Nawet PKP nie zdołało mi tego zepsuć. 4 trasy rowerowe w Polsce, które mogę polecić każdemu
Nie jestem rowerowym maniakiem, ale dużo jeżdżę. Nie mam gadżetów na każdą okazję ani sakw, bo nie lubię jak coś spowalnia mi jazdę. Pakuję się na tydzień, tak – na tydzień – do małego plecaka, który na miejscu zamieniam na jeszcze mniejszy. Na samym końcu tekstu piszę o wątpliwych doznaniach w kolejach państwowych i regionalnych. Musi jeszcze wiele czasu upłynąć, by sprostały dzisiejszej rzeczywistości. A nikt nie oczekuje cudów.
1. Suwalski Park Krajobrazowy – pętla (około 70 km)
Moja ulubiona trasa na północ od Suwałk. Punktów widokowych, miejsc, gdzie można zatrzymać się na posiłek w stylu kresowym, jest naprawdę mnóstwo, a i trochę trzeba się napedałować, co daje satysfakcję przy (oczywiście wieczornym) piwku.Pierwszy postój warto zaliczyć w Jeleniewie po około 12 kilometrach pod górkę. Tam dojedziemy ścieżką Green Velo, potem przez około 5 km szosą bez pobocza, która nie jest bardzo ruchliwa. Na miejscu sklep spożywczy, których na trasie nie jest wiele, więc warto się zaopatrzyć i zabytkowy kościółek. Mamy dwie możliwości zrobienia pętli. Możemy pojechać w lewo lub na północ. Ja wybieram pierwszą opcję, gdyż z powrotem, gdy będę już zmęczony, wolę raczej zjeżdżać z góry niż mozolnie podjeżdżać pod wzniesienia.
Cisowa Góra. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Smolniki, punkt widokowy U Pana Tadeusza. Chwila przed trąbą powietrzną. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Smolniki - punkt widokowy na Ozie. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Bar w Dzierwanach. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Kozioł przy barze w Dzierwanach. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Hańcza, najgłębsze jezioro w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Dalej możemy zwiedzić malowniczy Turtul, gdzie wkomponowana w pagórki, strumyki i bagna mieści się siedziba Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Możemy przed powrotem do Jeleniewa odbić jeszcze w lewo do drewnianej molenny staroobrzędowców w Wodziłkach. Korzysta z niej podobno około 10 rodzin tutejszych staroobrzędowców, w praktyce panuje tam głucha cisza, a przedwojenna świątynia zamknięta jest na kłódkę. Po drugiej stronie piaszczystej drogi przepastna rudera chaty. Diabeł mówi dobranoc, tak się przynajmniej wydaje, można tu spokojnie nakręcić ekranizację powieści Stephena Kinga. Ciekawostką jest fakt, że na samym końcu wsi dom kupił minister zdrowia Łukasz Szumowski.
2. Suwałki-Stańczyki-Suwałki (około 80 km)
Niesamowite doznanie dla tych, którzy już na parę górek w życiu wjechali, ale bez przesady, nie będzie to katorgą dla mniej wprawionego rowerzysty, bo trudny odcinek pod sam koniec jest stosunkowo krótki. Przewyższenia są do zaakceptowania dla fanów rekreacyjnej jazdy, a czasem po prostu można dla odmiany podprowadzić rower kilkaset metrów.
Wiadukty w Stańczykach. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Mówią, że teraz tam sporo komercji. To prawda, ale miejsce do końca nie utraciło odludnego waloru. A już na pewno trasa prowadząca przez suwalskie górki i lasy, a na sam koniec przez dawny zabór pruski wszystko wynagradza. To fajna odskocznia od cywilizacji.
Wiadukty w Stańczykach. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Z polskiego bieguna zimna można spokojnie pojechać jeszcze w kilka miejsc: do klasztoru w Wigrach, albo dalej wokół całego jeziora, do Sejn, Budy Ruskiej, Dowspudy i gdziekolwiek jeszcze chcecie. Ruszamy na północ szlakiem Green Velo, który jest bardzo wygodny.
W Jeleniewie odbijamy w lewo przez Suwalski Park Krajobrazowy. I jeśli gdzieś warto zjeść te słynne kartacze, to właśnie w Barze nad Hańczą, gdzie mama ekspedientki gotuje je na bieżąco. I to nawet jeśli szlag cię trafia, bo miały już być, a ty musisz czekać jeszcze godzinę i "mama nie życzy sobie, by więcej pytać", to i tak warto. Bo to połowa drogi, a my podjechaliśmy ładne 25 km pod górę, jak dotąd – asfaltem. Warto się posilić, bo niebawem będzie trochę trudniej. Asfalt zastąpią piaszczyste drogi i czeka nas kilkanaście kilometrów w miarę dużego wysiłku. Przed nami ostre pedałowanie głównie pod górę piaszczystymi drogami aż do Stańczyków. Na miejscu piękna perspektywa fotograficzna z wiaduktów i można wracać do Suwałk, dla odmiany inną trasą, na przykład przez Smolniki i obok Cisowej Góry.
