Czy e-kompakt z Korei za 200 tys. zł to coś, z czego koń by się uśmiał? Sprawdzałem to przez tydzień
Dziennikarską przygodę z samochodami elektrycznymi zacząłem od naprawdę wysokiego C: w roku 2009 zasiadłem za kierownicą pierwszej generacji Tesli Roadstera, czyli wozu, którego nowszą wersję Elon Musk wysłał w kosmos. Później nadszedł czas na sprawdzenie możliwości trzech odmian Tesli Model S, włączając w to abstrakcyjnie wręcz szybką, 762-konną wersję P100D. Było też pocieszne Renault Zoe oraz podziwianie pekińskich korków z kabiny egzotycznego NIO ES8. Czy coś pominąłem? Zaraz! No tak, zapomniałem – przecież jako pacholę zasiadłem za kierownicą kultowego Meleksa.
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Ioniq jaki jest, każdy widzi
… i wtedy wyjeżdżam ja, cały na biało! Mówiąc precyzyjniej: otulony karoserią w kolorze Polar White (czy ktoś próbuje przekazać mi podprogowo, że będę ratował niedźwiedzie polarne?). Oto Hyundai Ioniq Electric, czyli zasilany wyłącznie prądem liftback (auto jest dostępne także w dwóch odmianach hybrydowych) w nowej wersji, wyekwipowanej w pojemniejszą niż wcześniej baterię. Do dyspozycji mam ogniwo o pojemności 38,3 kWh, zapewniające (jeżeli trzymać się procedury testowej WLTP) 311 kilometrów zasięgu na ładowaniu.
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Ale koniec narzekactwa – w końcu nie mówimy o sportowym wozie z gatunku tych, które mają trafiać na plakaty w pokojach kilku- albo kilkunastoletnich pasjonatów motoryzacji, lecz czymś, co kupują ich pragmatyczni ojcowie, którzy pogodzili się już z prozą życia…
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Dochodzi do tego 357-litrowy (niezbyt wysoki, lecz naprawdę długi) bagażnik. Dużo? Mało? Drogi czytelniku, oceń to sam. Jeżeli wybrałeś odpowiedź drugą, to: na dobry początek wyrzuć pokrowiec, w którym spoczywają ładowarka i przewód, umożliwiające ładowanie wozu ze zwykłych gniazdek, zabierający nieco miejsca w kufrze. Wciąż nie jest dobrze? A więc pogoń z tylnej kanapy pasażerów i złóż ją – teraz do dyspozycji masz już 1417 litrów przestrzeni bagażowej.
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
A więc przed siebie!
Choć na papierze parametry tego auta nie robią powalającego wrażenia (100 kW/136 KM, 295 Nm, 0-100 km w 9,9 sekundy), okazuje się, że mamy do czynienia z naprawdę żwawym zawodnikiem. Ważący 1527 kilogramów Ioniq – jak przystało na elektrowóz – wykorzystuje wszystkie posiadane niutonometry od razu po muśnięciu pedału gazu. Gdybym wyjechał nim na niemiecką autostradę, mógłbym potwierdzić, że jest w stanie rozpędzić się do deklarowanych przez producenta 165 km/h.
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Po drugiej stronie mamy tryb Eco, w którym zdjęcie nogi z akceleratora sprawia, iż Hyundai wytraca prędkość naprawdę intensywnie. Ot, kwestia przyzwyczajenia – po jakimś czasie człowiek przestaje sobie wkręcać, że niechcący wcisnął pedał hamulca. Dodatkowo można pokombinować z innymi ustawieniami sposobu jazdy, bądź też odpalić tryb Utility (optymalizujący zużycie energii w trakcie postoju, jeżeli chciałbyś wówczas słuchać muzyki oraz korzystać z dobrodziejstw klimatyzacji bądź ogrzewania), czy też Eco Plus (opcja ekstremalnie oszczędna, dedykowana osobom desperacko wypatrującym ładowarki).
