Protestów wyborczych może być naprawdę dużo. Oni widzieli, co działo się w komisjach wyborczych

Aneta Olender
– W tych wyborach było bardzo dużo przypadków, że wyborcy przychodzili do lokali i dowiadywali się na miejscu, że nie ma ich na listach – mówi Zofia Lutkiewicz, wiceprezeska Fundacji Odpowiedzialna Polityka i wiceszefowa sztabu misji obserwacyjnej. Blisko 250 obserwatorów społecznych związanych z fundacją przyglądało się w kraju i za granicą procesowi wyborczemu w trakcie drugiej tury głosowania, dlatego naszą rozmówczynię pytamy o najczęstsze zastrzeżenia.
Część osób mimo starań nie mogła oddać głosu w tych wyborach. Fot. Robert Robaszewski / Agencja Gazeta
Jakie zastrzeżenia zgłaszali obserwatorzy, jakie nieprawidłowości zauważyli?

Nasza ocena jest taka, że generalnie wybory przebiegły dosyć spokojnie. Wiele osób zastanawiało się nad tym, jak wysoka frekwencja wpłynie na przebieg głosowania. Okazało się jednak, że w drugiej turze nie przełożyła się ona na wyjątkowo zwiększone kolejki, na problemy z oddaniem głosu. Podobnie było w przypadku wprowadzonych zasad sanitarno-epidemicznych, także nie miały znaczącego wpływu na głosowanie.

To, na co jednak zwracamy uwagę, a co działo się także w pierwszej turze wyborów, to problemy z głosowaniem za granicą. Część osób nie dostała pakietów korespondencyjnych lub dostała je niekompletne. Widzimy jednak, że takich przypadków było znacznie mniej niż dwa tygodnie wcześniej.


Zdarzało się także i tak, że koperty zwrotne, które wyborcy otrzymywali były zaadresowane nie do tej komisji, do której powinny, więc ta komisja, która w rezultacie je otrzymywała, nie wiedziała, czy ma taki pakiet uznać za nieważny, czy przekazać go właściwej komisji.

Niektórzy ludzie chcą zmniejszyć koszt przesyłki pakowali pakiety w jedną paczkę, którą wysyłali do konsulatu. Chcieli usprawnić proces, ale jeśli przychodziła jedna duża koperta, w której było kilka oświadczeń i kilka kopert z kartą do głosowania, to też były rozbieżności w interpretacji, czy takie pakiety powinny zostać uznane czy nie.

A jeżeli chodzi nieprawidłowości dotyczące głosowania w kraju?

Pakietów korespondencyjnych w kraju było zdecydowanie mniej, ale mimo wszystko, z tego, co widzieliśmy – przez to, że taki sposób głosowania jest jednak nowy – niektóre komisje nie wiedziały, że pakiety, które do nich dochodziły w wyborczą niedzielę, powinny opracowywać na bieżąco. Często były odkładane na bok i czekały aż lokal zostanie zamknięty.

Czasami widać, że brakuje też edukacji wyborców. Część z tych, którzy przynosili pakiet korespondencyjny do lokalu wyborczego, zamiast oddać go bezpośrednio komisji, wrzucała całą kopertę bezpośrednio do urny.

Zdarzało się i tak, że komisja nie sprawdzała danych z oświadczeń o osobistym i tajnym oddaniu głosu, z danymi w spisie. Mimo wszystko są to jednostkowe przypadki. Można to wyjaśniać tym, że głosowanie korespondencyjne jest nowe, ale od dłuższego czasu zwracamy też uwagę na system wyszkolenia członków komisji, który naszym zdaniem należałoby poprawić.

Braki w wiedzy członków komisji widzimy szczególnie na etapie liczenia głosów. Nie zawsze stosują się do wszystkich wytycznych, niektóre punkty pomijają.

Co to oznacza?

Jest określony sposób postępowania przy liczeniu głosów. Trzeba ocenić ważność wszystkich kart, później trzeba ocenić ważność głosów na każdej z tych kart ważnych, a dopiero później należy zabrać za liczenie wyników.