3. Wigierski Park Narodowy – pętla (ponad 50 kilometrów)
Dla tych, którzy nie lubią męczyć się przewyższeniami czy piachem. Prawie cała trasa jest asfaltowa, jedynie fragment z Krusznika przez Czerwony Krzyż do Mikołajewa wiedzie przez las. Całość wieńczy klasztor pokamedulski w Wigrach z bajkowym widokiem z wieży na jezioro.Klasztor w Wigrach. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Do Wigier jeździłem z reguły z Augustowa, co wydłuża tę pętlę do nawet 100 kilometrów. Początek jest mało przyjemny, ale odkąd tiry przeniosły się na obwodnicę Rospudy, 10 km jazdy szerokim poboczem szosy do Suwałk da się przeżyć, jest na niej z reguły pusto. W Nowince odbijamy asfaltową drogą na Ateny, Monkinie i Bryzgiel.
Okolice Aten na Suwalszczyznie. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski
Jezioro Wigry w Bryzglu. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Rosochaty Róg. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Klasztor w Wigrach. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Camping Jastrzęby. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•fot. Rafał Badowski / naTemat
4. Gdynia-Hel (około 76 kilometrów)
Jedna z najciekawszych tras w Polsce, prowadząca przez kaszubskie wsie i miasteczka, pomorskie kurorty, często tuż nad Zatoką Pucką. Zaczynamy od dworca kolejowego Gdynia-Główna, kierujemy się ul. Kwiatkowskiego pod górę do ul. Stanisława Dąbka. To trochę forsowny podjazd, obok prężących się po lewej stronie blokowisk.Gdynia-Orłowo. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Z klifu mamy wspaniały widok na starą niemiecką torpedownię zbudowaną w czasie II wojny światowej. Z Rewy kierujemy się na Mrzezino. Tam zaliczymy najtrudniejsze wzniesienie, na którego szczycie znajduje się na szczęście sklep spożywczy, przed którym można usiąść i otrzeć pot z czoła. Dalej kierujemy się przez Żelistrzewo do Pucka i tu zaczyna się rowerowy raj.
Zatoka Pucka. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Zatoka Pucka. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Nic ci tak nie podniesie ciśnienia jak PKP
Osobne słowo należy się naszym rodzimym kolejom. Epidemia koronawirusa okazała się papierkiem lakmusowym, który pokazał, że skansen PRL ma się w Polsce świetnie. Przestarzałe procedury to jedno, a pracownicy z mentalnością z poprzedniej epoki – drugie. Powie ktoś: mogłeś przewieźć sobie rower samochodem. Pewnie, że tak, ale skoro kolej (teoretycznie) oferuje możliwość przewozu jednośladów, to dlaczego nie skorzystać, gdy ma się urlop.
Gdynia-Orłowo. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Mało tego, grozili, że będą wystawiać rowery, gdy nie będzie biletu na przewóz. Ktoś nieprzyzwyczajony mógłby wpaść w panikę i po prostu zostać na miejscu. A innego pociągu do Warszawy już tego dnia nie było. Kolega po prostu wstawił rower do pociągu, a oni udawali, że tego nie widzą. Jakoś dojechał do Warszawy. Uff.
Cypel w Rewie. Moje ulubione trasy rowerowe w Polsce.•Fot. Rafał Badowski / naTemat
Przykład trzeci: Gdynia. Chciałem wrócić do Warszawy. Okazało się, że w samym środku wakacji, w niedzielę, nie ma możliwości od wczesnego popołudnia, by przewieźć rower. Nie ma z Trójmiasta takiego pociągu aż do północy – pani w kasie wnikliwie mi to sprawdzała, pociąg po pociągu, ku mojej coraz większej desperacji – mimo że od tamtego czasu kursowało ich co najmniej 10. W tych, które jeździły, były pojedyncze miejsca rowerowe, wszystkie wykupione. Po trzy na końcu i początku wagonu, tak że podróżnym ciężko było przeciskać się przez zawieszone rowery.
Rozumiem wiele, ale to jednak przesada. Wystarczyłoby podpiąć w niektórych składach wagon rowerowy i po kłopocie. I znów: po prostu wstawiłem rower do pociągu i jakoś poszło. Następnym razem będę ostrożniejszy i kupię bilet z 10-dniowym wyprzedzeniem.