Kiedy już rzucę wszystko, tym Volvo pojadę w Bieszczady. Takim kombi wypada tylko uciec z miasta

Łukasz Grzegorczyk
To musi być idealne kombi, takie na miarę XXI wieku – pomyślałem jeszcze przed testem, kiedy przeglądałem zdjęcia tego auta. Znam kierowców, którzy na Volvo V90 nie dadzą powiedzieć złego słowa. I trochę ich rozumiem. Wersja Cross Country potwierdziła mi, że Szwedzi znają się na projektowaniu kombi, jak mało kto.
Volvo V90 Cross Country to nie jest typowe kombi do miasta. Można nim spokojnie wyjechać w trudniejszy teren z całą rodziną na pokładzie. Fot. naTemat
Może sam fakt, że testowałem kolejne kombi, nie brzmi dla was specjalnie zachęcająco. W końcu to segment zarezerwowany dla rodzin z dziećmi albo kierowców skazanych na wypchany bagażnik i złożoną tylną kanapę. Tym razem jednak nie wsiadłem za kierownicę "zwykłego" kombi. Volvo V90 Cross Country przekonało mnie, że rodzinne auta nie muszą być tylko długie i nudne.

No dobrze, ale o co chodzi z tym Cross Country? Można przecież kupić podstawowe V90, które pewnie wystarczyłoby do przemieszczania się po Polsce na co dzień. Zgoda, ale zaraz wam udowodnię, jaką przewagę ma model, który testowałem przez tydzień.


Cross Country to uterenowiona wersja V90, po raz pierwszy pojawiła się na rynku w 2016 r. Wyróżnia się zmienionymi zderzakami, plastikowymi nakładkami na nadkolach i progach, specjalnym wzorem alufelg oraz podniesionym zawieszeniem, które możemy wystawiać na trudniejsze próby.
Fot. naTemat
V90 Cross Country mogliście zobaczyć w naTemat już w 2017 r. Teraz przyszedł czas na odświeżoną wersję tego modelu albo może po prostu lekki lifting. Wiele się nie zmieniło, ale Szwedzi dopracowali parę elementów, dzięki którym ich kombi wygląda jeszcze lepiej.
Fot. naTemat
Z przodu rzuca się w oczy niżej poprowadzony zderzak. Pojawiło się też więcej chromowanych elementów, ale tak naprawdę to kosmetyka. Czarny grill przy białym kolorze nadwozia wygląda naprawdę dobrze.
Fot. naTemat
W nowej wersji najwięcej zdecydowano się przeprojektować z tyłu. LED-owe lampy mają inny kształt, pojawiły się też dynamiczne kierunkowskazy. Gdyby ktoś miał wątpliwości, czym jeździmy, to na zderzaku pojawił się napis z nazwą modelu.

Kiedy spojrzałem z boku pomyślałem, że to Volvo jest strasznie kanciaste. W tym przypadku w ogóle mi to jednak nie przeszkadzało. Z taką stylówką trzeba się pogodzić, bo to jest trochę auto do zadań specjalnych – ma być pakowne, wygodne i nie może zawiesić się na pierwszej lepszej górce (prześwit ma aż 21 cm). Oczywiście nie każdemu się spodoba, ale wydaje mi się, że Szwedzi zrobili wszystko, by Cross Country prezentowało się nowocześnie.
Fot. naTemat
W środku mamy to, do czego przez lata przyzwyczaiło nas Volvo. Jest bardzo stylowo i solidnie, ale też bez zbędnych wariacji w kształtach. Mi najbardziej przypadły do gustu specjalne wstawki z amerykańskiego drewna orzechowego. Każdy, kto już jeździł Volvo, poczuje się jak w domu. Do tego nie sposób nie zauważyć głośnika w centralnej części. To element systemu audio Bowers & Wilkins, który daje naprawdę niesamowite możliwości odtwarzania dźwięku.
Fot. naTemat
Ostatnio podróżowałem też hybrydowym XC40 i od razu wyłapałem dwie różnice: zupełnie inna dźwignia skrzyni biegów oraz sposób uruchomienia auta. W XC40 miałem guzik przy kierownicy. W Cross Country jest coś w rodzaju pokrętła obok skrzyni biegów. Trzeba na chwilę zmienić jego położenie, by odpalić samochód.
Fot. naTemat
Cross Country ma prawie pięć metrów długości, więc spodziewałem się, że w środku będzie naprawdę wygodnie. I rzeczywiście, z tyłu jest mnóstwo przestrzeni, by w długiej podróży dzieci mogły się w niej rozgościć na dobre. Co ważne, jeśli usiądą tam dorosłe osoby, to nie poczują gorzej niż na przednim fotelu. Miejsca jest wystarczająco także nad głową. Bagażnik ma 560 litrów, czyli tyle samo, co w standardowym V90. Taka pojemność pozwala spakować się raczej bez ugniatania walizek.
Fot. naTemat
Pora zagłębić się w szczegóły techniczne i zajrzeć pod maskę. Wszystkie V90 Cross Country są oferowane jako tzw. mild hybrid, czyli miękkie hybrydy. W praktyce nie oznacza to żadnego ładowania za pomocą kabla, ale auto działa jakby ze specjalnym wsparciem, bo potrafi odzyskiwać energię. Kierowca może nawet o tym nie wiedzieć, ale samochód zrobi swoje. Dzięki temu można efektywniej wykorzystywać energię, a przede wszystkim zaoszczędzić trochę paliwa.
Fot. naTemat
Moje testowe Volvo miało silnik diesla o mocy 235 KM i maksymalny moment obrotowy 480 Nm. To pozwalało mi rozpędzić się do setki w nieco ponad 7 sekund. No i oczywiście napęd AWD, który jest standardem dla tego modelu. Prędkość maksymalna została ograniczona do 180 km/h. Ktoś powie, że szału nie ma, ale te parametry, to wystarczająca opcja do codziennej jazdy. Osoby szukające niesamowitych wrażeń za kółkiem powinny skupić się na innych autach.
Fot. naTemat
Jeśli chodzi o spalanie, to wypadło przyzwoicie. Szczerze mówiąc nie myślałem, że uda mi się zejść poniżej 7 l, ale na drodze ekspresowej załapałem się nawet na 6,5 l. Realnie trzeba liczyć się ze zużyciem na poziomie 8 l, chociaż przy odrobinie wyczucia naprawdę łatwo wykręcić niższy wynik. Oczywiście jak wypchacie samochód po brzegi ciężkimi bagażami i zabierzecie komplet pasażerów, to poprzeczka idzie w górę.
Fot. naTemat
Kiedy jeździłem V90 Cross Country, tylko z tyłu głowy miałem to, że przemieszczam się kombi. Po wjechaniu na grząską drogę za miastem od razu dało się wyczuć jego właściwości terenowe – oczywiście w granicach rozsądku. Napęd 4x4 oraz wspomniany już imponujący prześwit to marzenie wszystkich działkowiczów i tych, którzy po prostu lubią się wypuścić w nieznane polnymi ścieżkami.

