"Jak zostałem gangsterem" to nr 1 na Netflixie. Mamy świetną wiadomość dla fanów filmu

Bartosz Godziński
"Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa" znów numerem jeden. Po premierze w grudniu zeszłego roku królował w kinowym box office. Tym razem, od tygodnia jest najchętniej oglądanym filmem na polskim Netflixie. Rozmawiamy z reżyserem, Maciejem Kawulskim, m.in. o sequelu produkcji. Nasz rozmówca nie chciał zdradzić nazwiska pierwowzoru, ale osoby, które choć trochę kojarzą polskich mafiozów, łatwo domyślą się, o kim będzie kolejny film.
W rolę anonimowego głównego bohatera wcielił się znany z filmu "Jesteś bogiem" Marcin Kowalczyk Fot. Materiały prasowe / Next Film
Twój film przeżywa drugą młodość. Co prawda po tym, jak do kina poszło ponad milion osób, można się było spodziewać, że będzie popularny, ale na polskim Netflixie króluje już tydzień. Czy jesteś jakoś zaskoczony?

Już nawet dwa weekendy jest numerem jeden. Nie jestem specjalnie tym zaskoczony, ponieważ wcześniej otrzymaliśmy mnóstwo pozytywnych opinii od widzów, recenzji i feedback z kin. Ktoś, kto decyduje się zapłacić za bilet i pójść na widowisko, wymaga dużo więcej, niż ktoś, kto dokonuje tego przy pomocy pilota, który wymaga mniej czasu i zaangażowania. Mniej się wtedy też oczekuje od produkcji. Więc jeśli wygrywasz kino, ludzie chodzą na film po kilka razy, a znam osoby, które były na seansie 4-5 razy, to też będzie się to musiało podobać na platformie.


Z drugiej strony, mieliśmy swego rodzaju lęk. W kinach zobaczyło nas 1,2 mln osób, potem byliśmy na wszystkich płatnych serwisach VOD i dopiero później trafiliśmy na Netflixa. Jednak mimo tego, "niepremierowy" film cieszy się dużym powodzeniem. To jest oczywiście bardzo miłe.
Screen z Netflixa
Patrząc na te wszystkie opinie i biorąc pod uwagę własne przemyślenia, jak uważasz, skąd się bierze sukces twoich filmów? A to przecież dopiero twój drugi na stołku reżysera. Już "Underdog” był hitem, ale „Jak zostałem gangsterem” przebił go z nawiązką. Może faktycznie tobie pomaga doświadczenie nabyte przy organizacji widowiskowych gal KSW?

Nie sądzę. Myślę, że ma na to wpływ pewna wrażliwość, granie na ludzkich emocjach muzyką, która sprawdza się zarówno w produkowaniu eventów, jak i w filmie. Obie rzeczy jednak mocno się różnią. Na evencie jest bardzo krótki dystans między tobą, a twoim widzem. Właściwie od razu widzisz jego reakcje. W przypadku filmu, porozumiewasz się swego rodzaju kodem - wynikami oglądalności, gwiazdkami na Filmwebie. Musisz umieć to rozczytać.

Miałem to szczęście, że istniejąc od dłuższego czasu w przestrzeni publicznej, ludzie dzielą się ze mną w mediach społecznościowych swoimi spostrzeżeniami i jest to bardzo budujące. Myślę jednak, że na sukces obydwu produkcji przełożyli się doskonali aktorzy i fajna historia.

Nie jestem jedynym ojcem sukcesu. Owszem, posiadam pewien rytm, umiem nadać filmowi melodię, dzięki której dość łatwo można spędzić dwie godziny w kinie. Jednak warunkiem do tego koniecznym jest bardzo dobra obsada i opowieść. Film jest produktem kolektywnym: wystarczy, że jeden element nie zagra i całość po prostu może okazać się klapą. Napisałeś na Instagramie przy poście z newsem o popularności filmu, że nie ma co się dziwić, bo "życie ganstera jest extra". Rzeczywiście tak myślisz? Widziałem zarzuty, mówiące o tym, że film romantyzuje przestępców.

Nie, to był zwykły żart. Jestem daleki od mitologizowania ogólnie pojętej bandytki. Stworzyliśmy balladę o gangsterze. Jeśli tak spojrzymy na film, to rzeczywiście jest to trochę romantyczne. Historia jest narysowana bardzo emocjonalną kreską. Takie właśnie filmy chcę robić. Nie chcę opowiadać o czymś, ale o emocjach temu towarzyszących. W tym wypadku było to środowisko mafijne. Jednak ja opowiadałem o ludziach, przyjaźni, emocjach. Podobnie było w "Underdogu", gdzie krajobrazem była branża MMA, ale to nie była historia o sporcie.

