Takiej inwazji szarańczy nie było od dziesięcioleci. Walczą z nią 23 kraje, również wyspa w Europie

Katarzyna Zuchowicz
Jemen właśnie apeluje o pilną międzynarodową pomoc. Takiej inwazji szarańczy nie widzieli tu od kilku dekad. "Szarańcza nie zna granic. Zagraża nie tylko nam, ale też sąsiednim krajom" – apelują władze. To dziś największa, po koronawirusie, zmora wielu państw. Jej epicentrum znajduje się we wschodniej Afryce. Ale z plagą zmagają się też na włoskiej Sardynii.
Inwazja szarańczy dotknęła już 23 kraje. fot. screen/https://youtu.be/YOU5-1CUQO8/ Free Documentary
To nie pierwszy rok, gdy szarańcza pustynna atakuje, niszczy zbiory i pozbawia żywności tysiące ludzi na świecie. I nie pierwszy, gdy słychać, że to największa inwazja od lat. Ale w tym roku mówi się, że jest jeszcze większa. W dodatku pokrywa się z epidemią koronawirusa, a to, jak alarmuje wielu ekspertów, może być groźne w skutkach, bo miliony ludzi, głównie w Afryce, może być pozbawionych dostępu do żywności.

W Etiopii i Somalii takiej inwazji nie było od 25 lat. W Indiach – od 26, a w Kenii od 70. Szarańcza pojawiła się też w Jemenie. – Czegoś takiego nie widzieliśmy od kilku dekad – przyznał Ali Juneid z jemeńskiego ministerstwa rolnictwa. Władze tego kraju pilnie apelują o pomoc. Kraj zmaga się z wojną domową, biedą, powodziami i koronawirusem. A teraz to. ONZ ostrzega, że tylko w tym kraju ponad 3 mln ludzi może odczuć "alarmujące" problemy z żywnością.


"Świat musi otworzyć oczy, zanim będzie za późno" – apeluje brytyjski "Telegraph".

Największa inwazja od lat


Atak szarańczy odczuwają w tym roku 23 państwa. Eksperci najczęściej łączą tak masowy atak ze zmianami klimatycznymi i anomaliami pogodowymi. Gorąco, deszcze, wilgoć, to idealne warunki. Najgorzej jest we wschodniej i północnej Afryce, na Bliskim Wschodzie oraz w południowej Azji. Cierpią m.in. Etiopia, Uganda, Somalia, Indie, Pakistan, Iran, Oman, Arabia Saudyjska.

To nagranie z Iranu w maju obiegło internet. Ale szarańcza pojawiła się też na południu Europy – na włoskiej Sardynii.

"Zniszczyła pola, pastwiska, łąki. Zaatakowały domy i ogrody. W 2019 roku ten sam gatunek dokonał zniszczeń na powierzchni 2 tys. hektarów" – podają media. Inwazja szarańczy, która dotknęła Sardynię w ubiegłym roku, była największa od ponad 60 lat. Niektóre media twierdziły wręcz, że od II wojny światowej. "Chodzimy po dywanach szarańczy" – pisała w oświadczeniu włoska organizacja rolnicza Coldiretti, apelując do rządu o pomoc.

W tym roku, jak czytamy, jest jeszcze gorzej.

Inwazja szarańczy na Sardynii


"Miliony szarańczy zaatakowały środkową Sardynię" – grzmią media już od wiosny. Żarłoczne owady są w regionie Nuoro, podobno przywędrowały z Maroka. Pierwsze przybyły już w maju i miały zaatakować 13 gmin. "Rok 2021 będzie jeszcze gorszy" – przewiduje serwis Open Online.

Cytuje szefa lokalnego oddziału stowarzyszenia rolniczego Coldiretti. "W ubiegłym roku, w tym samym czasie, było podobnie, ale w mniejszej skali. Nie podjęto stosownych kroków i dziś znajdujemy w poważniejszej sytuacji. Jesteśmy bardzo zaniepokojeni" – powiedział Alessandro Serra. Straty sięgają milionów euro. Władze apeluję o działania, o środki prewencyjne, o mechanizmy kontroli, które mogą powstrzymać plagę również w przyszłości.

