Andruszkiewicz staje w obronie żony. "Pragnę wyjaśnić, jak sytuacja wyglądała naprawdę"
Adam Andruszkiewicz zareagował na zamieszanie, które zaczęło się po nominacji dla jego żony na stanowisko szefowej Fundacji Agencji Rozwoju Przemysłu. Co prawda po fali krytyki zrezygnowała już z tej funkcji, ale wiceminister skarży się teraz na "medialną nagonkę".
Polityk odniósł się do wykształcenia żony oraz tego, że zna ona biegle trzy języki obce. "Kamili nigdy nie zależało na tym, by pełnić jakieś ładnie brzmiące stanowiska dla samych stanowisk, interesuje ją wyłącznie ciężka praca. (…) W dodatku informacja o jej rzekomych zarobkach także została przekłamana. Podana w mediach kwota była fałszywa – znacznie zawyżona – zauważył.
Zdaniem Andruszkiewicza, nikogo nie interesowały fakty w tej sprawie. "Liczy się tylko to, że nazywa się Andruszkiewicz. A to na starcie powoduje, że dla moich przeciwników jest osobą, którą można bez pardonu atakować i opluwać. Smutne, ale prawdziwe" – ocenił.
Wiceminister nie ma wątpliwości, że jego żona rezygnując ze stanowiska zachowała się honorowo. A na koniec wskazał, że część krytykujących osób powinna milczeć. "Dlaczego? Gdyż mają na swoim 'koncie' różne interesujące działania, o których wolałyby, aby nikt nie wiedział" – dodał.
Przypomnijmy, że Kamila Andruszkiewicz, żona wiceministra cyfryzacji zrezygnowała z funkcji szefowej Fundacji ARP. Nie ukrywała, że podjęła ten krok po publikacjach medialnych na jej temat. Sprawa zatrudnienia żony polityka z obozu władzy na kierowniczym stanowisku w fundacji rządowej agencji wywołała poruszenie. Rozpoczęła też dyskusję na temat nepotyzmu w szeregach PiS.
Czytaj także: Dziennikarz nie wytrzymał po poście Andruszkiewicza. Poszło o zatrudnienie żony wiceministra