Nabrać się mogą tylko naiwni. Oto dlaczego przemiana Dudy to żart

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
Ponoć w noc wigilijną zwierzęta mówią ludzkim głosem. Podobny cud zdarzył nam się w noc powyborczą – dotychczasowe wilki nagle stały się gołąbkami pokoju. Oto Andrzej Duda, który przemawiał nienawistnie niemal do samiuśkiej ciszy wyborczej, uderzył w mocno pojednawcze tony. Pod biało-czerwonym sztandarem jest i musi być miejsce dla każdego – zapewnił i jednocześnie przeprosił tych, „którzy jakimś moim działaniem czy moim słowem przez te pięć lat, nie tylko w kampanii, poczuli się urażeni”.
Prezydent Duda podczas wieczoru wyborczego po wyborach prezydenckich 2020 wezwał do pojednania – Karolina Lewicka komentuje Fot. Adrianna Bochenek / AG
Także Adam Bielan, jeden z głównych macherów od siania nienawiści, raptem oznajmił, że trzeba „posklejać Polskę”, a spór polityczny uczynić „bardziej cywilizowanym”. Być nie może. Wszak jeszcze w czwartek prezes Jarosław Kaczyński uczestniczył w orwellowskim seansie nienawiści. Z tą tylko różnicą, że w Orwella ów seans trwał dwie minuty, a w mediach ojca Tadeusza Rydzyka kilka godzin. Posunięto się nawet do tego, by mobilizować seniorów opowieściami o przymusowej eutanazji, która miała się pojawić w pakiecie z Rafałem Trzaskowskim.

Czytaj także: Kaczyński już nie ukrywa, że chce wziąć się za media. Nowy plan zabrzmiał jak groźba


To naprawdę nie była zwykła kampania, w której konkurenci tradycyjnie wymierzają sobie ostre ciosy, bo przecież polityka to nie perfumeria, tylko cyniczna walka o władzę. To była zorganizowana i systemowa nienawiść ukierunkowana na kandydata KO i jego wyborców. Pamiętają Państwo słynne określenie „przemysł pogardy”, ukute przez Kaczyńskiego? Oskarżał Platformę, że stworzyła taki wobec jego brata Lecha. Jak zwykle okazało się, że prezes PiS-u zarzuca innym to, co sam robi. W tegorocznym przemyśle pogardy uczestniczył cały aparat państwa i zbrojne ramię rządzących, czyli TVP. To były rejony Josepha Goebbelsa, a może już nawet uczniowie prześcignęli mistrza. Kłamstwo, propaganda, szczucie, wykluczanie, stygmatyzowanie. Antysemityzm, ksenofobia, homofobia. A teraz raptem mickiewiczowskie „Kochajmy się!”? Nabrać się na to mogą tylko pierwsi naiwni.

Jaki jest zatem cel tych mechanicznych przeprosin, jeśli zakładamy, że nie są szczere? To może być wyłącznie atak paniki tej jednej jedynej nocy, gdy Duda i Trzaskowski balansowali na progu i nie było pewne, w którą stronę przechyli się szala zwycięstwa. Ale bardziej prawdopodobne jest inne wytłumaczenie. Oto obóz władzy zorientował się, jak bardzo – właśnie bezprzykładnym hejtem i nienawiścią – zmobilizował elektorat politycznych wrogów. Jak bardzo, używając słów prezydenta stolicy, Polska się przebudziła.

Czytaj także: Zaskoczenie. Duda zaprosił Trzaskowskiego do Pałacu Prezydenckiego na 23:00!

Do tej pory z mobilizacją zwolenników opozycji było tak sobie. Kapryśni, krytyczni, obrażeni nie zawsze meldowali się przy urnie, nie zawsze się im chciało. Widzieliśmy to chociażby podczas elekcji do Parlamentu Europejskiego. Co innego wyborcy PiS-u, ci byli gotowi oddać głos nawet w czasie lockdownu. A teraz okazało się, że jest po równo. Że dziesięć milionów dorosłych Polaków ma serdecznie dość Zjednoczonej Prawicy. Że chcą brać udział w wiecach wyborczych, rozwieszać banery, rozdawać ulotki, mobilizować znajomych w mediach społecznościowych. Że dają radę wziąć zaświadczenie i zagłosować na wakacjach. Że przestali być biernymi malkontentami. A polityka znów stała się dla nich ważna. Kaczyński właśnie tego się przestraszył.

Stąd wyciągnięta ręka prezydenta Dudy i pojednawcze wypowiedzi partyjnych jastrzębi. PiS postanowił przyczaić się na jakiś czas, dopóki fala tego obywatelskiego wzmożenia nie opadnie. Będzie jeszcze parę gestów i kilka wypowiedzi bez żadnego znaczenia. Taka fałszywa kołysanka, która znów ma uśpić opozycyjny elektorat, wtrącić go w marazm, zatrzymać w bezruchu. Żadnego prawdziwego pojednania nie będzie. Chodzi wyłącznie o demobilizację zwolenników konkurencji.

Bo czy PiS wyciągnął wnioski z morderstwa Pawła Adamowicza? Skąd! Tak, jak na plecach prezydenta Gdańska siedział pan Sitek, tak teraz za prezydentem Warszawy ganiał pan Kłeczek. Jeśli tamta śmierć nie była powodem do otrzeźwienia i przystopowania, to dlaczego niby teraz PiS miałby przestać być PiS-em? Bo sporządniał? Bo poczuł wyrzuty sumienia? Wolne żarty.

Jarosław Kaczyński nie potrafi uprawiać polityki inaczej, jak tylko przez podział i wskazywanie wrogów, nie zamierza też trwale zmieniać swego modus operandi. Chwilowo modyfikuje tylko taktykę działania. Dlatego Koalicja Obywatelska powinna obawiać się Greków, nawet gdy niosą dary. Słowa rzymskiego poety Wergiliusza sprzed ponad dwóch tysięcy lat, są dziś w Polsce nadzwyczaj aktualne.

Czytaj także: Zaskakujący występ Kingi Dudy na wieczorze wyborczym. Padły wymowne słowa o nienawiści