"Ważne, żeby zwracali uwagę na małe symptomy". Miała COVID-19, u niej objawy nie były typowe

Aneta Olender
– Miałam stan podgorączkowy, ale nie więcej niż 37 stopni, przez pierwsze dwa dni bóle głowy i coś takiego, co można nazwać brain fog – mówi rozmówczyni naTemat. Ona i jej partner przeszli Covid-19. Zgłosiła się do naszej redakcji, bo chciała opowiedzieć o przebiegu choroby. Jak zaznacza, jej objawy nie były oczywiste. Narzeka też na kontakt z Sanepidem.
Nie każda zakażona koronawirusem osoba ma gorączkę. Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Dlaczego chcesz opowiedzieć o swoim przypadku?

Miałam pozytywny wynik testu na koronawirusa. Dzisiaj jestem już po drugim, który okazał się negatywny, więc jestem ozdrowieńcem. Moje objawy zakażenia były inne niż te powszechnie opisywane, dlatego właśnie chcę o tym mówić. Jest to dla mnie ważne, bo chcę ostrzegać ludzi, żeby zwracali uwagę na małe symptomy.

Sanepid mówiąc o objawach, zawsze podkreśla, że muszą wystąpić gorączka powyżej 38 stopni, intensywny kaszel i duszności, czyli takie znaki rozpoznawcze Covid-19. Każdy tym się sugeruje, przecież w różnych instytucjach, u lekarza, właśnie o to jesteśmy pytani, wypełniając ankiety.


Kiedy podejrzewałam u siebie zakażenie i pojechałam na pobranie wymazu, również musiałam wypełnić taką ankietę. Zgodnie z prawdą zaznaczyłam, że nic takiego się ze mną nie dzieje, a to jest dla Sanepidu, dla pracowników takiego punktu, podstawą do odrzucenia prośby o przebadanie. Zrobili mi je tylko dlatego, że się uparłam, podkreślałam, że miałam kontakt z osobą, która ma pozytywny wynik.

Jakie w takim razie miałaś objawy?

Przez pierwsze dni niczego nie czułam. Byłam przekonana, że jestem zdrowa. Do mojego zakażenia doszło najprawdopodobniej w niedzielę – przez cały tydzień nic się nie działo – dopiero w piątek wieczorem dowiedziałam się, że znajoma ma pozytywny wynik, wtedy też zaczęłam podejrzewać, że i ja jestem zakażona, miałam stan podgorączkowy, ale nie więcej niż 37 stopni.

W sobotę rano, kiedy mnie badano, moja temperatura wynosiła 37,2. Stresowałam się cały dzień czekając na wynik. Wieczorem pojawiły się delikatne bóle stawów, bolały mnie kolana, ale trwało to tylko przez ten jeden wieczór. Przez pierwsze dwa dni miałam też bóle głowy, pomagały mi jednak standardowe tabletki. Mam migreny, więc było to coś podobnego.

Miałam też coś takiego, co można nazwać brain fog. Wiedziałam, że muszę zostać w domu, więc znajomi pytali czy zrobić nam – mi i mojemu chłopakowi – zakupy. Nie byłam stanie ułożyć listy potrzebnych produktów, nie mogłam się skupić. Normalnie jestem bardzo zorganizowana, bardzo poukładana, a do tego zadania podchodziłam cztery razy i nie byłam w stanie nic zrobić.

Czułaś zmęczenie?

Odczuwałam ogólne przemęczenie. Zmywałam naczynia i musiałam siadać po kilku minutach, bo nie byłam w stanie ustać na nogach. To trwało przez jakieś 3 dni. Przez 3 dni nie miałam też apetytu, nie mogłam niczego zjeść.

Straciłam smak i zapach, a to akurat jest charakterystyczne dla Covid-19. Zaczęłam też odczuwać pewnego rodzaju ucisk na nos, jakbym miała na nim klips. Budziłam się i myślałam, że mam straszny katar, ale nie miałam żadnej wydzieliny z nosa. To samo odczuwał także mój chłopak Krzysiek.

A kaszel, duszności?

Jeśli chodzi o kaszel, to był on raczej bardzo sporadyczny. Jeśli zakaszlałam raz na dwie godziny, to było dobrze. To nie był taki kaszel na który zwracasz uwagę. Mój chłopak w ogóle nie kaszle. Choć w jego przypadku silniejsze niż u mnie były bóle mięśni, nie spał całą noc. Miał stan podgorączkowy, ale miał też drgawki. Mówił, że jest mu zimno, a cały się pocił.

Kiedy słyszysz, jak ludzie mówią, że koronawirus nie istnieje, to co wtedy myślisz?

