"WyPAD i rząd na bruk". Polacy o tym, dlaczego znów pójdą protestować

Daria Różańska-Danisz
– Jest wiele spraw, z powodu których mogłabym wychodzić na ulicę. I robiłam to w ostatnich latach. W tym momencie obserwuję, jak po stronie obozu rządzącego zbierają się ciemne chmury. Oni czują, że nie kontrolują już sytuacji. Obawiam się, że te wybory mogą nie być w pełni uczciwe, a to z kolei może wywołać falę protestów. Idę na sobotnią manifestację, bo być może jest ostatnią pokojową. Nie wiadomo, co potem będzie się działo – mówi nam pisarka i aktywistka Klementyna Suchanow.
Od 16:00 do 19:00 potrwa sobotnia manifestacja pod hasłem "WyPAD. Rząd na bruk". Zdjęcie poglądowe. Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
W sobotę o 16:00 Polacy po raz kolejny wyjdą na ulicę. Manifestujący pod hasłem "WyPAD. Rząd na bruk" spotkają się przy Placu Konstytucji w Warszawie i ruszą przed Pałac Prezydencki.

"Po raz kolejny bierzemy się do roboty, tak żeby kompromitujący Polskę Andrzej Duda i rządząca większość podlegająca szeregowemu posłowi Kaczyńskiemu usłyszeli odgłos nieuniknionego – obywatelską obietnicę, że ich czas się kończy" – piszą na stronie wydarzenia na Facebooku jego organizatorzy (to m.in. Ogólnopolski Strajk Kobiet, Studencki Komitet Antyfaszystowski, Ogólnopolski Strajk Obywatelskich, KOD).


Zwracają oni także uwagę na przestrzeganie obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa. Zalecają, by manifestujący zabrali ze sobą maseczki, zachowali odstęp i pamiętali, że protest ma charakter pokojowy].

Zapytaliśmy Polaków, dlaczego na tydzień przed wyborami prezydenckimi zamierzają wyjść na ulice. Odpowiedzi prezentujemy poniżej.

Jacek, informatyk:

– Sam PAD mam generalnie w nosie, chociaż jest nieprzeciętnym mydłem, żenującym popychadłem, z którym nikt ważny – poza Trumpem – ale to oddzielny temat, nie chce się spotykać.

Chodzi mi bardziej o to, że prezydent jest istotnym, może nawet niezbędnym elementem walca, którym barbarzyńcy zrównują kraj z ziemią i wloką do Azji w stronę postkomunistycznych satrapii, które udają demokrację.

To grupa, która szermując hasłami antykomunistycznymi, cofa kraj ustrojowo do kształtu ze stalinowskiej Konstytucji z 1952 roku: ogranicza samorządność, centralizuje władzę, likwiduje trójpodział władzy, głosząc prymat "woli ludu", czyli aktualnej większości sejmowej nad wszystkimi instytucjami państwa i literą prawa.

Tak jak za komuny wszystkie konstytucyjne organy: Rada Ministrów, Trybunał Konstytucyjny, prezydent są fikcyjne. I tak jak za komuny to wydmuszki i fasada, a liczy się tylko I Sekretarz KC Partii.

Zbigniew Hołdys, muzyk:


– Mam dość demoralizacji w wykonaniu tego rządu i to na każdym polu. Żyję blisko 70 lat i po raz pierwszy mam do czynienia z tak straszną agresją wobec przeciwników politycznych i ludzi myślących inaczej. To agresja niszcząca człowieka do imentu.

Ta władza gardzi sędziami, nauczycielami, lekarzami, żołnierzami. Gardzi kobietami. To, co się dzieje w Sejmie: poniewieranie przeciwników politycznych, wyłączanie im mikrofonu, fałszowanie obrad w Sali Kolumnowej – to haniebne rzeczy.

Podobnie jak wyzywanie ludzi od złodziei, zdradzieckich mord. I ta ostatnia historia, czyli segregacja, że oni nam powiedzą, kto jest człowiekiem. "Władca najwyższy" powie nam "kto jest zdrajcą". To chore. Niech spojrzy w lustro i powie, kto jest zdrajcą. I będzie święty spokój.

Andrzej Wiśniewski, Obywatele RP:

– Jestem na ulicy od prawie pięciu lat. Zaczęło się od pikiety przed Trybunałem Konstytucyjnym, kiedy Beata Szydło nie opublikowała wyroku. Później było coraz gorzej.

Brałem udział w prawie wszystkich kontrmanifestacji smoleńskich. Byłem oburzony ekshumacjami bliskich osób, które zginęły w katastrofie samolotu. Następnie były pikiety przed Sądem Najwyższym i Sejmem. Jestem członkiem Obywatele RP: od początku naszym celem było uświadomienie społeczeństwu – i niestety również posłom – że Konstytucja jest najwyższym prawem.

Protestowaliśmy przeciwko niszczeniu trójpodziału władz i ograniczaniu praw kobiet. Teraz chcemy mieć prezydenta, który będzie wetował wszystkie niszczące demokrację ustawy.

Klementyna Suchanow, pisarka, Ogólnopolski Strajk Kobiet:


– Jest wiele spraw, z powodu których mogłabym wychodzić na ulicę. I robiłam to w ostatnich latach. W tym momencie obserwuję, jak po stronie obozu rządzącego zbierają się ciemne chmury. Oni czują, że nie kontrolują już sytuacji. Obawiam się, że te wybory mogą nie być w pełni uczciwe, a to z kolei może wywołać falę protestów. Idę na sobotnią manifestację, bo być może jest ostatnią pokojową. Nie wiadomo, co potem będzie się działo.

Mam bardzo dużo powodów, żeby tego rządu nie lubić. Wymienię dwa najważniejsze. Jestem aktywistką Strajku Kobiet. Kiedy kobieta zostanie pozostawiona bez odpowiedniej pomocy medycznej, która zostanie jej odmówiona na podstawie klauzuli sumienia, może dojść do krzywdy.

Uważam to za niezwykle wredne, że ktoś autorytarnie, z powodu swoich poglądów politycznych wchodzi komuś tak mocno w sprawy intymne. Nie możemy dokonywać zamachu na drugiego człowieka w wymiarze fizycznym. Odbieram to jako przemoc.

Druga sprawa: smuci mnie, że Polska została w układzie geopolitycznym przesunięta w stronę Kremla. Nawet ta kampania przeciwko LGBT jest stamtąd ściągnięta.

Polacy przyzwyczaili się do bycia obywatelami Europy, ale teraz jesteśmy przesuwani w stronę wschodu. Nikt z nas nie wyraził na to zgody, nikt nas nie pytał o zdanie, nie było referendum wyjścia z Unii czy przesunięcia Polski w stronę Kremla, a tymczasem oni to robią. I to mnie wkurza.