Luntek był gwiazdą polskiego internetu. Opowiedział nam, jak hejterzy zniszczyli mu życie

Bartosz Godziński
Paweł "Luntek" Pyszczyński był jednym z pierwszych polskich internetowych celebrytów. Osoby, które siedzą w internecie od przynajmniej dekady, na pewno kojarzą vlogera, który wyglądał jak piąty członek zespołu Tokio Hotel. Luntek ma teraz 30 lat, inną stylówkę i nagrywa filmy na YouTube. Jego powrót do sieci trwał długo, bo musiał przepracować traumę związaną z wieloletnim hejtem i dotkliwym pobiciem, po którym trafił do szpitala.
Gwoździem do internetowej kariery Luntka był występ w "Rozmowach w toku" Screen z Luntek Pablito / YouTube
Co skłoniło cię do powrotu do vlogowania?

Takich powrotów miałem bardzo wiele, ale ten wynika z nadmiaru wolnego czasu. W połowie marca straciłem pracę przez pandemię.

A gdzie pracowałeś?

Jako doradca klienta w Telezakupach Mango. Podobała mi się ta praca, ale niestety sklep został zamknięty. Zresztą na pewno wszyscy słyszeli, że stacja też znika z anteny. Trafiłem więc w złym momencie, a do tego jeszcze ta pandemia. Obecnie żyję z pojedynczych zleceń i chwytam to, co mi los daje. Na razie jednak nie znalazłem nic na tyle satysfakcjonującego, by zostać na dłużej. Internauci też chcieli twojego powrotu?


Kiedy mnie nie było przez dłuższy czas w internecie, to nie było dnia, by ktoś nie napisał "w sprawie Luntka". Co się ze mną dzieje, gdzie jestem i tak dalej. Dlatego też co jakiś czas wrzucałem nagrania na YouTube, w których opowiadałem o tym, co u mnie.

Tysiące osób kojarzy mnie z internetu i telewizji, czy to z Dodą, czy z "Rozmów w toku", czy z filmiku z grzybobrania, ale nikt tak naprawdę mnie nie zna, jako osoby. Wiedzą tylko tyle, ile jest o Luntku w sieci.

Wiedziałem że nigdy nie odetnę się od Luntka. To mnie po prostu przerosło i żyło własnym życie. Nie da się tego puścić w niepamięć. Nie mogę wymazać przeszłości. W końcu zaakceptowałem te wydarzenia, stwierdziłem, że to było, jest i będzie ze mną.

Nowe filmiki zdecydowanie różnią się od tych sprzed dekady.

Teraz pokazuję tak naprawdę siebie. Otworzyłem się i nagrywam szczere vlogi. Nie wywołuję kontrowersji, więc możliwe, że nie są tak popularne jak kiedyś. Dużo moich fanów nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że wróciłem. Odkrywają teraz filmiki i piszą "o jezu Luntek, jesteś, gdzie ty się podziewałeś!?".

W tym roku postanowiłem się wreszcie zmierzyć z moimi demonami. Nagrałem filmy o moim nieudanym debiucie w telewizji w 2011 roku, o pobiciu rok później, a także o innych rzeczach, które leżały mi na sercu. Przyznam, że od razu zrobiło mi się lżej, kiedy to z siebie wyrzuciłem.
Tak, też myślę, że takie rzeczy zawsze mają wymiar terapeutyczny. Zauważyłem oprócz tego, że wielu internautów również dojrzało. Przyznają w komentarzach, że kiedyś mieli z ciebie bekę, ale kiedy ciebie posłuchali teraz, to zupełnie zmienili zdanie.

Takie komentarze, w których ludzie piszą, że „jednak mam coś w głowie”, oczywiście mnie cieszą. Kiedyś docierał do mnie sam hejt. Właściwie wtedy nie było nawet tego określenia. Ludzie pisali wszystko to, co im ślina na język przyniesie. To były pomyje najgorsze z najgorszych. Nie dało się tego czytać.

Teraz mamy akcje przeciw nienawiści w sieci, wszystko jest moderowane i generalnie internauci starają się bardziej ważyć słowa i stosować wyszukaną krytykę. Młodsi internauci nie wiedzą, czym jest prawdziwy hejt.

Po tym jak zostałem pobity, kiedy wirtualny hejt stał się rzeczywistością, wpadłem w łagodniejszą formę depresji. Miałem wtedy potworne myśli. Rozpadłem się na kawałki. To bliscy mnie posklejali w jedną całość. To wyłącznie ich zasługa. Gdybym był wtedy sam, to prawdopodobnie teraz byśmy ze sobą nie rozmawiali.

Hejterzy po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje mają ich słowa.

