Kaja Godek go nie znieważyła, bo... "nie udowodnił, że jest gejem". "Czuję się odarty z godności"

Aneta Olender
Kaja Godek miała odpowiedzieć przed sądem za to, że stwierdziła, że geje chcą adoptować dzieci, żeby je molestować i gwałcić. Sąd jednak umorzył sprawę – wniosek o to złożyli pełnomocnicy Godek – bo... oskarżyciele nie udowodnili, że są gejami. – Będę teraz brutalny, zastanawiałem się czy mam tam pójść i odbywać stosunek seksualny z jakimś mężczyzną, żeby udowodnić, że jestem gejem – mówi w rozmowie z naTemat jeden z oskarżycieli Marcin David Król.
Marcin David Król był jednym z siedmiu oskarżycieli w sprawie Kai Godek. Fot. archiwum prywtane
Pierwsza myśl, gdy usłyszał pan o decyzji sądu?

Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Czuję się odarty z godności w tym kraju, czuję się poniżony, czuję jakbym dostał w twarz.

Bo jak teraz udowodnić pani Godek, że jest pan gejem?

Będę teraz brutalny, zastanawiałem się czy mam tam pójść i odbywać stosunek seksualny z jakimś mężczyzną, żeby udowodnić, że jestem gejem.

Sędzia uznała też, że Kaja Godek nie znała osób, które znieważała, więc brakuje przesłanki bezpośredniości.

Jest to absurd. To oznacza, że mógłbym teraz obrażać na przykład wszystkich katolików, bo ich nie znam z imienia i z nazwiska? "Umorzenie tej sprawy potwierdza, że w Polsce jest wolność słowa, szczególnie jeśli mówi się w interesie społecznym", tak triumfowała działaczka pro-life po wyjściu z sądu.


Ktoś powiedział, że wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczyna się krzywdzenie i obrażanie innych. Wydaje mi się, że jest to też namacalny dowód na to, jak będą wyglądać, albo już wyglądają, sądy pisowskie.

To jest może zbyt przesadzone porównanie, ale mówi się też przecież, że Hitler sam nie zbudował Auschwitz, Majdanka, Treblinki. Potrzebował do tego osób, które będą wykonywały jego polecenia i nie sprzeciwią się złu. Trudno to porównywać, ale mamy teraz triumf tego reżimu, triumf, który jest zasługą także tych osób, które się temu nie przeciwstawiają.

Mój dziadek przeżył piekło Auschwitz, więc jestem bardzo wyczulony na tym punkcie, bo wiem, jak się kończy dyskryminacja. Ten sam dziadek, który z resztą bardzo aktywnie działał w opozycji antykomunistycznej w PRL, wpoił mi zasady równości, szanowania godności drugiego człowieka, a także patriotyzm.

Nie ukrywam tego, że jestem antypisowski, ale ujęło mnie zachowanie radnej PiS-u z Siedlec Iwony Orzełowskiej. Głosowano tam nad przyjęciem uchwały o tzw. samorządowej karcie praw rodziny (przyp. red. Karta Rodziny Ordo Iuris), czyli Siedlce miałyby być wolne od ideologii LGBT.

Iwona Orzełowska się wyłamała i zagłosowała przeciwko temu. Powiedziała, że jako chrześcijanka nie może dyskryminować nikogo, że nie może głosować za uchwałą, która może skrzywdzić chociaż jedną osobę. Dzięki temu to przepadło. To świadczy o tym, że osoby o naprawdę różnych poglądach mogą się temu złu przeciwstawić.

Ta sprawa ciągnie się od ubiegłego roku, dlaczego wtedy postanowił pan iść do sądu po słowach Godek?

Ja sobie poradzę, jestem człowiekiem mocnym psychicznie, dużo przeszedłem w życiu. Nie chodzi jednak o mnie... Potwornie boli mnie, kiedy czytam informacje o samobójstwach dzieciaków LGBT. One są w takim wieku, gdy są bardzo wrażliwe

Gdy usłyszałem słowa Kai Godek, stwierdziłem, że tak dalej być nie może, bo kłamstwa napędzają skalę nienawiści, napędzają homofobię. Poza tym jeśli ktoś kłamie, to musi ponieść tego konsekwencje.

Czy nie jest też absurdem również to, że ktoś kto broni nienarodzonych dzieci, potrafi z taką zaciętością niszczyć i krzywdzić ludzi, zwłaszcza młodych, którzy cierpią z powodu takich ataków i są narażeni na odrzucenie?

Porównała pedofilię z homoseksualizmem i nie dość, że jest to kłamstwo, to jeszcze obraza i upokarza ludzi.

Ja jestem wyoutowany wśród przyjaciół, w swoim środowisku. Większość moich znajomych to są osoby heteroseksualne i one nie mają kompletnie żadnego problemu z tym, że jestem gejem. Wśród nich panuje przekonanie, że absolutnie nie wolno dyskryminować osób LGBT i, że bycie taką osobą nie jestem powodem do wstydu. Mam w nich dużo wsparcia.

Wiele osób uważa, że od kilku lat środowiskom LGBT żyje się gorzej w Polsce. Podpisuje się pan pod tym?

Przestałem oglądać telewizję, żeby się nie denerwować... Tak, oczywiście, że żyje się gorzej. Są jakby dwie Polski. Jest Warszawa, w której gdy para chłopaków idzie za rękę, to raczej niewiele osób zwróci na to uwagę. Jest jednak również wiele takich miejsc, gdzie jest zdecydowanie gorzej.

Mówił pan, że jest silną jednostką, że radzi sobie z tym, co się dzieje, ale czy w pana otoczeniu są osoby, które nie dają rady z takim napiętnowaniem?

Sporo moich znajomych wyjechało. Stwierdzili, że nie będą ani płacić podatków, ani nie będą walczyć, bo nie mają siły. Jest też sporo osób, które starają się od tego odciąć, ignorują wszystkie dyskusje. Są też i tacy, którzy źle się czują i nie wiedzą, co robić.

Nie zamierza pan się poddać?

Nie, absolutnie nie. Walczymy dalej i tutaj nie ma zmiłuj się.

Czytaj także: Ponad trzy godziny, 70 pytań. Tak maglowano studentkę, która oskarżyła profesor o homofobię