"Kazał mi oddać połowę za lodówkę od rodziców". Kiedy kończy się związek, zaczynają się rozliczenia

Aneta Olender
Najpierw są ochy i ochy, wydaje nam się, że jesteśmy dla siebie stworzeni, bo przecież on też kocha lody pistacjowe, a ona jest fanką "Ojca chrzestnego”. Jak wiadomo, bywa jednak i tak, że nie każda historia ma szczęśliwe zakończenie, wtedy jednak zamiast tego co łączy, wyeksponowane jest to, co dzieli. Poza różnicami w charakterze, których nie dało się pogodzić, pozostawać mogą podziały finansowe. I wtedy może zrobić się naprawdę nieprzyjemnie.
Zakończenie związku może być ciężkie nie tylko ze względu na koszty emocjonalne. Fot. Kadr z filmu "Sztuka zrywania"
Nie musi chodzić o gotówkę, niespłaconą pożyczkę zaciągnięta u partnera, bo do worka "oddaj co moje" może też trafić pierścionek, ostatni prezent, rachunek z restauracji, czy... książka. Jak poradzić sobie z tematem pieniędzy w związku i podziałów po zakończeniu relacji? Zapytaliśmy zarówno tych, którzy sobie radzą, jak i tych, którzy mogą podzielić się, ale historią ku przestrodze.

Pożyczka na gębę o takiej w związku się nie mówi, bo też w romantycznej relacji nikt raczej gęby nie ma. Lepiej może mówić o umowie dżentelmeńskiej, jednak gorzej, gdy okazuje się, że finalnie dżentelmeni się gdzieś zmyli.


Pożyczka bez umowy


Nie ma umowy, ale są uczucia. Mało kto tworząc z kimś relację oczekuje od partnera pokwitowania na piśmie pożyczki i ustalenia konkretnej daty spłaty. Miłość rządzi się swoimi prawami. Romantyzm nie zawsze jednak popłaca, bo później może zostać rozbite serce i pusty portfel.

Jedna z internautek opisała sytuację, w której się znalazła, na forum internetowym. Nie wiedziała, co robić, bo były partner chciał od niej zwrotu ponad 10 tys. zł. Jak stwierdziła kobieta, 3,5 tys. to rzeczywiście była pożyczka, ale resztę kwoty nazwałaby raczej aktami miłości i przelewami na przyjemności (fryzjer, kosmetyczka), o które nie prosiła. Dawał jej te pieniądze, bo sam tego chciał. Gdy jednak miłości zabrakło – przynajmniej z jednej strony – za przyjemności przyszedł rachunek.

Autorka wpisu bała się sprawy w sądzie i próbowała dogadać się z byłym ukochanym. Traciła jednak nadzieję na to, że dojdą do porozumienia. Ci, którzy zdecydowali się zabrać głos, mieli wątpliwości co do ekonomicznych aspektów tej sprawy, ale nie co do tego, że raczej nie o pieniądze tu chodzi, a o urazy i wciąż żywe uczucia mężczyzny.

Pierścionek sprzedany


Kinga była zaręczona, gdzieś w oddali majaczyła wizja ślubu, która jednak nie znalazła odzwierciedlenia rzeczywistości. Para się rozstała. – Chciałam oddać pierścionek, ale nie chciał. Powiedział, żebyśmy się szanowali – wspomina. – Pierścionek leżał więc w pudelku, a po kilku latach nie mogłam już wytrzymać, że tam jest i go sprzedałam... Za 100 zł u jubilera. Być może było to chamskie, ale to była toksyczna relacja z psychopatą, który chciał się żenić, więc nie miałam skrupułów. Inne rzeczy u mnie zostały, nie dzieliliśmy się, chociaż potem chciał, żebym mu książkę zwróciła. Nie zwróciłam... – opowiada Kinga.

Pierścionek zaręczynowy – mimo rozpadu związku – wciąż ma Beata. – Nie oddałam mu pierścionka, ale nie było też takiej sytuacji, że mój były tego oczekiwał. Nigdy nie powiedział, że mam go zwrócić. Mi też nie przyszło to do głowy, ale na pewno kwestie finansowe nie miały tu żadnego znaczenia.

Beata wyjaśnia, że dla niej to pewien symbol, część historii, którą razem zbudowali. Nie zerwała kontaktów z tym mężczyzną, dlatego temat pierścionka czasami powraca w żartach. – On żartuje, że przecież dał mi pierścionek, a ja odpowiadam, że nie dał, tylko sama go sobie wybrałam – dodaje.

Kiedy pytam ją, czy przez głowę nigdy nie przeszła jej myśl o sprzedaży takiej pamiątki, odpowiada zdecydowanie: nigdy. – Myślę, że musiałabym być mega wyrachowana, żeby coś takiego zrobić. W tej biżuterii jest jakiś pokład emocji, oczywiście i tych dobrych, i tych złych – podsumowuje.

Kazał oddać połowę


– Z Rafałem nie mieliśmy "wspólnego konta", ale jak on nie miał kasy, to płaciłam ja, jak nie miałam ja, to płacił on. Raczej się nie rozliczaliśmy. Zdarzało się, że dostawaliśmy "większe" prezenty od rodziców - moi kupili pralkę, jego lodówkę czy telewizor i takie tam. Jednak ogólnie mieszkaliśmy w "moim" mieszkaniu, za które płacił bardzo mało – opowiada swoją historię Marzena.

