To może być lekcja dla wszystkich. Byli wzorem walki z COVID-19, teraz boją się drugiej fali
Jako jedni z pierwszych na świecie powstrzymali koronawirusa i szybko stali się wzorem, jak skutecznie walczyć z pandemią. Jednak dziś, po niemal dwóch miesiącach spokoju, w Korei Południowej zanotowano tyle nowych przypadków, że pojawił się strach, co dalej. Po pierwszym okresie poluzowania obostrzeń w Seulu właśnie wprowadzane są kolejne.
Dla kraju, który – jak się wydawało – praktycznie pokonał wirusa, to przełom. Największy dobowy wzrost liczby nowych przypadków COVID-19 od 53 dni. Tylu zachorowań nie odnotowano tu od 5 kwietnia. Wtedy było ich 81. Teraz – 79.
Przez ten czas były dni, gdy nowych zakażeń dziennie było już tylko kilkanaście, kilka, nawet zero, i kraj szykował się na powrót do normalności. Jednak coś zaczęło się zmieniać około 10 maja. Liczba zakażeń przekroczyła wtedy dwadzieścia. 27 maja było ich już 40. A dzień później niemal dwa razy więcej.
Szybko pojawiły się obawy przed drugą falą zakażeń.
Nowe ogniska zakażeń w Korei
Czy wzrost może mieć związek z poluzowaniem obostrzeń dotyczących dystansu społecznego? W całej Europie, również w Polsce, właśnie znoszone są takie restrykcje. Wielu uważa, że być może za szybko.
Korea zaczęła znosić obostrzenia od 6 maja. Etapowo rozpoczęło się otwieranie parków, bibliotek, szkół.
Teraz, jak się okazało, zaleceń dotyczących dystansu nie przestrzegano tam, gdzie odkryto największe ostatnio ognisko koronawirusa. To centrum dystrybucji firmy Coupang w Bucheon koło Seulu. "Firma miała nie wymagać od pracowników noszenia maseczek i zachowania odległości 2 metrów. Niektórzy pracownicy mieli pracować nawet jeśli mieli objawy koronawirusa" – opisuje "Guardian".
Nowe ogniska pojawiły się też w pierwszej połowie maja w klubach i barach w rozrywkowej dzielnicy Itaewon w Seulu. "Gdy władze poluzowały obostrzenia dotyczące społecznego dystansu, w barach pojawiły się tłumy" – pisze agencja AP. Do dziś zakaziło się tam ponad 200 osób.
– Musimy zmaksymalizować społeczny dystans w rejonach, gdzie jest wirus, zmusić ludzi do unikania obiektów publicznych i zatłoczonych miejsc – mówił teraz na wieść o nowych przypadkach Jeong Eun-kyeong, szef Koreańskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom.
Przypadek Korei pokazuje jednak coś jeszcze. Jest obawa przed drugą falą zakażeń. Ale jest też szybka reakcja na nią.
Nowe obostrzenia w Seulu
W kraju, gdzie wirusa prawie już miało nie być, nagle 561 szkół w całym wstrzymało się z planowanym niedługo otwarciem.
W Seulu, gdzie zanotowano najwięcej przypadków, wprowadzono już nowe obostrzenia. Zdecydowano zamknąć parki, muzea, galerie sztuki, państwowe teatry. Pracodawcy zostali wezwani do zorganizowania "elastycznego systemu pracy". Zalecono też zamknięcie barów i klubów.
Minister zdrowia zaapelował także do mieszkańców stolicy, by w mieście i okolicy, unikali niepotrzebnych zgromadzeń. By chorych pracowników pracodawcy zwolnili do domu. – Najbliższe dwa tygodnie będą znaczące – mówił Park Neung-hoo.
Obostrzenia mają obowiązywać do 14 czerwca. Jeśli do tego czasu nic się nie zmieni, restrykcje mogą być rozszerzone na resztę kraju.
Ile przypadków koronawirusa w Korei
Korea Południowa nie zamknęła kraju, jak większość państw w Europie. Nie zamrożono gospodarki, nie kazano ludziom zostać w domach. Postawiono za to na masowe testy i śledzenie zakażonych obywateli, a cały świat z niedowierzaniem obserwował statystyki, które od nich napływały.
Jeszcze 3 marca zanotowano tam ponad 850 nowych przypadków koronarowirusa w ciągu doby, potem zaczął się spadek.
Czytaj także: W Korei Południowej wyhamowali epidemię. Pierwszy raz od dawna nie wykryto lokalnych zakażeń
Koreę stawiano za przykład, jak można sobie poradzić. Wszędzie podkreślano też, że społeczeństwo jest zdyscyplinowane i stosuje się do zaleceń – zachowania dystansu, nosi maseczki, dezynfekuje dłonie.
Do dziś w 51-milionowym kraju zanotowano ponad 11 tys. przypadków i 269 zgonów.