Czytam czasami komentarze na różnych portalach. Strasznie mnie irytuje, kiedy ludzie mówią, że tego nie ma. Moim zdaniem dużą głupotą jest mówienie, że ten wirus nie zabija, że niczego strasznego nie robi. Przecież on dopiero się pojawił. My też nie wiemy, co z nami będzie, jakie konsekwencje będą w naszych organizmach.

Wiem natomiast, że na pewno zrobię sobie badania płuc i EKG serca. Czułam coś dziwnego w trakcie kilku wieczorów, przez godzinę bolało mnie serce albo miałam wrażenie, jakbym się zakrztusiła. Na początku nie zwracałam na to uwagi, ale po 3 czy 4 razach, zaczęłam się zastanawiać, czy z płucami na pewno wszystko jest ok.

Mimo że mam dwa negatywne testy, to muszę siedzieć w domu do czasu aż mój chłopak będzie miał negatywny wynik. Wkurza mnie to, bo Sanepid nie bierze pod uwagę tego, że powinnam szybko przebadać płuca lub serce.

Między innymi dlatego właśnie będę mogła powiedzieć, czy ten wirus jest niegroźny, dopiero za jakiś czas, a może nawet za kilka lat. Nie wiem jeszcze jakie mogą być konsekwencje.

Jestem osobą bardzo aktywną i naprawdę rzadko choruję, ale od czasu kiedy jestem na kwarantannie robię tylko półgodzinny trening jogi dziennie. Dłużej nie jestem w stanie ćwiczyć. Krzysiek mówi, że teraz też nie byłby w stanie biegać, że szybko by się zmęczył.

Czujesz sporą różnicę?

Tak, ogromną różnicę w wydolności. Nie jest tak, że oddycha mi się ciężej, ale czuję, jakbym przez rok nie ćwiczyła. Taki spadek formy.

A jak wyglądały kontakty z Sanepidem? Nie jest tajemnicą, że wiele osób mówi o problemach.

Było pełno absurdów. Uważam, że jest to źle zarządzana instytucja i stąd bierze się chaos. W marcu można było powiedzieć, że nikt nie był na to gotowy, ale mamy sierpień i nadal nikt nie jest gotowy.

Uważam, że odpowiedzialna za to jest tzw. góra. Firmy prywatne potrafią stworzyć portal, gdzie widzisz wyniki, a u nas panie potrafiły nawet powiedzieć, że nie mają komputera.

Samą decyzję o kwarantannie dostałam dopiero jak się upomniałam, bo pracodawca tego potrzebował. Wysłano mi zdjęcie mailem po kilku dniach, ale pani powiedziała mi też, że wysłali do mnie tę decyzję pocztą. Kolejny absurd, siedzisz na kwarantannie, nie możesz nawet wynieść śmieci, a masz iść do skrzynki na listy.

Poza tym zostałam zgłoszona, jaka osoba z którą miała kontakt moja znajoma, u której potwierdzili zakażenie, ale do mnie Sanepid się nie odezwał. Odezwał się dopiero, jak miałam pozytywny wynik. Miałam dwa telefony w tej samej sprawie, musiałam dwa razy podawać te same dane.

Sam kontakt z Sanepidem uważam za bardzo słaby. Początkowo pochodziłam do osób tam pracujących z ogromnym współczuciem. W końcu dla nich też ta sytuacja jest nowa. Jednak po wszystkich sprzecznych informacjach, jakie dostałam, i zaniedbaniach, kończy mi się cierpliwość.

Cały czas byliśmy zapewniani, żeby czekać na telefon. Telefonów oczywiście nie było. Sama informacja o moim drugim negatywnym wyniku, która – jeśli byłabym sama w domu zwalniałaby mnie z kwarantanny – została mi przekazana z trzydniowym opóźnieniem, oczywiście po wielu telefonach z mojej strony.

Dla pań z Sanepidu może to nic wielkiego, dla mnie jednak mogły to być kolejne trzy dniu spędzone w domu, zupełnie niepotrzebnie. Tak, zdecydowanie zabrakło mi u tych pań empatii. Sam sposób prowadzenia rozmowy, obrażony ton, pretensje, że ktoś dzwoni i uwagi typu "dochodzą nas słuchy że wychodzicie" uważam, że u urzędnika państwowego nie są na miejscu.

Czy u jakiejś osoby, którą ty podałaś Sanepidowi, potwierdzono zakażenie?

Tylko u mojego chłopaka, ale wynik pierwszego badania okazał się negatywny. Pracownice Sanepidu uprzedzały nas, że tak będzie, bo zrobił go za szybko. Oznacza to najprawdopodobniej, że nie zarażałam przez pierwsze dni, chociaż miałam wirusa w sobie. Żadna z osób, które podałam jako te, z którymi się kontaktowałam, nie była zakażona.

