Dyrektor szczerze o nowym roku szkolnym. "Proszę nie wierzyć, gdy ktoś mówi, że jest gotowy"

Katarzyna Zuchowicz
Zbliża się 1 września. Rodzice w napięciu śledzą doniesienia o tym, jak ma wyglądać nauka, jakie zmiany szykują się w szkołach, jak placówki zadbają o bezpieczeństwo ich dzieci. Dla dyrektorów to gorący czas. – Wszyscy dyrektorzy starają się wywiązać w tej sytuacji, jak najlepiej potrafią. Ale wewnętrznie mają dużo obaw i lęków – mówi naTemat.pl Ewa Radanowicz, dyrektor Szkoły Podstawowej im. Kornela Makuszyńskiego w Radowie Małym.
Jak będzie wyglądała nauka w szkołach od 1 września? Minister edukacji Dariusz Piontkowski przedstawił niedawno wytyczne. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Radowo Małe to wieś w województwie zachodniopomorskim. Szkoła, którą kieruje Ewa Radanowicz, w 2016 roku została członkiem międzynarodowej sieci Ashoka Changemaker Schools i otrzymała tytuł Szkoły z mocą. Dyrektor zarządza nią według autorskiego programu. O sobie pisze: "Jako ekspert ds. przestrzeni edukacyjnej, zmiany i innowacji wspieram szkoły w ich projektach rozwojowych. Nieustannie poszukuję najlepszych rozwiązań organizacyjnych i kierowniczych, które można zastosować w sferze edukacji".


Przed nami ostatni tydzień wakacji. Jest Pani gotowa na początek roku szkolnego?

Jeśli ktoś powie dziś, że jest gotowy na wszystko, to proszę nie wierzyć. To jest niemożliwe. Oczywiście próbujemy się przygotować. Jesteśmy zabezpieczeni zarówno w środki do dezynfekcji, maseczki, rękawiczki. Dostaliśmy sporo z powiatu, odezwało się też Ministerstwo Zdrowia. Częściowo kupiliśmy sami.

Próbujemy zadbać o logistykę. Próbujemy myśleć o tym, by ograniczyć mieszanie się dzieci, żeby jak najmniej było dróg przecinających się między młodszymi a starszymi uczniami i między nauczycielami. Po to, żeby w momencie, gdy ktoś zachoruje, czy będzie na kwarantannie, nie zamykać całej szkoły czy przedszkola.

Z tego powodu będziemy dokonywać różnych podziałów, z których wcale się nie cieszymy. Ale je rozumiemy.

Ilu uczniów jest w Pani szkole?

Ponad 300.

Jak zadba Pani o logistykę, żeby dzieci się nie mieszały?

Mamy kilka wejść do szkoły, więc uruchomimy wszystkie. Na razie nie będziemy korzystać z szatni. Zobaczymy czy nam się to sprawdzi. Chcemy wymagać od dzieci zmiany obuwia. Na swetry, kurtki i inne okrycia wierzchnie chcemy postawić wieszaki jeżdżone, które będą mogły stać przed klasą albo w samej klasie.

Będę też zachęcała nauczycieli do tego, żeby jak najwięcej godzin spędzali z dziećmi na świeżym powietrzu, w bliższej czy dalszej odległości od szkoły. Chcę przygotować do tego teren, żeby ustawić trochę ławek, może tablicę. Zobaczymy, jakie będzie zapotrzebowanie.

Chodzi też o ty, by dzieci cały czas nie przebywały w jednej sali. Bo planujemy, że uczniowie będą przydzieleni do konkretnych sal.

Czyli również starsze klasy będą miały wszystkie lekcje tylko w jednej sali?

Tak. Taki mamy plan. Oprócz informatyki i WF wszystkie lekcje będą w jednej sali. Cały dzień uczniowie będą w jednym pomieszczeniu. Nie jest to zdrowe, również dla psychiki. Dlatego chcemy, by lekcje odbywały się też na zewnątrz.

Jak będą wyglądały przerwy?

Na korytarzach będą przygotowane strefy. Będzie wiadomo, że dana klasa, czy trzy klasy, są z danej strefy, wtedy będą mogły razem wyjść na korytarz, porozmawiać, zachowując dystans.

Wszyscy uczniowie będą mieli przerwy w tym samym czasie?

Myślę, że nie. Będziemy próbowali regulować ruch dosłownie minutami. Tak, żeby przerwy różnych klas się nie zazębiały. Zobaczymy. Taki mamy pomysł. A jak to wyjdzie? Nie przyzwyczajamy się do tego pomysłu.

Tu taka dobra rada dla nas wszystkich. Dzisiaj świetny plan to brak planu. Trzeba reagować na to, co się będzie działo dookoła. I nie dać się wprowadzić w totalny świat absurdu.

W wielu szkołach słyszę, że dopiero coś planują, że dopiero za kilka dni będzie coś wiadomo. Zapewne większość rodziców chciałaby wiedzieć, jak przygotowana jest szkoła, do której 1 września pójdą ich dzieci.

Zachęcałabym do spokoju. Nie wszystko musi być od jutra. Zróbmy coś najpierw, potem zastanówmy się, czy to działa. Jak nie działa, szukajmy innego rozwiązania, żebyśmy sami siebie nie stawiali przed murem, że jutro już wszystko musimy mieć gotowe.

Jeśli rodzice tego oczekują, to tym bardziej potrzebna jest kampania społeczna. Bo dziś nic nie jest bezpieczne. Ani sklep, ani fryzjer, ani gabinet lekarski, ani komunikacja miejska. Zaraz wszyscy wrócą z wakacji, z różnych miejsc. O szkole trzeba myśleć tak samo jak o tych innych miejscach. Co w Pani szkole jest największym problemem?

