"Taniej niż nad Bałtykiem". Tak wyglądają "koronawakacje" w turystycznym raju Polaków

Łukasz Grzegorczyk
Chorwacja otworzyła się na turystów jako jeden z pierwszych krajów w Europie. Niektórzy przez koronawirusa zrezygnowali z zagranicznych wyjazdów, inni ruszyli na wczasy niedługo po otwarciu granic. I wygląda na to, że większość osób o epidemii i restrykcjach już zapomniało. W turystycznych zakątkach było spokojnie, ale tylko przez chwilę.
Chorwacja otworzyła się na turystów jako jeden z pierwszych krajów. Polacy, mimo koronawirusa ruszyli tam na wakacje. Fot. YouTube / Traveler Greg
Jeszcze w marcu czy kwietniu o zagranicznych wczasach można było zapomnieć. Epidemia koronawirusa, zamknięte granice i długa lista restrykcji przekreślały wakacyjne plany. Kiedy w czerwcu zaczęło się wielkie "odmrażanie" Europy, Polacy też poczuli, że to może być w końcu szansa na urlop. Ruch lotniczy był jeszcze zamknięty, ale autem do Chorwacji dało radę dojechać już bez problemu.

Zresztą kraj znad Morza Adriatyckiego kusi przyjezdnych już od dłuższego czasu. Na oficjalnym profilu dla turystów w sieci czytamy, że ryzyko złapania COVID-19 jest minimalne, a Chorwacja jako jedno z pierwszych państw uporała się z epidemią.

Wakacje w Chorwacji w czasie pandemii

Chwilę po otwarciu granic lądowych, z dojazdem do Chorwacji było sporo kombinowania, bo każdy kraj znosił obostrzenia stopniowo. Robert Makłowicz relacjonował kilkanaście dni temu, że podróżował przez Niemcy, czyli de facto pojechał na około. Nadrobił ponad 600 km, ale w końcu dostał się na miejsce.


Aktualnie jest o wiele łatwiej, bo można już przejechać przez Słowację, albo wybrać samolot i zaoszczędzić mnóstwo czasu. Ceny? Z Warszawy polecimy za 200 zł w jedną stronę. Ktoś inny mówi mi, że kupił bilet na lot z Poznania do Splitu za 60 zł.
Fot. Archiwum prywatne rozmówcy
Kacper pojechał ze swoją dziewczyną do miasta Makarska, odwiedzili także Split. Wyruszyli pod koniec czerwca samochodem z Warszawy, dalej pojechali przez Czechy, Austrię, a na koniec kilkadziesiąt kilometrów przez Słowenię.

– Na granicach nie mieliśmy żadnych problemów. Wystarczyło wcześniej zarejestrować się na jednej stronie, by dostać dokument niezbędny do wjazdu – mówi mój rozmówca. Chodzi o formularz na stronie entercroatia.mup.hr. Wypełnienie go zajmuje kilka minut.
Z tym czekaniem na granicach to jednak loteria. Jedna z turystek, która jechała przez Węgry pisze w sieci, że na przejściu w Letenye stała w korku 2,5 godziny. – Sąsiad jechał koło południa i stał 10 minut – dodaje inna.

Jeśli ktoś myślał, że wakacje w czasie epidemii bardzo różnią się od tych "normalnych", może się mocno zdziwić. Kacper po powrocie do Polski wspomina, że w miejscach, które odwiedzili, trudno było odczuć, że jest pandemia. – Na początku rzeczywiście było luźno. Na plażach, w restauracjach, widać było różnicę. Po kilku dniach już zrobiło się tłoczno, turyści zaczęli dojeżdżać. Było dużo osób z Niemiec – opowiada.

COVID-19 – jakie restrykcje w Chorwacji?

Kiedy pytam go o restrykcje związane z epidemią nie ukrywa, że mało kto ich przestrzega. – Chorwacja niedawno przywróciła obowiązek noszenia maseczek, ale i tak nikt tego nie robi – wskazuje. – Kiedy wchodzi się do sklepu trzeba zdezynfekować ręce, włożyć rękawiczki. To akurat wygląda podobnie jak u nas – dodaje. Z jego relacji wynika, że specjalnych zmian nie widać też na plażach.

– Już pod koniec wyjazdu było dużo osób, ale jeszcze bez tłoku. Raczej nikt nie pilnuje, by trzymać odstępy – podkreśla. W rozmowie ze mną nie ukrywa, że urlop się udał, a decyzja o zagranicznym wyjeździe była trafiona. – I na pewno zapłaciliśmy mniej, niż wydalibyśmy na taki sam pobyt nad Bałtykiem – zauważa.
Fot. Archiwum prywatne rozmówcy
O tym, że ruch turystyczny do Chorwacji nakręca się coraz bardziej, widać po grupach na Facebooku. W jednej z nich, dedykowanej specjalnie dla miłośników wyjazdów do tego kraju, pojawiają się dziesiątki postów dziennie. Widać, że Polacy już bardziej żartują z koronawirusa, niż się go boją. – Pogoda cudna, tłumów nie ma, wirusa nie czuć, jest pięknie. Nie ma co się zastanawiać – pisze jedna z użytkowniczek.

Ludzie już nie dyskutują o restrykcjach, COVID-19 czy zamkniętych granicach. Najbardziej gorące wątki dotyczą miejsc na wypoczynek czy cen w restauracjach i hotelach. Niektórzy przyznają, że zrezygnowali z wczasów w Grecji i wybrali Chorwację, bo czują się tam bezpieczniej i muszą przestrzegać mniej obostrzeń. A ci, którzy są już na miejscu, chwalą się fotkami z Zadaru czy Splitu. Na jednych widać trochę turystów, na innych plaże świecą pustkami.

– Dzień jak co dzień, czyli ludzi sporo, wszystko elegancko prosperuje. Zero kontroli i bezpieczeństwo, wiadomo w miarę zdrowego rozsądku. Więc czego się bać? – dopytuje Polka, która aktualnie przebywa w Chorwacji.
Fot. Archiwum prywatne rozmówcy

Niektórzy twierdzą, że ludzi jest mniej niż w typowym sezonie turystycznym przed pandemią, ale z większości wpisów można wysnuć jeden wniosek: jest względnie normalnie. – Jesteśmy w mieście Pula, szczerze mówiąc nie widać, że koronawirus w ogóle istnieje. Nikt nie nosi maseczek, jednorazowe przypadki raz na jakiś czas – wyjaśnia jedna z internautek.

Chociaż Europa już w zasadzie została "odmrożona" po epidemii, warto śledzić przede wszystkim komunikaty na stronie polskiego MSZ. Przed wyjazdem lepiej sprawdzić, czy granice pozostają otwarte, albo czy dany kraj nie przywrócił nagle obowiązku odbycia kwarantanny. Dodajmy, że w ostatnich dniach w Chorwacji liczba zakażeń SARS-CoV-2 nie przekroczyła 70 nowych przypadków na dobę.

Czytaj także: Wakacje są możliwe mimo epidemii. To musisz wiedzieć przed wyjazdem do Chorwacji
Fot. Archiwum prywatne rozmówcy