Jeśli ktoś uważa, że miał dzień wcześniej kontakt z osobą zakażoną i od razy chce zrobić test, to będzie to strata pieniędzy. Można szybko zostać przebadanym i mieć wynik negatywny, a za tydzień może się okazać, że jednak będzie miał objawy Covid-19.

Naprawdę jestem szczęśliwa, że nikogo nie zaraziłam, poza Krzyśkiem, a miałam w planach i wyjazd z tatą na weekend i inne spotkania. Bardzo denerwowałam się czy nikogo nie zaraziłam, z tego powodu nie spałam przez trzy dni.

Może noszenie maseczek wydawało mi się uciążliwe, może uważałam, że śmiesznie w nich wyglądam, ale kiedy musiałam odpowiedzieć na pytania pani z Sanepidu np. z jakimi osobami miałam styczność, kiedy nie miałam maseczki, to czułam ulgę, że jednak stosowałam się do obostrzeń.

Bardzo się stresowałam. Robiłam sobie rachunek sumienia, budziłam się w nocy i myślałam, że rozmawiałam z tym lub z tamtym, ale potem zdawałam sobie sprawę, że byłam w maseczce i cała ta rozmowa trwała tylko chwilę. Stres był największy, jak analizowałam czy spotkałam się z kimś starszym, schorowanym itd.

Moim zdaniem tak łatwo jednak nie da się zakazić. Z tego co obserwuje to największym zagrożeniem jest dłuższy kontakt w zamkniętej przestrzeni i na odległość mniejszą niż te dwa metry. Wesela są tego ewidentnym przykładem.

Wolisz jednak zostać anonimowa nawet w przypadku naszej rozmowy. Bałaś się mówić o tym, że masz koronawirusa?

Na początku nie chciałam o tym mówić, nikt z moich znajomych nie wiedział, bo bałam się wykluczenia. Postanowiłam jednak powiedzieć rodzicom, żeby ich przestrzec, żeby wiedzieli, że to jest realne zagrożenie. Ludzie często powtarzają: nie znam nikogo, kto by zachorował, więc wirusa nie ma.

Może właśnie dlatego, że sporo osób nie chce mówić, bo boi się reakcji?

Ludzie się tym nie chwalą, bo to nie jest nic fajnego. Czytałam artykuł o tym, że zdarza się, że kiedy zgłaszasz do Sanepidu, osoby z którymi miałaś kontakt, to nagle są one na ciebie złe. Mają pretensję, bo ingerujesz w ten sposób w ich plany, w ich urlopy. Ja też miałam jedną taką rozmowę: "Dlaczego mnie zgłaszasz?". To jest takie wpędzanie w poczucie winy, a przecież to nie jest twoja wina, że się zakaziłeś.

Ludzie są też wściekli, bo mają biznesy, bo chcą pracować, a tak naprawdę nie rozumieją tego, że są zagrożeniem i że nie mogą się z nikim kontaktować. Trzeba uważać.

Wiele osób, zwłaszcza młodych, mówi: "Nie boję się, najwyżej przechoruję", ale tu nie chodzi już tylko o konsekwencje zdrowotne. Jeśli kogoś cechuje takie pragmatyczne podejście, to musi mieć świadomość, że jeśli zachoruje, to będzie musiał siedzieć w domu, a to oznacza, że przepadną mu wakacje, wizyty u lekarza, pracodawca zapłaci 80 proc. pensji.

Nie wiadomo ile potrwa samo siedzenie domu. Jeśli kwarantannę będzie odbywać cała rodzina, to może potrwać nawet i miesiące – do czasu aż wszyscy domownicy będą mieli negatywne wyniki. Nawet jeśli nie zachoruje, a będzie np. na weselu, na którym była zarażona osoba, Sanepid ma prawo nałożyć na taką osobę kwarantannę, która trwa dwa tygodnie. Nie wiem, czy wszyscy podchodzący lekceważąco do wirusa są tego świadomi.

Myślę, że tutaj bardzo zawinił rząd – miał wpływ na takie postawy – bo nie potraktował sprawy poważnie. Rządzący zakpili sobie i wyczerpali zaufanie Polek i Polaków. Z jednej strony mówili, że to poważna sprawa, później zachowywali się tak, jakby było zupełnie odwrotnie. Zachowywali się niepoważnie, prezydent też mówił jakieś niepoważne teksty.

Czytaj także:



Teorie spiskowe o koronawirusie zbierają żniwo. Badacze podliczyli, ile osób zabiły

U 33-latka znów wykryto koronawirusa. Cztery miesiące wcześniej wyleczył się z covid-19