W tej wojnie nikt nie będzie brał jeńców. Oto co się stanie, jeśli Duda przegra wybory

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
Czyżby prezes PiS-u uważał Polaków za niewdzięczników, którzy nie uszanują swego dobrodzieja? Lub za ignorantów, nie potrafiących dostrzec wyświadczonych im łask? A może nie ma ani łask, ani dobrodzieja, a dodatkowo Jarosław Kaczyński – jak to mają w zwyczaju populistyczni autokraci – wiele o „zwykłych ludziach” mówi, jednak skrycie nimi pogardza, bratać się z nimi nie ma zamiaru.
Karolina Lewicka o scenariuszach w przypadku porażki PAD w wyborach 2020 Fot. Albert Zasada / AG
I chyba też wciąż prezes nie uwierzył w to, co każdego wieczora suflują widzom „Wiadomości”, dlatego woli, by jego posesji, świętego spokoju i samozadowolenia nieustannie strzegły piesze i zmotoryzowane patrole policji. By przed oknami nie przeszła mu żadna manifestacja, by żaden krzykacz nie zrealizował tu swojej wolności słowa. Jarosław Kaczyński ma prawo do ochrony. Tyle, że przybrała ona karykaturalne rozmiary - Terlecki z Błaszczakiem zasłaniają prezesa własnym ciałem nawet w ławach sejmowych, jeśli próbuje się doń zbliżyć opozycyjny poseł. Partyjną siedzibę zamknięto za bramą. Polska Policja uległa prywatyzacji, służy prezesowi do ochrony miesięcznic, domu, Nowogrodzkiej, a nawet do zablokowania auta z napisem „WyPAD”.


Czytaj także: Ochrona Kaczyńskiego kosztuje coraz więcej. Ujawniono niebotyczną kwotę

Może jeśli sieje się nienawiść, to potem trzeba się bać innych ludzi. Ale ostatnio strach prezesa ma jeszcze większe oczy. Bo to strach przed utratą władzy, paniczny. Wyraz swym rosnącym z tygodnia na tydzień obawom prezes dał na papierze – w słynnym liście do członków PiS. Bo zwycięstwo Andrzeja Dudy w pierwszej turze jest już nieprawdopodobieństwem, a i w drugiej turze nic nie zostało przesądzone. Dlatego Kaczyński wezwał do wysiłku, bo „nic nie zrobi się samo”. A za nim, niczym echo, zaczęli apelować o mobilizację wszyscy politycy Zjednoczonej Prawicy, jak ona długa i szeroka. Bez oddolnego ruchu we wszystkich powiatach możemy nie wygrać – przestrzegał Adam Bielan. Jeśli nie pójdziemy gremialnie do wyborów – wtórowała mu w Mielcu marszałek Elżbieta Witek – to będzie taki huragan, który zniszczy to, co budowaliśmy pięć lat.

Jarosław Kaczyński ogłosił stan alertu, bo doskonale wie, że w tych dniach będzie się działa historia. Utrata Pałacu Prezydenckiego to koniec snów o potędze. To koniec rewolucji. Koniec popychania Polski węgierską drogą. I generalnie – początek końca tego patologicznego systemu politycznego, który PiS wprowadza i utrwala, począwszy od zamachu na Trybunał Konstytucyjny.

I tak, to prawda, PiS ma większość w Sejmie i może rządzić jeszcze przez trzy lata, ale wyłącznie w tych granicach, które sobie wyrąbał do tej pory. Nie pójdzie już ani kroku dalej. Nie dokończy „reformy” wymiaru sprawiedliwości, nie zrepolonizuje mediów, nie zawłaszczy samorządów, bo na każdą taką ustawę czekać będzie prezydenckie weto, którego w tej kadencji PiS nie jest w stanie odrzucić. Kaczyński będzie miał spętane ręce i nogi, tym bardziej, że umocni się też Senat. Bowiem kiedy opozycja będzie na fali wznoszącej, to raczej małe szanse, że uda się PiS-owi któregoś z senatorów obecnej większości przeciągnąć na swoją stronę i w ten sposób odzyskać kontrolę nad Izbą Wyższą. A poza tym wszystkim jest też dynamika sytuacji politycznej – pewne rzeczy będą się działy nieuchronnie i spodziewam się, że mogą być dla rządzących wyjątkowo destrukcyjne.