Będzie problem z organizacją zajęć, które organizujemy w grupach mieszanych wiekowo. Z pracą projektową, którą robimy w pracowniach tematycznych, np. teatralnej. Tam dzieci się mieszają, dystans nie jest w specjalny sposób zachowany, ponieważ razem pracują. To na pewno będzie trudne. Porozmawiam z nauczycielami, porozmawiamy z dziećmi, zastanowimy się, jak to zorganizować.

W ogóle pierwsze dwa tygodnie życia szkoły planuję poświęcić na to, żebyśmy nauczyli się żyć w nowych warunkach. Będę zachęcała nauczycieli do tego, by dużo rozmawiali z uczniami o nowej sytuacji, by dzieci w spokoju poznały nowe zasady, które będą obowiązywały. Chciałabym, żebyśmy na to poświęcili dużo czasu.

Uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego zrobimy w połowie września, może później.

Boi się Pani, jak będzie? Co będzie?

Boję się. W takim sensie, że na mnie spoczywa ogromna odpowiedzialność. Nie jestem ani lekarzem, ani epidemiologiem. Ale nie mam wyboru. Na dzień dzisiejszy nie do końca znam nawet odpowiedzialność, jaką będę będę ponosiła w przypadku, gdy zadzieje się coś nie tak. Chciałabym dziś wiedzieć dokładnie, czy to jest mandat finansowy, czy jakieś inne postępowanie? Czy rodzice i inni nauczyciele będą mogli wobec mnie wytoczyć sprawy w sądzie?

Myślę o tym, bo sytuacja jest naprawdę wyjątkowa, a jest niedoprecyzowana pod wieloma względami. Nałożyło nam się bardzo dużo dodatkowej odpowiedzialności. O ile wiem, jak zorganizować pracę szkoły, zabezpieczyć ją dydaktycznie, opiekuńczo i wychowawczo, o tyle mam dużo innych wątpliwości. Który to jest moment, gdy powinnam zamknąć szkołę? Jak traktować rodziców, którzy mają grypę lub lekkie przeziębienie? Zadaję sobie mnóstwo pytań.
Jak mogą się czuć dyrektorzy innych szkół?

Myślę, że jest to problem, który rozważają dziś wszyscy dyrektorzy. Wszyscy naprawdę bardzo starają się wywiązać w tej sytuacji, jak najlepiej potrafią. Ale wewnętrznie mają dużo obaw i lęków. Myślę, że są tacy, którzy czują się jeszcze gorzej niż ja. Dlatego, że mają takie warunki w szkole, że w zasadzie nie są w stanie spełnić podstawowych wymogów i zaleceń.

Na przykład?

Na przykład zabezpieczyć jednej sali, w której dzieci będą mogły przebywać. Albo jest jedno wejście do szkoły. Albo mają tak duże zagęszczenie, że już w normalnym trybie jest za dużo dzieci. A w obecnej sytuacji to grubo ponad stan.

Poza tym każdy z nas ma różną konstrukcję psychiczną. Ja lubię wyzwania, nowe zadania. Ale nie każdy to lubi, nie każdy chce pracować w warunkach, gdzie trzeba eksperymentować, podejmować decyzje natychmiast, zmieniać je.

Z całym szacunkiem i zrozumieniem dla tych osób. Dziś mówimy, że minister przygotował nam złe rozporządzenie. A za chwilę będziemy mówili o błędach popełnionych przez dyrektorów. Pytanie tylko, czy to będą błędy? Czy nałożenie na nas większej odpowiedzialności? Czy oczekiwanie ponad możliwości?

Rząd zrzucił odpowiedzialność na dyrektorów. To powszechne odczucie.

Nie chciałabym dziś być ani ministrem edukacji, ani zdrowia. Jakiejkolwiek decyzji minister edukacji nie wyda, to nie będzie ona dobra. Dziś trudno wydać taką, która byłaby dobra dla wszystkich. Gdyby było ogłoszone, że nie wracamy, zamykamy szkoły, to uważam, że byłoby źle.

Czego jako dyrektor szkoły podstawowej oczekiwałaby Pani teraz od MEN?

Warto by było, gdyby MEN w miarę szybko podjął decyzję, co z podstawami programowymi. Czy warto je skrócić, może z czegoś zrezygnować. Wszyscy mamy świadomość, że edukacja zdalna w różnych miejscach różnie się odbywała. Realizacja podstawy programowej, choć jest wpisana do dokumentacji szkolnej, była na bardzo różnym poziomie. Ani z winy dzieci, ani rodziców, ani nauczycieli. Po prostu nie było internetu, sprzętu.

Oczekiwałabym też dedykowanego wsparcia na rzecz wyrównywania szans. Bo już widzimy, że w różnych regionach dzieci jeszcze bardziej się oddaliły niż przybliżyły. Przydałyby się środki dla gmin, żeby można było wyrównywać szanse.

Oczekiwałabym też zabezpieczenia sprzętowego. Żeby było go na tyle dużo, żebyśmy mogli szybko i płynnie przechodzić na nauczanie hybrydowe czy zdalne. W wielu szkołach prawie dziś tego nie ma.

Chciałabym też, żeby przepisy prawne były dostosowane. Bo na dzień dzisiejszy są sprzeczne. Jest mnóstwo rzeczy, które na poziomie ministerstwa dobrze byłoby doprecyzować. Rozumiem, że tego nie ma teraz. Ale pojawiają się podobne głosy wielu ludzi. Fajnie byłoby, gdyby MEN słuchało naszych potrzeb.