wierzę, że osoba siłowo przeforsowana na stanowisko pierwszej prezes SN długo nie zagrzeje na nim miejsca.