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Skoro o ładowaniu mowa…
Zacytujmy oficjalny opis producenta: "Opcja szybkiego ładowania (100 kW) umożliwia osiągnięcie poziomu naładowania 80% w zaledwie 54 minuty". Pięknie? Wspaniale! Niestety, w ciągu owego tygodnia nawet nie zbliżyłem się do tej bajkowej wizji. Jeździłem głównie po Warszawie, choć zabrałem też Hyundaia na dłuższy spacer, podczas którego objechałem wszerz i wzdłuż Mazowsze, będąc (jak wspominałem na początku tego materiału) uzależnionym od stacji ładowania samochodów elektrycznych. No i prędko przekonując się, że sprawy naprawdę nie wyglądają różowo.
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Po drugie: gdy po niemal 1,5-godzinym krążeniu po stołecznych ulicach udało mi się wreszcie trafić na działającą stację ładowania, okazało się, że to jedno z miejsc, w których mogę podładować samochód mocą wynoszącą maksymalnie 20 kW (prądem zmiennym), czyli jedną piątą scenariusza idealnego (w którym chodzi oczywiście o prąd stały). PGE, GreenWay, Innogy, Tauron – testowałem możliwości rozmaitych sieci, każdorazowo dowiadując się, że o naprawdę błyskawicznym naładowaniu tego pojazdu mogę jedynie pomarzyć.
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Hyundai Ionic Electric•Fot. naTemat
Tak, wiem, prawa fizyki (przecież im więcej energii w bateriach, tym wolniej się je ładuje), jednak w przypadku nowej wersji tego Hyundaia pojawia się jeszcze jeden problem: inżynierowie z Korei uznali, że powinien zacząć ograniczać moc ładowarki już przy 50-procentowym zapełnieniu baterii, zamiast "standardowych" 80 procent.
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Mijam kolejne stacje benzynowe, z zazdrością spoglądając na ludzi tankujących swe straszliwe, emitujące spaliny i zabijające pingwiny na Antarktydzie automobile. Łapię się nawet na tym, że po raz pierwszy imponują mi posiadacze wozów z instalacjami LPG. "Skup się na pozytywach, skup się na pozytywach" – powtarzam sobie niczym mantrę. No dobrze, jest ich przecież całkiem sporo.
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Porozmawiamy o pieniądzach?
Podczas mojego testu Ioniq zużywał średnio 13,7 kWh na sto kilometrów, jednak podkreślmy, że przez większość czasu odpalony był tryb Sport, do tego dochodziła m.in. naprawdę intensywnie działająca klimatyzacja. Jeżeli korzystać z tego wozu w sposób nieco bardziej oszczędny, przejechanie ok. trzystu kilometrów na jednym ładowaniu jest przedsięwzięciem jak najbardziej wykonalnym i… tanim. Wszystko zależy oczywiście od cen energii, jednak koszt przejechania stu kilometrów za najogólniej pojęte parę złotych – podpinając się pod gniazdko prywatne – naprawdę nie jest zadaniem awykonalnym. Oczywiście w przypadku szybkiej ładowarki dostępnej w miejscu publicznym kwota owa wzrośnie; no, chyba że poszukasz jednego z punktów darmowych.
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Czy zapłaciłbym niemal dwieście tysięcy złotych za samochód kompaktowy – nawet taki, który jest naprawdę porządnie wykonany, praktyczny i sympatyczny? Nigdy w życiu, nawet gdyby porwała mnie jego stylistyka, do perfekcji opanowałbym tajniki bezstresowego ładowania akumulatorów (bądź też miał garaż z wallboxem), no i uznawał Hyundaia za markę premium.
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Hyundai Ioniq Electric•Fot. naTemat
Mam świadomość, że zaawansowani pasjonaci elektromobilności zmieszają mnie z błotem – mowa tutaj o ludziach "wiedzących, co i jak", znawcach tematu, którzy nawet ruszając w długie trasy potrafią znaleźć odpowiednie stacje szybkiego ładowania samochodów. Dzięki temu, że są strategami lepszymi, niż Napoleon Bonaparte, George Patton i Sun Zi razem wzięci, skracają czas podróży do niezbędnego minimum – szacunek i podziw. Jednak ten materiał pokazuje, z jakimi problemami boryka się "świeżak". A tych w polskiej rzeczywistości jest jeszcze naprawdę niemało.