Drukarz o tym, dlaczego odmówił nacjonalistom. "Nasi pracownicy też są dyskryminowani"
Jeszcze niedawno WYDRUKUJEMY.TO była jedną z tysięcy firm znanych tylko w najbliższym otoczeniu. Ale w czwartek o drukarni z Zielonej Góry usłyszała cała Polska, a teraz w biurze urywają się telefony, a skrzynka zapełnia się wiadomościami od ludzi z różnych stron kraju. Wszystko po tym, jak drukarnia odmówiła realizacji zlecenia na materiały atakujące ludzi LGBT. Sprawę ujawnili niedoszli klienci – nacjonaliści z ONR.
Mateusz Andrysiak: Nie, bo w momencie gdy odrzucaliśmy zlecenie nie przypuszczaliśmy, że niedoszły klient wrzuci to do sieci. Było to dla nas zaskoczeniem, bo już kilka razy odmawialiśmy druku materiałów wzywających do dyskryminacji i nienawiści, ale nikt nie chwalił się tym na forum publicznym. Tak więc od wczoraj jesteśmy w wyjątkowej sytuacji.
Ludzie piszą do nas z wyrazami poparcia – zamieszczają komentarze na Facebooku, ślą e-maile. Mamy też telefony z podziękowaniami. Wydzwaniają dziennikarze z całej Polski. To niezwykłe wydarzenie w życiu małej drukarni, takiej jak nasza.
Wspomniał pan, że to nie pierwszy raz gdy odrzucacie materiał propagujący nienawiść.
To nie zdarza się często, ale się zdarza. Istniejemy od 2014 roku, a takich przypadków mieliśmy kilka. Co ciekawe, głównie w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Chodziło nie tylko o treści szkalujące mniejszości seksualne.
Zdarzyło nam się na przykład odmawiać wydruku nienawistnych materiałów uderzających w konkretne partie polityczne. Żeby było jasne: to nie były ulotki i plakaty zamawiane przez konkurencyjne komitety wyborcze, ale przez prywatnych ludzi. Gorliwych zwolenników jednej partii, którzy chcieli oczernić jej rywali.
Próbujecie państwo rozmawiać z takimi zleceniodawcami?
Tak. Spokojnie tłumaczymy im, że treści, które nam przesłali, są nieetyczne lub niezgodne z prawem, a my, jako firma kierująca się wartościami, nie możemy przymknąć na to oka. I zazwyczaj klienci przyjmują tę argumentację, nie wykłócają się, nie robią awantur.
Wiele drukarni by po prostu wydrukowało szczucie na ludzi LGBT, bo przecież idą za tym pieniądze. Wy nie. Dlaczego?
Są dwa główne powody. Po pierwsze jesteśmy małą drukarnią. Ręcznie sprawdzamy zlecenia, które przesyłają nam klienci. Możemy więc wyłapać to, co umyka wielkim, przemysłowym drukarniom.
Drugi powód, może nawet ważniejszy, jest taki, że jesteśmy firmą społeczną, która oferuje przyjazne miejsce pracy osobom z zaburzeniami ze spektrum autyzmu. Nasi pracownicy sami doświadczają dyskryminacji, więc bezbłędnie rozpoznają ją w drukowanych materiałach.
Nie powstaliśmy tylko dla pieniędzy. Wierność naszym wartościom jest ważniejsza niż utracony zarobek. I dobrze zdajemy sobie sprawę z tego, że właśnie straciliśmy pewną grupę klientów.
Może zyskaliście inną dzięki reklamie, którą zrobili wam nacjonaliści?
To się okaże, ale wątpię by za miłymi słowami przyszli masowo nowi klienci. Ale my nie zrobiliśmy tego, by zyskać pieniądze czy rozgłos, więc to nie ma znaczenia. Jutro podjęlibyśmy taką samą decyzję.
Co by pan powiedział kolegom po fachu, którzy bez mrugnięcia okiem wydrukują nienawistne materiały, bo biznes to biznes?
Tylko tyle, że każdy powinien kierować się własnym sumieniem i podjąć decyzję na jakich podstawach buduje swój biznes. Ja uważam, że krótkoterminowe zyski nie powinny zastąpić zasad etyki.
Napisz do autorki: anna.dryjanska[at]natemat.pl
Przeczytaj też:
– Była aniołkiem Kaczyńskiego, jest twarzą dyskryminacji. Oto rządowa "pełnomocnik ds. równiejszych"– Dziennikarz pokazał, o co naprawdę chodzi w walce z LGBT. Oto prawdziwa stawka gry Ziobry
– "Nie spodobały się kolorowe włosy". 28-latek pobił dwóch nastolatków, bo myślał, że są ludźmi LGBT