Prezydent dezerteruje z prawdziwej debaty i proponuje ustawkę. Bo się boi

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
Prezydenta mamy mocnego w gębie. Jestem gotów – odpowiada na pytanie o udział w debacie z Rafałem Trzaskowskim – problemu nie widzę, to kwestia szacunku dla wyborców i konkurenta. Na stole ląduje zatem propozycja dwóch stacji telewizyjnych i dwóch portali internetowych. Jej formuła obejmuje pytania dziennikarzy oraz riposty, wzajemne pytania i wolne oświadczenia kandydatów. Rzuconą przed media rękawicę podnosi Trzaskowski. Sztab Andrzeja Dudy robi unik.
Karolina Lewicka pisze o debacie Andrzeja Dudy z Rafałem Trzaskowskim przed drugą turą wyborów prezydenckich Fot. Albert Zawada / AG
Akurat w czwartek – triumfalnie oznajmia Adam Bielan – mamy duże spotkanie z wyborcami województwa lubuskiego. Nie da się! Ale że generalnie nie wypada odmówić, bo można wyjść na tchórza, stąd głowie państwa z pomocą spieszy TVP. Tak, ta telewizja publiczna, która – jak ocenili właśnie obserwatorzy OBWE – stronniczo promowała urzędującego prezydenta. Szykuje się zatem kolejna ustawka, po dwóch poprzednich „debatach” zaprojektowanych ściśle przy Nowogrodzkiej.

Czytaj także: Trzaskowski już przyjął zaproszenie na niezależną debatę. Reakcja obozu Dudy jest dziwna


Telewizyjne debaty potrafią wpłynąć na bieg politycznych wydarzeń. Adam Bielan wie to najlepiej. To on, razem z Michałem Kamińskim, przygotowywał Jarosława Kaczyńskiego do debaty przed wyborami parlamentarnymi w 2007 roku. Prezes PiS zmierzył się wówczas z Donaldem Tuskiem i sromotnie poległ. Lider PO przewagę zyskał już na początku dyskusji, pytając Kaczyńskiego o ceny podstawowych produktów spożywczych, czym od razu obnażył jego oderwanie od rzeczywistości. Kaczyński nie miał pojęcia, ile kosztują ziemniaki, jabłka i kurczaki. A potem było już tylko gorzej.

Tusk sugerował, że PiS rozwiązuje wyłącznie te problemy, które sam stwarza: „W sprawie korupcji zachowuje się Pan jak strażak, który lubi podpalać. Najpierw wyniósł Pan do władzy ludzi o podejrzanej reputacji, a potem ich aresztował” - perorował szef Platformy. Liderowi PiS głos grzązł w gardle – oceniły następnego dnia gazety - Tusk ukradł show Kaczyńskiemu. Kaczyński pokazał twarz zmęczoną rządzeniem. Bielan tuż po zakończeniu debaty wiedział, że zgoda Kaczyńskiego na udział w niej była największym błędem całej kampanii. PiS przegrał tamte wybory i oddał władzę.

W debatach zawsze więcej ryzykuje lider. Dla tego, który aspiruje i goni, debaty są szansą. Tak było w pierwszym i jednym z najsłynniejszych telewizyjnych pojedynków, gdy mało znany senator John Kennedy zmierzył się z urzędującym wiceprezydentem Richardem Nixonem. Nixon był zmęczony, nieogolony, bez pudru i bez energii. Kennedy wyglądał świeżo i młodo, przystąpił też do natychmiastowego ataku, a swoją pierwszą wypowiedź zakończył słowami: „Przyszedł czas, by Ameryka znów ruszyła z miejsca”. Potem ocenił, że bez tej debaty wygrać wyborów nie miał szans.

Jak pokazały bowiem badania, cztery miliony Amerykanów przyznało, że decyzję wyborczą podjęli wyłącznie w oparciu o wrażenie z debaty, z czego aż trzy miliony oddało swój głos na senatora Partii Demokratycznej. Warto dodać, że Kennedy wygrał z Nixonem najmniejszą w historii amerykańskich wyborów przewagą, bo zaledwie stoma tysiącami głosów.

Sztabowcy Andrzeja Dudy nie chcą ryzykować, bo wynik uzyskany w I turze wprawdzie oznacza duże szanse na zwycięstwo w następną niedzielę, ale stuprocentowej gwarancji nie daje. Każdy błąd może słono kosztować, a w tej kampanii – co zauważył politolog związany z obozem władzy, prof. Waldemar Paruch – liczyć się będzie to, kto tych błędów popełni mniej. Tymczasem prezydent, podobnie jak znakomita większość polityków Zjednoczonej Prawicy – odwykł od rozmów z dziennikarzami. Od pięciu lat goszczą i głaszczą go przecież niemal wyłącznie partyjni propagandziści, tylko udający redaktorów. Normalna debata z trudnymi pytaniami mogłaby się okazać sporym szokiem. Stąd dezercja i komiczna kontrpropozycja, by ów wstydliwy fakt ukryć.

Oto TVP namawia kandydatów na debatę w Świętokrzyskiem, w którym to województwie Duda wygrał z Trzaskowskim stosunkiem 56 do 21, a dokładnie w miejscowości Końskie, gdzie prezydent kilka miesięcy temu podpisywał na peronie ustawę o transporcie kolejowym. Czyli na terytorium wrogim kandydatowi KO, a dodatkowo z udziałem publiczności – jak się można domyślać, starannie wyselekcjonowanej. Tym posunięciem Bielan z Kurskim mogliby się zrewanżować za wspomnianą już debatę Kaczyńskiego z Tuskiem. Wówczas na widowni było więcej sympatyków PO, którzy podczas debaty buczeli na prezesa PiS, a to go silnie deprymowało.Pytania i „redaktorów” i „wyborców” upichcą pewnie Jacek Kurski z Adamem Bielanem, autorzy negatywnych spinów PiS-u z kampanii 2005 i 2007 roku, w tym słynnego „dziadka z Wehrmachtu”. Będzie tak tendencyjnie, jak podczas poprzedniej debaty w TVP, kiedy to wałkowano uchodźców, plan Rabieja i walutę euro. I tak spontanicznie, jak pięć lat temu na Nowym Świecie, gdy Bronisława Komorowskiego zaczepił chłopak w żółtej bluzie, rzekomo nie mogący znaleźć w Polsce pracy. Okazał się być działaczem PiS, któremu później zrewanżowano się posadą w TVP.

Czytaj także: Duda nie chce wziąć udziału w debacie w TVN. Z nową propozycją wychodzi Polsat


I tylko w takiej sytuacji, gdy debata będzie się odbywać na warunkach PiS, Andrzej Duda zgodzi się wziąć w niej udział. Nie zaryzykuje blamażu przed milionową widownią, nie będzie grał fair play, musi mieć fory. Nie zamierza też dawać Rafałowi Trzaskowskiemu okazji. Ten mógłby ją wykorzystać jak Aleksander Kwaśniewski w 1995 roku, kiedy to część wyborców wciąż była nieufna wobec polityków, wywodzących się z poprzedniego reżimu. Tymczasem w starciu z Lechem Wałęsa Kwaśniewski zaprezentował się niczym europejski dyplomata i przekonał do siebie aż trzy czwarte widzów. Dlatego tegoroczna debata albo będzie ustawką (organizowaną lub współorganizowaną przez TVP), albo nie będzie jej wcale.