Tak walczyli z szarańczą na Sardynii


Plaga szarańczy w Europie? Można się zdziwić. Tu, na Sardynii, historycznie to jednak nic nowego. Gdy jest gorące lato, to się zdarza. "Mieszkańcy Sardynii zawsze z nimi walczyli, różnymi środkami, łącznie z arszenikiem na początku XX wieku i miotaczami ogniach w latach 30. – wyjaśniał Roberto Pantaleoni, entomolog z uniwersytetu w sardyńskim Sassari, autor książki na ten temat. Jego słowa cytuje portal chińskiej telewizji CGTN.

Pantaleoni opowiadał, że zaraz po II wojnie światowej inwazja szarańczy na wyspie była tak ogromna, że w walkę była zaangażowana cała populacja wyspy i wojsko.

"By powstrzymać plagę, użyto małego chrząszcza, który zjada jaja szarańczy. W całych kontynentalnych Włoszech zebrano około 20 tys. chrząszczy i przetransportowano na Sardynię" – mówił. Od lat 40. ubiegłego wieku problem jednak zanikał, częściowo – jak czytamy – dzięki mechanizacji rolnictwa i coraz większej liczbie pól uprawnych, co powodowało, że szarańcza nie miała gdzie składać jaj.

Aż do teraz. Powód? Upalne lato, deszcze, ale też odpływ rolników, czyli więcej jałowej ziemi, która leży odłogiem.
cenyrolnicze.pl

"Szarańcza pustynna to owad o cyklu uzależnionym od opadów deszczu. Liczne z jego pokoleń w okresie suszy funkcjonują jako owady osiadłe, nie zbierając się w grupy i nie powodując większych szkód. Co kilka pokoleń, wraz z obfitymi deszczami, pojawia się bardzo „towarzyska”, wędrowna forma szarańczy. Opady deszczu zapowiadają owadom zazielenienie się zwykle jałowych obszarów i zachęcają do szaleńczego namnażania się, zbierania w roje i ucztowania". Czytaj więcej



Najpierw koronawirus, teraz szarańcza


Sardyńscy rolnicy, którzy uprawiają pola, cierpią i liczą straty.

"Szarańcza to 6-centymetrowy owad o wadze 2 gramów, który żywi się roślinami uprawnymi. Choć nie jest szczególnie duży, może wyrządzić ogromne szkody. Wszystko dlatego, że szarańcza przemieszcza się w chmarze, która może liczyć nawet 150 mln owadów na kilometr kwadratowy". Czytaj więcej

Ale prawdziwy dramat przeżywają w dużo biedniejszych krajach.

"I tak mamy trudne życie. A koronawirus i szarańcza przyniosły nowe problemy. Żyjemy z pasterstwa. A jeśli nie ma pastwisk, pojawia się problem" – mówią w reportażu "Guardiana" mieszkańcy wschodniej Afryki. Ludzie boją się, że nie będą mieli czym karmić bydła. A w konsekwencji, siebie.
"Somalia jest na granicy potrójnego zagrożenia: szarańcza, która niszczy uprawy, silne deszcze i powodzie, które dotknęły milion ludzi i koronawirus" – alarmują organizacje międzynarodowe. O wielu krajach można podobnie powiedzieć. One muszą walczyć na wielu frontach.

W Indiach, które zajmują trzecie miejsce na świecie pod względem liczby zakażeń COVID-19, takiej inwazji nie było od kilkudziesięciu lat. Ludzie boją się o uprawy ryżu, trzciny cukrowej, bawełny.

Ostatnio pojawił się w Brazylii, drugim kraju na świecie najbardziej dotkniętym koronawirusem. Owady mogą pokonywać dziennie 150 km. W maju przywędrowały z Paragwaju do Argentyny, a ta właśnie alarmuje, że zmaga się z drugim atakiem. "Są obawy, że Brazylia i Urugwaj mogą być następne. Rolnicy w Brazylii otrzymali alert przed możliwą inwazją" – donosiło niedawno BBC.

"Chmary szarańczy wielkości Manhattanu w niektórych regionach mogą być większym zagrożeniem niż COVID-19" – przewiduje Sara Menker, szefowa Gro Intelligence, organizacji, która zajmuje się m.in. analizami danych dot. rolnictwa.

Czytaj także: Największa od dziesięcioleci plaga szarańczy. "Mogą zjeść wszystko"