Widzieliśmy, że te trzy etapy są często sprowadzane do jednego. Komisje myślą, że mogą to wszystko zrobić w tym samym momencie i trochę przyspieszyć pracę. Czasami przez nieuwagę dochodzi do pomyłek.

Już podczas pierwszej tury alarmowali państwo także, że pojawiają się problemy z zasadą tajności i z rodzinnym głosowaniem.

To jest coś, o czym dosyć dużo mówimy. Mamy wrażenie, że w Polsce obywatele, którzy głosują, nie przywiązują zbyt dużej wagi do tajności głosowania. Nie wchodzimy, jako wyborcy do tych kabinek, czasami jeśli już wchodzimy, to robimy to z żoną, mężem, babcią, dziadkiem.

Przecież głos powinien być oddawany w taki sposób, że każdy to robi oddzielnie. Nikt nie powinien mieć możliwości wpływać na ten proces. Głosowanie rodzinne to jeden zarzut, a drugi to to, że oddajemy głos wszędzie, na ścianie, na stole, na urnie. Komisje często nie reagują w takich przypadkach. Mamy taką znieczulicę społeczną, nie jest to coś, na co jako obywatele zwracamy szczególną uwagę. Mówi się jednak o tym, że pewnie będzie bardzo dużo wyborczych protestów. Zwracał na to uwagę m.in. sędzia Wojciech Hermeliński, były szef PKW.

Jeśli chodzi o protesty przy tych wyborach, to widzimy dwa obszary, których szczególnie mogą one dotyczyć. Jeden to wspomniane już głosowanie za granicą, bo do niektórych wyborców pakiety nie doszły, a do innych doszły, ale wybrakowane.

Drugą kwestią jest to, że było dosyć dużo problemów z dopisywaniem się do spisu wyborców. Był problem z systemem ePUAP. Na to także zwracaliśmy uwagę nie pierwszy raz. Nie jest tak, że jeśli wyborca skorzysta z tej platformy, to automatycznie zostaje dopisany do spisu. Jest jeszcze proces weryfikacji.

W tych wyborach było bardzo dużo przypadków, że wyborcy przychodzili do lokali i dowiadywali się na miejscu, że nie ma ich na listach. Takie osoby są wtedy bardzo sfrustrowane, bo podjęły staranie, ale okazało się, że mimo wszystko w tym spisie ich nie ma. To też jest podstawa do protestu.

Poza tym po pierwszej turze wyborcy przebywający za granicą mieli tylko jeden dzień na dopisanie się do spisu na głosowanie korespondencyjne, a wieczorem był problem z serwerem.

Chociaż gdyby spojrzeć na protesty po wyborach parlamentarnych w 2019 roku, których było wyjątkowo dużo, to sporo z nich dotyczyło kwestii mediów publicznych i tego, że ich działania sprawiają, że kampania nie jest równa.

Co mogą zrobić obserwatorzy, którzy są w komisjach?

Różnica między obserwatorem a mężem zaufania – oprócz tego, że jesteśmy oddelegowani do pracy przez fundacje, a mężowie zaufania przez komitety wyborcze – polega na tym, że mężowie zaufania mogą wnieść oficjalne uwagi do protokołu.

My jako obserwatorzy społeczni generalnie widzimy swoją rolą jako takich osób, które przyglądają się procesowi wyborczemu, ale dalszym etapem naszych działań jest wydawanie raportów i konkretnych rekomendacji zmian w prawie. Patrzymy więc na to długofalowo.

Taki obserwator nie może powiedzieć komisji: proszę państwa robicie to źle. Może jednak swoimi pytaniami nakierować komisję na poprawę jakiegoś działania, np. zapytać czy jest konkretnie uregulowana w wytycznych kwestia plombowania urny.