Dziewczyna dodaje, że ten zdrowy układ skończył się – i tu nie będzie większego zaskoczenia – gdy się rozstali. – Byłam zaskoczona, kiedy po rozstaniu kazał mi oddać "połowę" za sprzęty, które kupili jego rodzice, bo przecież ja nie rozliczałam go np. za połowę łóżka, w którym spał, a które kupili moi rodzice... – przyznaje.

Marzena oddała byłemu partnerowi prawie 1000 zł, bo, jak mówi, nie chciało jej się szarpać i kłócić. – Oddawanie za te domowe rzeczy było dla mnie głupie, ale np. zwróciłam mu kasę za telefon, który pomógł mi kupić i uważam, że to już było ok. Telefon nie był prezentem od niego, po prostu pożyczył mi na niego pieniądze – wyjaśnia.

Czytaj także: Pomagasz wszystkim, ale sam nie umiesz prosić o pomoc? Jeśli nie jesteś superbohaterem, zmień to

Dzielimy się po równo


W tym tekście miały być także i pozytywne przykłady finansowych "podziałów" i takim podzieliła się z nami Ola. Ona i jej ukochany dzielą się rachunkami po równo. – Jak pożyczamy sobie pieniądze, bo na przykład jedno z nas nie dostało jeszcze wypłaty, to potem nie upominamy się o zwrot. Chyba, że w grę wchodzi duma, a mój partner jest bardzo honorowy pod tym względem i zawsze wszystko mi oddaje. Też staram się to robić, chyba że o tym zapomnę – przyznaje.

– Pożyczaliśmy sobie mniejsze lub większe sumy, ale żadne z nas drugiemu tego nie wypomina. Jeśli w przyszłości (odpukać!) rozstalibyśmy się, to wątpię, aby mój partner chciał ode mnie spłaty "długu". Ja tym bardziej. Jako związek działamy razem, każde z nas ma swoje konta w banku, swoje finanse, ale to nie zmienia faktu, że gramy do tej samej bramki i pieniądze nie staną nam na drodze – podsumowuje rozmówczyni naTemat.

Podobnie do sprawy podchodzi Miłosz. Mężczyzna bez zastanowienia stwierdza, że po rozstaniu nigdy się nad tym nie zastanawiał i zapominał o wszystkim. – Nawet przez głowę mi nie przeszło ganiać się za to, dlatego nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę, gdy mój kumpel opowiedział mi, że po rozstaniu z dziewczyną, z którą w związku był przez wiele lat, ścigał ją o 25 euro, które kiedyś jej pożyczył. Był zdziwiony, kiedy powiedziałem mu, że to wstyd, coś takiego robić – wspomina Miłosz.

Zrobiłem to dla nas


– Jest to fajne, kiedy facet na początku zaprasza cię na kolację, kiedy idziecie razem do knajpy i on płaci, ale chyba nie jesteśmy już na tym etapie społecznym w tym kraju, że oczekiwałabym tego cały czas – zaczyna swoją opowieść Natalia.

30-latka mówi, że nie jest dla niej problemem ani sytuacja, w której ma się z partnerem na coś zrzucić, ani gdy to on płaci, ani gdy za portfel sięga ona. – Trochę pewnie podświadomie staram się gdzieś to wszystko wyrównywać. Skoro on mnie zabiera na kolację, to ja robię zakupy na śniadanie. Wydaje mi się, że jeśli jest się w związku to chyba przestajemy się zastanawiać, kiedy idziemy na kolację, kto za to płaci – zaznacza Natalia, ale jak się okazuje rzeczywistość zweryfikowała jej poglądy, a raczej pewność, że jej partner zawsze będzie myślał tak, jak ona.

– W pewnym momencie, pod koniec związku, zaczęło mi przeszkadzać, że wkład finansowy nie jest do końca równy w tej relacji. Czułam na sobie ogromny ciężar utrzymania domu, zapłacenia rachunków itd. Jedyne, w czym mój były partner mnie odciążał, to były bieżące zakupy. Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym, ale on nie widział problemu, więc w pewnym momencie machnęłam ręką – wyjaśnia.

– W pewnym momencie trwania naszego związku potrzebował pieniędzy na prawnika. Chodziło o podział majątku z jego byłą partnerką. Część kwoty miał, ale część pożyczył ode mnie, około 6 tys. Było to dla mnie naturalne, że skoro jesteśmy razem i mam gotówkę na koncie, to mu ją pożyczę. Zaznaczyłam wtedy, że odda jak będzie miał. Wiecznie było u niego krucho z kasą, ale mi to nie przeszkadzało – opowiada nasza rozmówczyni.

Sprawa skomplikowała się, gdy w relacji zaczęło się sypać. Po tym, jak Natalia kazała wyprowadzić się mężczyźnie ze swojego mieszkania, przypomniała sobie o długu. Oczywiście nie od razu, bo emocje na początku były związane z innymi kwestiami.

– Napisałam mu SMS-a z przypomnieniem i informacją, że czekam na zwrot. Oddawał mi kasę w systemie ratalnym. Wszystko zwrócił, ale przy każdym przelewie wbijał mi szpilę. Pisał: "Masz żebyś nie mówiła, że jestem ci coś winien". Co ciekawe, kiedy przypominałam mu o pieniądzach, to stwierdzał, że odda mi dług, skoro tak mi zależy, ale przecież wziął tego prawnika, żeby nam było lepiej... – wspomina.

Czyta także: Oglądasz zdjęcia byłego w sieci? Akurat tego po odrzuceniu terapeutka radzi nie robić