Daliśmy się wrobić? Rzucanie palenia wcale nie nie jest jedynym sposobem ochrony zdrowia

Monika Przybysz
Palenie zabija — to nie tylko ostrzegawczy napis na paczce papierosów. To fakt. Co trzeba więc zrobić, aby przeżyć? Odpowiedź, jak przekonują badacze z Global Forum on Nicotine zajmujący się tematyką uzależnień, tylko z pozoru jest oczywista.
Fot. Unsplash / fotografierende
Palacze doskonale zdają sobie sprawę z oczekiwań, jakie stawia przed nimi społeczeństwo: powinni przestać palić. Dla własnego zdrowia i dla zdrowia innych. I choć komunikat jest prosty, wprowadzenie w życie jego założeń — bardzo trudne, a w przypadku wielu osób wręcz niemożliwe.

Potwierdzeniem tego stanu rzeczy niech będzie chociażby globalna statystyka liczby palaczy. Pomimo stałego wzrostu cen akcyzy, wycofania aromatyzowanych wersji papierosów, drukowania radykalnych ostrzeżeń na paczkach i oklejania ich zdjęciami narządów wewnętrznych w stanie rozkładu, “państwo” palaczy wielkością niemal dorównuje Indiom: liczy ponad miliard osób. Nawet WHO rozkłada ręce przyznając, że do 2025 roku nie uda się znacząco zmniejszyć populacji palaczy na świecie.

Dlatego Clive Bates, były dyrektor Action on Smoking and Health w Wielkiej Brytanii i działacz na rzecz ograniczenia szkodliwych skutków palenia tytoniu, podczas tegorocznej edycji konferencji Global Forum on Nicotine zadał pytanie: „Co poszło nie tak?”

W jego ocenie to, że światu nie udaje się powstrzymać papierosowej epidemii, jest skutkiem ostracyzmu i propagandy, jakimi otacza się wyroby alternatywne dla papierosów, o potencjalnie mniejszym ryzyku. Jak przekonywał Bates, zamiast widzieć w nich szansę dla palaczy, którzy mogliby zastąpić ekstremalnie szkodliwe papierosy alternatywami nie wytwarzającymi dymu i wyrządzającymi przez to mniejszą krzywdę ich zdrowiu, widzi się w tych produktach nowe drogi wiodące do uzależnienia.

A to, w ocenie brytyjskiego badacza, podejście dogmatyczne, które nie znajdujące potwierdzenia ani w badaniach naukowych, ani w danych rynkowych.

I choć uzależnienie od papierosów nie jest nałogiem demokratycznym — liczba palaczy jest zdecydowanie wyższa w krajach uboższych, to nawet gigantyczne nakłady na kampanie społeczne, podczas których eksperci nawołują do “rzucania palenia” nie dają spodziewanych efektów.

Skutecznością niższą w stosunku do oczekiwań cechują się również terapie farmakologiczne. Na “cudowną pigułkę”, która zabije głód papierosa czekamy od lat i prawdopodobnie nigdy się nie doczekamy.

Jak jednak przekonywali uczestnicy Global Forum on Nicotine — corocznej konferencji, skupiającej środowisko specjalistów zajmujących się problemem uzależnienia od nikotyny — walkę z nałogiem papierosowym przegrywamy, w pewnym sensie, na własne życzenie.

Część badaczy jest bowiem zdania, że radykalne rozwiązania nie sprawdzają się w skali makro z prostej przyczyny: nie są dla wszystkich.

Z dnia na dzień nałóg potrafią rzucać zarówno palacze palący po 20 papierosów dziennie, jak i ci, którzy palą 20 tygodniowo. Na tej samej zasadzie w nałogu przez dekady mogą tkwić zarówno ci, którzy palą dużo, ja i ci, którzy palą mało.

O tym, że propagowanie radykalnych kroków w walce z paleniem papierosów nie przekłada się na efektywność tej walki świadczy fakt, że co roku liczba zgonów spowodowanych paleniem papierosów idzie w miliony. W ubiegłym roku było to 7 milionów. Prognoza na ten rok jest podobna.

Jak przekonują eksperci z Global Forum on Nicotine, trend ten można odwrócić. Narzędziem, z którego należy w tym celu skorzystać, jest tzw. strategia redukcji ryzyka. W jej centrum stoją w tym przypadku wyroby bezdymne, w których nie dochodzi do procesów spalania: certyfikowane e-papierosy i przebadane systemy podgrzewania tytoniu.

Redukcja ryzyka: sposób na systematyczne rzucanie czy legalizacja nałogu?
Redukcja ryzyka to nic innego jak zastąpienie substancji bardzo szkodliwej dla naszego organizmu, substancją o wyraźnie niższym współczynniku szkodliwości, ale o podobnym działaniu. Oczywiście, w perspektywie każdej strategii redukcji ryzyka jest całkowita rezygnacja z zażywania określonej substancji.