Często zdarzają się też takie przypadki, że jeśli członkowie komisji widzą, że w lokalu obecny jest obserwator, a nie do końca wie co ma zrobić w jakichś przypadkach, to padają wtedy pytania do obserwatorów. Jako obserwatorzy nie możemy udzielać konkretnych odpowiedzi, więc odsyłamy komisję do wytycznych lub sugerujemy, żeby zadzwonić do urzędnika w gminie lub komisji wyższego szczebla. Nieprzyjemności w tych kontaktach też się zdarzają?

Obserwacja społeczna nadal jest czymś nowym. Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że mężowie zaufania są, a obecność obserwatorów, którzy zostali wprowadzeni do kodeksu wyborczego dopiero na początku 2018 roku, nie dla wszystkich jest tak oczywista. Nie wszyscy wiedzą kim on jest i jakie ma prawa.

Często spotykaliśmy się z takimi sytuacjami, że obserwatorom utrudniano pracę. W szczególności na etapie zamykania lokalu i przygotowywania do liczenia, kiedy to napięcie naturalnie wzrasta. Zdarzało się, że obserwatorzy nie byli wpuszczani do środka, mieli kłopot z obserwacją albo nie mogli otrzymać protokołu wyników, do czego mamy prawo.

Komisje czasami zachowują się tak, jakbyśmy byli tam tylko po to, aby patrzeć im na ręce i przeszkadzać im swoimi pytaniami. W takiej sytuacji tłumaczymy spokojnie kim jesteśmy i jaka jest nasza rola, jeżeli nie dochodzi do rozwiązania sytuacji i dopuszczenia obserwatora do pracy, interweniujemy w Krajowym Biurze Wyborczym lub w komisjach wyższego szczebla

Czy podczas tych wyborów widoczne były większe zaangażowanie społeczeństwa i większa świadomość obywateli?

Zaczynaliśmy swoje działania obserwacyjne w 2018 roku, robiliśmy taką misję na wybory samorządowe, ale obserwowaliśmy tylko to, co dzieje się w woj. mazowieckim. Jeśli chodzi o te wybory prezydenckie, to bardzo dużo obserwatorów przybyło nam przed drugą turą. Podczas pierwszej było ich około 70, a podczas drugiej około 250. Zainteresowanie zdecydowanie wzrosło.

Po pierwszej turze pojawiło się sporo sygnałów o wątpliwościach, zastrzeżeniach. Może zainteresowanie wynikało z obawy?

Te pojedyncze doniesienie, że w niektórych komisjach coś się działo, my traktujemy jako jednostkowe przypadki. Jednak przez to, że były nagłośnione przez media, a poziom politycznej polaryzacja w kraju jest wysoki, to oczywiście sprawiło, że zainteresowanie taką formą monitorowania głosowania, jaką jest obserwacja społeczna, wzrosło.

Potwierdzają to także inne organizacje, które także prowadzą działania obserwacyjne. Sztaby kandydatów też raportowały, że było dużo więcej mężów zaufania.

Jest coraz mniej osób, które do kwestii wyborów podchodzą obojętnie. Mamy nadzieję, że przełoży się to na wzrost wiedzy wyborców, dotyczącej całego procesu. Sprowadza się to nie tylko do samego dnia głosowania, ale do miesięcy przygotowań, do elementów, które mają wpływ na powszechność, równość i bezpośredniość wyborów.

Chociaż trzeba także przyznać, że w ostatnich dniach widzieliśmy różne niepokojące sygnały. Mam na myśli krążące po internecie różne teorie spiskowe, dotyczące tego, jak wybory będą przebiegały albo będące radami, które mają pomóc w zabezpieczeniu kart przed sfałszowaniem.  

Jednym z takich najbardziej szalonych pomysłów, na który trafiliśmy, była rada, żeby zabrać ze sobą do lokalu wyborczego świeczkę. Chodziło o to, żeby zagłosować na swojego kandydata, a pozostałe kratki świeczką zamalować, żeby nikt tam nie mógł niczego już napisać.

Czytaj także:

Nabrać się mogą tylko naiwni. Oto dlaczego przemiana Dudy to żart

Tego, co stało się w Splicie, nie spodziewał się nikt. Polacy głosowali jeszcze grubo po północy