Na nierównościach szybko doceniłem zawieszenie, które w teście spisało się na piątkę. Jego działanie zauważycie także na gorszym asfalcie, bo świetnie wyłapuje wszystkie dołki. Z kolei co najwyżej czwórkę mogę wystawić 8-biegowej automatycznej skrzyni biegów Geartronic. Nie chodzi o to, że mnie zawiodła, jednak czasem przysypiała ze zrzuceniem biegu. W takich momentach dało się odczuć, że jest coś nie tak z zarządzaniem mocą.
Fot. naTemat
Na szczęście nie miałem do czego się przyczepić, jeśli chodzi o właściwości jezdne. Volvo bardzo pewnie trzymało się drogi na ostrych zakrętach i sprawiało wrażenie lekkiego auta. A przecież waży ponad dwie tony nawet bez bagażu, więc całkiem sporo.

Żeby podkręcić osiągi, łatwo można zmieniać tryby jazdy za pomocą małego przycisku, który znajduje się tam, gdzie zwykle hamulec ręczny. Tylko od nas zależy, czy chcemy być bardziej "eko", czy wolimy dynamiczną jazdę. Różnice między dostępnymi trybami są bardzo odczuwalne, więc naprawdę można dostosować auto według własnych potrzeb.
Fot. naTemat
Zajrzyjmy do cennika. Z oferty Volvo na lipiec 2020 dowiadujemy się, że V90 Cross Country są dostępne już od 233 900 zł. Ta kwota to jednak wyjściowa półka, bo kiedy spojrzymy na wartość konkretnych wersji zobaczymy, że ceny zaczynają się od 250 tys. zł. Model, którym jeździłem, kosztuje w podstawie ponad 280 tys. zł. Z kolei najdroższa opcja z silnikiem benzynowym o mocy 300 KM, to wydatek rzędu uwaga… 326 tys. zł. Oczywiście bez doposażenia.

V90 Cross Country to taki pojazd dla poszukiwaczy przygód. Ale nie samotnych, tylko podróżujących z rodziną albo paczką znajomych. W czasie testu stwierdziłem, że to auto w mieście po prostu się męczy. Aż się prosi, by zapakować je po sam dach, rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Jeśli ktoś szuka jednak kombi tylko po to, by poruszać się do rogatek miasta, to lepiej postawić np. na podstawowe V90 z oferty Volvo. Będzie taniej i równie komfortowo.

Czytaj także: V60 Polestar to idealne kombi dla szybkiego tatusia. Dobre i po bułki, i na lewy pas autostrady

Volvo V90 Cross Country na plus i minus:

+ Wygoda i przestrzeń w środku
+ Ogromny bagażnik
+ Stylowe i pięknie wykończone wnętrze, to już firmowy znak Volvo
+ Praca zawieszenia
- Skrzynia biegów momentami przysypia

Fot. naTemat