Myślę, że to ciekawie jest dostrzec człowieka nawet w bandycie. To nigdy nie są zerojedynkowe opowieści, że dana postać jest po prostu zła i nie ma dobrych cech. Najczęściej to jest tak, że są to ludzie popełniający błędy, wpadający w pułapki, żyjący w takich, a nie innych czasach. Często jest tak, że osoby teraz traktowane jako te złe, w innych czasach byłyby bohaterami. Warto czasem spojrzeć na to, od innej strony.

Mówimy o kimś, że jest przestępcą, bo nie odprowadza państwu jakiegoś ustalonego kilka lat wcześniej podatku, ale w innych okolicznościach historycznych, byłby odbierany zupełnie inaczej. Wystarczy wspomnieć dokonania Robin Hooda.

Tak więc, nie mitologizuję, ale też nie demonizuję. Uważam, że wszystko ma więcej niż jedną twarz. Postać, którą pokazałem w filmie, z mojego punktu widzenia, posiada cechy charyzmatyczne i inspirujące, aczkolwiek obracająca się w okrutnej przestrzeni.
Skoro już wspomniałeś o głównym bohaterze, to kim on w końcu jest? W wywiadach mówiłeś, że to autentyczna postać, ale czytałem też analizy mówiące, że jest zlepkiem kilku polskich gangsterów.

To absolutnie autentyczna, żyjąca postać. Nasz scenarzysta spędził z nim najwięcej czasu, ale my również mieliśmy przyjemność go poznać na kilku spotkaniach do filmowego researchu. "Jak zostałem gangsterem" w wielu obszarach konfabuluje - o czym jasno informujemy już w pierwszej scenie, a właściwie napisie. Większość z tych ludzi żyje lub sprawy, o których mówimy, nie są jeszcze zamknięte, więc wiele wątków z jego biografii świadomie zmieniliśmy - nie tylko same ksywki, czy zajęcia, którymi się parali. To wciąż jego prywatna historia.

U dużej ilości osób, które interesują się tą tematyką, może coś świtać lub coś się nie zgadzać. Jednak właśnie wiele elementów uszyliśmy tak, by nie pokrywały się z faktami i nie nakierowywały na prawdziwe osoby. Ten film z założenia nie miał być dokumentem, nie chcieliśmy, by ktoś dokonywał takich analiz. Dlatego też często uderzaliśmy w komediowe tony, by dać do zrozumienia, że nawet jeśli podobne zdarzenie miało miejsce, to my je pokazujemy zupełnie inaczej. Dajemy sygnał, że nie było dla nas najważniejsze to, jakie ci ludzie mieli wtedy pistolety, maski, czy samochody, ale to, co wtedy czuli, o czym myśleli, czego się bali.

To produkcja dla osób, które chciałyby poczuć, jak to było w tamtych czasach, przed jakimi wyzwaniami stali ci bohaterowie i jakie popełniały potworne błędy, za które ponoszą karę do końca życia. To nie jest film dla "kronikarzy mafijnych", którzy po wielokroć oglądają stare zdjęcia ze słynnych akcji. Takie kino zostawiam innym reżyserom. Myślę, że paru takich na rynku jest, którzy mają ambicję dokumentalnego oddania rzeczywistości, ale którym to nie zawsze wychodzi.
Fot. Materiały prasowe
Sytuacja na świecie wiadomo jaka jest, ale czy przymierzasz się do nakręcenia, może nie stricte sequela, bo fabuła na to średnio pozwala, ale do filmu w podobnej konwencji co "Jak zostałem gangsterem"?

Tak, robimy sequel. W tym momencie jesteśmy w fazie wstępnego developmentu, a pod koniec roku rozpoczniemy zdjęcia. Formuła ma być ta sama, opowiemy o podobnych czasach i tworzymy w pewnym sensie uniwersum. Część aktorów, którzy wystąpili w "Jak zostałem gangsterem", będą grać te same postacie w drugiej części, ponieważ te środowiska się przenikały. To będzie jednak historia kompletnie innego człowieka. Równie ciekawego, ale bardziej znanego. Będzie wymieniona w filmie z imienia i nazwiska.

I pewnie na razie nie nie zdradzisz o kim mowa?

Nie, ale myślę, że już niedługo upublicznimy ten temat. W tym momencie mogę powiedzieć, że to jedna z najbardziej elektryzujących postaci polskiej sceny mafijnej. Ciekawa z tego względu, że jest zupełnie inna niż pozostała jej część. Funkcjonowała w tej przestrzeni nie angażując się w to, co jest rozumiane jako złe i okrutne. W związku z tym jest często wspominana i są środowiska, w której urosła do miana postaci kultowej. Polska kinematografia bardzo długo czekała na to, by ktoś zekranizował jej historię. I jestem bardzo zadowolony, że uda mi się to zrobić.

Domyślam się, że nie chodzi o Masę (śmiech).

Nie, mówimy o postaci, która już jakiś czas nie żyje, ale ciągle jest na ustach i w sercach wielu ludzi. Myślę, że już tyle powiedziałem, że więcej już dodawać nie muszę.