Oni pomagają zaoszczędzić na ślubie i weselu. Wypożyczają za darmo suknie ślubne i dekoracje

Aneta Olender
– Gdy przekazywałam ją fundacji miałam słodko-gorzkie odczucia. Nie jest to już moja suknia i jest ona do dyspozycji każdej kobiety. Nie było mi łatwo, ale jestem w 100 proc. pewna misji fundacji, więc to wszystko wynagradza – mówi w rozmowie z naTemat Zuzanna Folaron. Ona i jej mąż stworzyli Fundację Powiedz Tak!, która wspiera pary przygotowujące się do ślubu. Z asortymentu, którym dysponują. można skorzystać za darmo, a w katalogu są m.in. suknie ślubne, garnitury, czy też dekoracje.
Fundacja Powiedz Tak! powstała po tym, jak jej pomysłodawcy zderzyli się z kosztami własnego ślubu. Fot. archiwum prywatne
Czy dobrze zgaduję, że pomysł na założenie takiej fundacji zrodził się po twoim ślubie?

Poniekąd tak, ale pomysł na założenie fundacji rodził się we mnie przez długi czas. Od dziecka udzielałam się charytatywnie, w szkole organizowałam zbiórki zabawek dla dzieci z domów dziecka, na studiach wyjechałam do Afryki, żeby opiekować się dziećmi i uczyć je angielskiego.

Dla mnie takie działanie zawsze było czymś naturalnym. Chciałam zajmować się czymś podobnym, wspierać innych, ale nie wiedziałam w jakim obszarze, bo pomagać można na różne sposoby.

Przyznaję, że jestem dosyć sentymentalną osobą, więc oglądałam mnóstwo filmików na YouTubie dla polepszenia humoru, czy to o ciążach, czy dotyczących wybierania sukni ślubnej, czy pokazujących zaręczyny.


Jednak podczas organizacji naszego ślubu zderzyliśmy się z ideą jednorazowych wydatków, z tym, że na akcesoria, które wykorzystuje się tylko tego jednego dnia, przeznacza się sporo pieniędzy. Nie oszukujmy się, nikt nie wystawi sobie w mieszkaniu napisów "Panna młoda" i "Pan młody".

Wtedy też odezwała się ta moja bardziej pragmatyczna strona. Zdawałam sobie sprawę, że nie każdy może pozwolić sobie na ślub marzeń z bardzo różnych powodów. Mogą być to oczywiście kwestie finansowe, ale może być też i tak, że ktoś nie jest w stanie biegać po sklepach i organizować wesele, bo np. jest chory.

Dowiedziałam się też, że przemysł ślubny w Polsce przed epidemią koronawirusa obracał około 7 miliardami złotych rocznie. Zderzając się z tymi jednorazowymi wydatkami – już nie mówię o sali weselnej, bo wiadomo, że trzeba gdzieś ludzi nakarmić – poczułam, że nie ma to sensu.

Nie chciałabym, aby sam ślub stał się dobrem luksusowym, a mam wrażenie, że trochę to w tym kierunku idzie, że zapomina się o tym, że w sumie to w tym wszystkim chodzi o coś innego i że można inaczej.

Mój mąż i ja stwierdziliśmy, że warto byłoby coś z tym zrobić. Tak narodziła się Fundacja Powiedz Tak!. Uznaliśmy, że na pewno trafią do niej wszystkie rzeczy z naszego ślubu. Udało się więc połączyć sentymentalną część mojego charakteru z pragmatyczną.

Mąż jest w tym projekcie ze mną. Dla niego to również było wyzwanie, jeśli chodzi o stronę logistyczną. On uwielbia zajmować się wszystkimi prawnymi zagadnieniami, więc połączyliśmy nasze pasje. Jak działa fundacja?

Pierwszy zastrzyk darowizn był po naszym weselu, dlatego większość akcesoriów, dekoracji, które można znaleźć w katalogu na stronie fundacji, jest naszych. Idea jest taka, że jeśli jest ktoś, komu po ślubie zostały rzeczy, z którymi nie ma co zrobić, a jedynym rozwiązaniem według niej/niego jest wyrzucenie tego, to może przekazać je nam.

Nie muszą to być przedmioty stricte związane z weselem. Może być to też wazon po babci, który głupio wyrzucić. To też przyjmujemy. Chodzi o rzeczy, które ktoś inny będzie mógł wykorzystać w tym wyjątkowym dniu.

Można to wypożyczyć z fundacji za darmo. Nie trzeba pokrywać żadnych kosztów, jeśli oczywiście zwróci się to w takim stanie, w jakim się wypożyczyło. Udostępniamy asortyment na każdy ślub, czy wesele, bez względu czy jest kościelny, cywilny, humanistyczny, jakiego wyznania jest para młoda i jakiej orientacji. Chętnie pomożemy spełnić marzenia każdej osobie.

A sukienki już się pojawiają? To chyba coś, co ma taki spory ładunek emocjonalny.

O dziwo tak. Mówię o dziwo, ponieważ byliśmy pewni, że o wiele chętniej ludzie będą przekazywać akcesoria, drobiazgi, które gdzieś tam zalegają, a niekoniecznie są do ponownego wykorzystania.