Czytaj także: Andrzej Duda ma pewien "bagaż", którego nie miał 5 lat temu. Przez ten detal może przegrać wybory

Jeśli Andrzej Duda przegra, najpierw rozpocznie się szukanie winnych. Kaczyński we wspomnianym już liście napomknął o rozliczeniach wewnątrz obozu władzy, do których dojdzie po elekcji. Głowy będą musieli zapewne położyć ci, którzy zablokowali wybory pocztowe. To nie tylko Gowin i kilku jego przybocznych, których już palcem wskazał, obwinił i potępił Ryszard Terlecki. Także Morawiecki nie był zwolennikiem dopychania majowego terminu kolanem. A szef rządu ma - tuż obok siebie - wielu zaciekłych wrogów. I ta wojna, między Morawieckim a Ziobrą, Kurskim, Brudzińskim i Szydło już przecież trwa w najlepsze. Za chwilę tylko nikt już nie będzie brał jeńców.

Także większość Zjednoczonej Prawicy w Sejmie nie jest bezpieczną, wisi sobie na cienkim włosku raptem kilku głosów. Jeśli ktoś zostanie wyrzucony lub odejdzie, jeśli Zjednoczona Prawica się rozpadnie, robi się poważny problem. Negocjować z konfederatami? Można. Janusz Korwin-Mikke stwierdził ostatnio, że po wyborach wszystko jest możliwe. Ale to oznacza, że trzeba się będzie policzyć przed każdym głosowaniem i że Jarosław Kaczyński nie będzie miał już pełnej kontroli nad całością koalicji. A dobrze pamięta, jak wyglądało rządzenie z Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną. I jak dysfunkcjonalny jest rząd mniejszościowy. Więc tak, przyspieszone wybory parlamentarne mogą stać się w pewnym momencie jedynym wyjściem z patowej sytuacji.

Przegrana bitwy o Pałac spowoduje też poczucie schyłku u polityków i działaczy Zjednoczonej Prawicy, przekonanie, że zaczyna zmierzchać, że wiatr się odwrócił i że teraz trzeba sobie już tylko zabezpieczać tyły. Jedni się zdystansują, inni zaczną się rozglądać wokół w poszukiwaniu nowego ugrupowania, z list którego można byłoby w przyszłości wystartować. Może ktoś wpadnie na pomysł, by tworzyć własną formację. Generalnie, zaczną się ruchy odśrodkowe. Tygodnik „Sieci” dowodzi, że już się zaczęły: „kilku w obozie propolskim wyraźnie się znudziło, zgnuśniało, uległo presjom. Krok po kroku przechodzą na drugą stronę. Widzimy to wszyscy”. Tak, szanowni Państwo – energia, do tej pory kierowana na poszerzanie władzy, wpływów i majątków, wkrótce zostanie skierowana do wewnątrz, na walkę między sobą.

A że to nie jest racjonalne? Że zasadne byłoby trwać murem przy sobie i dzięki temu mieć jeszcze przez trzy lata władzę, czerpać z niej korzyści? Otóż, politykę robią ludzie. A ludzie często są dalecy od racjonalności. I dlatego ruszą do walki o przetrwanie lub o władzę. Decydować będą ambicje i animozje. Wszystkie buldogi będą walczyć otwarcie, na dywanie. Jarosław Kaczyński to wie i dlatego się boi. Najbardziej na świecie boi się teraz kartki wyborczej. Bo przed jej werdyktem naprawdę nie ochronią go ani Błaszczak z Terleckim, ani mundurowi, ani nawet brama na pilota.

Czytaj także: 4 szczegóły z przełomowego sondażu. To dlatego Duda jest o krok od porażki