To prawda. Na filmikach byłem zawsze uśmiechnięty i rozrywkowy. W środku jednak wszystko bardzo przeżywałem. Szczególnie, że hejt nie kończył się tylko w internecie po zamknięciu laptopa. Musiałem nauczyć się z tym żyć.

Nie chciałem rezygnować z mojego wizerunku, bo komuś się nie podobał. Był, jaki był. Dorastanie wiąże się z eksperymentami i popełnianiem błędów. Kiedy jednak patrzę na to z perspektywy, to był to naprawdę trudny czas. Myślę sobie jednak, że mnie to autentycznie wzmocniło.

Czy napastnik poniósł jakieś konsekwencje?

Niestety policja go nie znalazła. Facet rozpłynął się w powietrzu...

A żałujesz swojego udziału w "Rozmowach w toku"? Nagrałeś filmik, w którym mówisz o "medialnej katastrofie". Wcześniej też mówiłeś o nieudanym debiucie w telewizji.

Poszedłem do programu zupełnie świadomie, wiedziałem jak to wygląda. Byłem pełnoletni, ale i młodszy, a w mojej głowie była wtedy "sieczka". Nie żałuję tego, bo konsekwencje tego typu działań nas czegoś uczą. Musimy popełniać błędy, by zrozumieć pewne sprawy. Bliscy próbowali mnie przed tym uchronić mówiąc, że „nie wystarczy ci internetu? Po telewizji to wszystko narośnie” . To okazało się prawdą. Owszem doszli sympatycy, ale i hejterzy – w proporcjach 20 do 80.

Mówiłeś, że wiedziałeś jak to będzie wyglądać, czyli wiedziałeś, że to wszystko będzie ustawione?

Wszystko było reżyserowane. Zero naturalności i spontaniczności. Jeśli powiedziałeś coś, czego nie było w scenariuszu, to byłeś wycinany. Ewa Drzyzga po prostu musiała wiedzieć o czym ma rozmawiać, bo swoje wypowiedzi czytała z promptera.

Myślisz, że ten występ był początkiem końca twojej kariery internetowej?

Chyba tak. Wcześniej większość miała mnie za „pustego debila”, więc po programie tylko utwierdzili się w tym przekonaniu. Zadziwiające jest to, że wtedy nie myślałem o swojej reputacji. U mnie proces dojrzewania rozpoczął się nieco później niż u innych (śmiech).

Nie martw się, ja też wciąż odwalam różne numery, a jestem ciut starszy od ciebie. Może więc ta twoja historia powinna być przestrogą dla świeżaków w internecie? Że za niektóre popisy przychodzi pokutować nawet 10 lat. A porównując twoje zupełnie nieszkodliwe wygłupy z patostreamami, na których ludzie się biją i piją na umów, to jak niebo i ziemia.

Tak, sam czasem załamuję ręce jak widzę wyczyny współczesnych nastolatków. Chciałbym, by młodzi byli świadomi, że internet nie jest beztroską zabawą i naprawdę wszystko w nim zostaje na zawsze. Dużo osób o tym zapomina.

Wyjście z dołka zajęło ci dużo czasu. Czy tylko znajomi ci pomogli przetrwać ten trudny okres? Czytałem w mediach, że popadłeś w alkoholizm.

Nie, choć rzeczywiście nagrałem kiedyś filmik o tym, że niepokoi mnie fakt, że spożywam dużo alkoholu. Wywlókł to któryś z serwisów plotkarskich. Pewnie to był wtedy skutek depresji i innych przykrych rzeczy, które mnie spotkały, ale dziś już nie piję dużo. Im człowiek starszy, tym ma większego kaca (śmiech). Szkoda marnować czas na dochodzenie później do siebie.

Jeśli chodzi o samo wychodzenie z dołka, to nie chodziłem na żadne terapie. Pomogła mi garstka znajomych, na duchu podnosił mnie też mój ówczesny chłopak. Maja była również dla mnie wielkim wsparciem, podobnie jak mój nieżyjący już ojciec. Zawsze w nim miałem przyjaciela. To było piękne, że rodzicom nie przeszkadzała moja orientacja. Dlatego bardzo przeżyłem, kiedy tata odszedł. Nie był człowiekiem, który mnie nie tolerował i krzyczał "wypad z domu".

Czułem wtedy miłość ze strony najbliższych. Bardzo mnie to podbudowało. Ludzie, ci którym na nas zależy, są niezwykle ważni w naszym życiu. Bez nich, tak jak mówiłem, już pewnie by mnie nie było. Zmieniłeś zupełnie swój image. Ludzie rozpoznają cię teraz na ulicy?