Najbardziej wyrazistym przykładem jej zastosowania jest terapia metadonem zalecana osobom uzależnionym od heroiny. O tym, że podobną metodę można zastosować w przypadku nałogowych palaczy, mówił podczas swojego wystąpienia na GFN dr Mark Tyndall.
Tyndall to lekarz specjalizujący się w chorobach zakaźnych. Przez lata badał strategię redukcji szkód w stosunku do osób uzależnionych od narkotyków i tym samym narażonych na zakażenie wirusem HIV.

Jego zdaniem podobne środki można zastosować w stosunku do palaczy, którzy zamiast palić tradycyjne papierosy, mogą korzystać z produktów bezdymnych. E-papierosy czy podgrzewacze tytoniu również dostarczają do organizmu nikotynę. Ich stosowanie drastycznie zmniejsza jednak ekspozycję na rakotwórcze substancje smoliste.

Jak wynika z badań, alternatywne wyroby tytoniowe potrafią być o ponad 90 proc. mniej szkodliwe od zwykłych papierosów. Jako że nikotyna sama w sobie nie jest substancją kancerogenną, można pokusić się o stwierdzenie, że użytkownicy podgrzewaczy czy e-papierosów, wychodząc z nałogu będą szkodzić swoim organizmom w znacznie mniejszym stopniu, niż gdyby nadal palili papierosy i zrezygnowali z nich tylko podczas krótkich okresów abstynencji.

Jak jednak zauważa dr Tyndall, takie podejście nie jest na świecie popularne. Produkty alternatywne, w dużej mierze, podlegają tak samo rygorystycznym obostrzeniom, co tradycyjne papierosy. Przyczyn tego stanu rzeczy należy upatrywać w niezrozumieniu idei strategii redukcji ryzyka.

Jako przykład dr Tyndall podaje niedawną falę zgonów, jaka przeszła przez USA w związku ze stosowaniem skażonych liquidów do e-papierosów.

— Sprawa została przedstawiona opinii publicznej w sposób kompletnie nieodpowiedzialny. To nie korzystanie z e-papierosów było problemem, ale wykorzystywanie ich do inhalowania się mieszankami zawierającymi domieszki THC. CDC [Centra Kontroli i Prewencji Chorób, agenda amerykańskiego rządu – dop.] oraz WHO wykorzystały te tragiczne wydarzenia i panikę, jaka w związku z nimi wybuchła, aby podważyć pogląd, że korzystanie z e-papierosów jest znacznie mniej szkodliwe, niż palenie — twierdzi Tyndall.

Przewodniczący konferencji Global Forum on Nicotine, profesor Gerry Stimson z Imperial College w Londynie przekonywał, że “redukowanie ryzyka jest właściwe z punktu widzenia zdrowia publicznego”. Dodał również, że strategia ta „nie stoi w kontrze do profilaktyki antynikotynowej, ale jest jej integralną częścią.

Wydaje się, że pomimo niechęci systemowej i braku promocji redukcji szkód jako pełnoprawnej strategii zwalczania uzależnienia od nikotyny, palacze dali się do niej przekonać. Jak tłumaczyła dr Moira Gilchrist, przedstawicielka firmy Philip Morris International (PMI), koncerny tytoniowe przeznaczają coraz większe nakłady finansowe na rozwój tzw. produktów bezdymnych.
Sam PMI jako pierwszy koncern zapowiedział zresztą, że wycofa się z produkcji papierosów i pójdzie w kierunku rozwiązań alternatywnych, o potencjalnie mniejszej szkodliwości niż papierosy.

Z danych przytaczanych przez Gilchrist wynika, że już 10,3 mln palaczy zrezygnowało z tradycyjnych papierosów na rzecz IQOS-a, urządzenia typu heat-not-burn, produkowanego przez markę. To mało i dużo jednocześnie. Mało, bo w zestawieniu z globalną liczbą palaczy, przekraczającą 1,1 mld ludzi, to przecież kropla w morzu. Dużo, bo w końcu coś w tej materii drgnęło.

Globalnym pokazem skuteczności strategii harm reduction jest dzisiaj Japonia. Wprowadzenie na tym rynku wyrobów tytoniowych do podgrzewania spowodowało, że sprzedaż tradycyjnych papierosów, utrzymująca się przez lata na stałym poziomie, nagle zaczęła dołować.

Rok do roku słupki sprzedażowe topniały o blisko 10 proc. W tym samym czasie proporcjonalnie rosła sprzedaż wyrobów tytoniowych do podgrzewania. Z zestawienia okresów sprzed (2011-2016) i po (2016-2019) powszechnej dostępności produktów do podgrzewania w Japonii wynika, że rynek papierosowy skurczył się aż pięciokrotnie.

Jedni zobaczą w tych liczbach postęp i dowód na skuteczność strategii redukcji szkód. Inni spojrzą na te same dane i zobaczą w nich zamianę jednego nałogu na drugi. Choćby i mniej szkodliwy, ale nadal jednak – nałóg. Obie strony zgadzają się co do jednego: nawet ten jeden zgaszony papieros to dobry wstęp do walki z globalną epidemią palenia.