Bardzo rzadko. Jeśli już, to dopytują lub sądzą, że jestem klonem Luntka. Robię sobie jaja i czasem potwierdzam, a czasem zaprzeczam. Zerwanie z dawnym wizerunkiem dało mi pełną swobodę na ulicy. To jest coś, za czym ogromnie tęskniłem. Mogę sobie spokojnie iść na ulicy, czy pracować, bez żadnych akcji.

Bycie nierozpoznawalnym to komfort, który wszyscy mamy, a którego nie doceniamy. To był problem, kiedy umawiałem się z przyjaciółmi na mieście, ale czuli się źle z tym, że ciągle ktoś obcy mnie zaczepiał lub robił zdjęcia z ukrycia. W pewnym momencie dochodzisz do miejsca, w którym nikt nie chce się z tobą spotkać, bo nie chce się znajdować potem na zdjęciach i filmikach w mediach czy internecie.

Chyba zbyt wiele przez tę dekadę się nie zmieniło? Gdybyś teraz wyszedł na ulicę w stylówce emo, reakcje byłyby podobne jak kiedyś.

Czasem też się nad tym zastanawiam. Z jednej strony jest jakiś progres i jesteśmy coraz bardziej tolerancyjni, ale z drugiej strony w ludziach narasta coraz większa agresja. I to nie tylko w internecie. Po ostatnich wyborach nie widzę perspektyw dla społeczności LGBT w najbliższym czasie. Ciągle czytam o pobiciach, czy zwykłych opluciach. To ostatnie, to niby nic poważnego, ale to zniewaga. Dają ci do zrozumienia, że jesteś gorszy.

Ludziom LGBT zarzuca się, że my się o coś upominamy, że jesteśmy nietolerancyjni, bo nie przyjmujemy krytyki. My tak naprawdę się bronimy, odpieramy ataki. Nie możemy wtedy siedzieć cicho, bo bez rewolucji nie będzie zmian. Mam dużo znajomych, którym obecna sytuacja nie przeszkadza, bo się nie wychylają. Jeśli każdy z nas siedziałby w cieniu, to nigdy nic nie poszłoby naprzód. O swoje w życiu trzeba walczyć i tyle.

Jeśli weźmiemy pod uwagę słowa prezydenta Dudy o "ideologii" LGBT, to myślisz, że będzie gorzej lub w ostatnim czasie wzrósł poziom nietolerancji?

Jeśli chodzi o mnie i Gdańsk, w którym mieszkam, to specjalnie tego nie widzę. To naprawdę fajne, tolerancyjne miasto - w kilku lokalach w moje okolicy powiewają tęczowe flagi i nikt ich nie zrywa, ani nie wybijają szyb. Trudno mi powiedzieć, jak jest w innych miastach. W internecie z kolei jest kompletna tragedia.

Ale z tego co widziałem, właśnie w internecie, to teraz nie dałbyś sobie w kaszę dmuchać – sporo ćwiczyłeś, przypakowałeś i pewnie poradziłbyś sobie z jednym lub dwoma karkami.

Z jednym na pewno, z dwoma niekoniecznie. A tak na serio, to nie wiem jakby to było. Nie chcę o tym myśleć, ale zawsze jestem czujny. I myślę, że akurat w naszym kraju, jak i zresztą wielu innych, każdy musi na siebie uważać, bez względu na wygląd, płeć lub orientację.

Też tak uważam. Wszyscy powinniśmy mieć coś do samoobronny, bo świrów niestety nie brakuje. Ja, pomimo tego, co niektórzy sądzą, jednak trzymam się w tych granicach normalności (śmiech).

Co czujesz, kiedy oglądasz swoje stare filmiki?

Uśmiecham się, czasami łapiąc się za głowę.

Co z osobami, z którymi pojawiałeś się kiedyś na filmikach np. Gwiazdą, czy Pigułą z Gdyni - masz z nimi jakiś kontakt?


Mam dobry kontakt z Eweliną Pigułą - wciąż się przyjaźnimy.
Nie mogę jeszcze nie zapytać: skąd właściwie wzięła się ksywa Luntek?

Została wymyślona na poczekaniu. Chciałem, żeby była jak z kosmosu i pasowała do świrka, którym wtedy bylem.

Czy jeżeli mógłbyś coś zmienić z przeszłości, to zrobiłbyś to? Czy raczej nie warto nic przestawiać, bo to kim jesteś i gdzie jesteś, jest konsekwencją dawnych wyborów i działań?

Raczej nie. Obecnie najważniejsze dla mnie jest bycie sobą, życie w harmonii z własnym ja, mówienie faktycznie tego o czym myślę i co czuję. A także bym wyglądał tak, bym mógł się czuć z tym dobrze i naturalnie.

Czytaj też:

"Miałam myśli samobójcze". Aleksandra przez nieudany zabieg tatuowania oczu została kaleką