Wiadomo, że każda dziewczyna ma inne podejście. Jedne dziewczyny podchodzą do tego pragmatycznie, inne przeżywają duże emocje w związku z tym dniem i z tą suknią, dlatego uważałam, że kobietom trudno będzie rozstać się z ich sukienkami.

Rzeczywistość to jednak zweryfikowała i okazało się, że jest całkiem na odwrót. Panie zgłaszają się do nas z sukniami ślubnymi, a innych rzeczy muszę szukać w internecie, więc na pewno w przyszłości będziemy musieli skupić się na dekoracjach i Panu Młodym.

A czy z sukienkami trafiają do was też historie? Dla niektórych to rzeczywiście tylko sukienka, ale dla innych na pewno coś więcej...

Darczyńcy dzielą się z nami swoimi historiami. Ja jestem z obozu tych kobiet, które jednak założywszy suknię ślubną przeżyły coś wyjątkowego. Czułam, że to jest ta sukienka, mam motyle w brzuchu ilekroć na nią patrzę.

Może dlatego, gdy przekazywałam ją fundacji miałam słodko-gorzko odczucia. Nie jest to już moja suknia i jest ona do dyspozycji każdej kobiety. Nie było mi łatwo, ale jestem w 100 proc. pewna misji fundacji, więc to wszystko wynagradza.

Często piszą do nas panie, które mają suknie ślubną, ale nie wiedzą, czy będziemy zainteresowani. Mają wątpliwości, bo sukienka ta np. była już od kogoś odkupiona, jest z sieciówki, kosztowała 100 zł... Jednak odzywają się, bo i tak już jej nie założą.

Kobiety czasami mają takie poczucie, że jeśli nie wydały na ten zakup 2000 tys. zł lub więcej, jeśli nie przeżyły momentu zachwytu, to ta sukienka jest mniej warta, co w ogóle nie jest prawdą. Jestem zdania, że nawet jeśli idziesz w szortach i w koszulce do ślubu, i dobrze się z tym czujesz, to super. Przecież to ty stajesz przed ołtarzem i najważniejsze jest twoje samopoczucie...

Przyjmujemy wszystkie suknie ślubne, bo wszystkie są równie piękne. Każda panna młoda jest przecież inna, każda para młoda jest inna. To, że ty marzyłaś o princesce, nie znaczy, że inna kobieta nie będzie chciała iść do ślubu w krótkiej sukience i w czerwonych butach.

Mamy jedną sukienkę, która bardzo się wyróżnia na tle innych. Jest za kolano i właśnie ona była sukienką, która została już raz odkupiona. Dziewczyna sama ją przerabiała według swojego gustu. Doszyła brzoskwiniową szarfę, odpięła ramiączka i powyjmowała fiszbiny, bo była już w 7 miesiącu ciąży.

Suknia jest przepiękna. Miałam okazję być na ślubie tej dziewczyny i wyglądała ona, jak gwiazda Hollywood, jak milion dolarów. Suknia bardzo do niej pasowała, a to że wydała na nią mniej pieniędzy, że sama zajęła się przeróbkami, niczego nie ujęło kreacji, a być może nawet dodało. Ktoś oddał sukienkę, która była rodzinną pamiątką?

Mamy w fundacji nawet nie sukienkę, a spódnicę, spódnicę, żakiet, które zostały nam przekazane. Nie należały jednak do panny młodej, to ważna pamiątka po mamie dziewczyny, która nam to przekazała.

Komplet ma już swoje lata, bo ślub był w latach 90., jednak ma też jednocześnie ogromną wartość sentymentalną. Właścicielka nie chciała jej wyrzucić, ale też często się przeprowadzała i dużo podróżowała, więc nie mogła jej ciągle ze sobą wozić.

Spódnica jest trochę przybrudzona, to są plamy, których nie da się już doprać. Żakiet jest pięknie przyozdobiony, kwiecisty, z koronkami i bufkami. Nie wiem, czy ktoś będzie tym zainteresowany, ale sam fakt, że ktoś zdecydował się przekazać coś tak ważne dla rodziny, jest niesamowity.

Jeśli kiedyś będziemy mieć piękną siedzibę fundacji, to myślę, że komplet ten mógłby trafić na manekin i być wyeksponowany w gablocie. Tym bardziej, że jest do tego również kapelusz. Zgłaszają się chętni do skorzystania z waszej oferty?

Tak, ale jak na razie nie zgłosiła się do nas żadna osoba, która chciałaby wypożyczyć suknię. Fundacja Powiedz Tak! powstała w styczniu tego roku, więc chwilę po tym, jak ją założyliśmy i zaczęliśmy budować asortyment, rozpoczęła się pandemia. Nie mieliśmy dużego pola do popisu.

Cały przemysł ślubny bardzo ucierpiał, ale sądziłam, że będzie to dobry moment na to, żeby pomagać parom młodym w tak trudnym czasie. Okazało się jednak, że dużo osób chce nam rzeczy oddać, a nie z nich skorzystać.

Pojawiła się jedna para, włosko-polska, która wypożyczyła rzeczy, ale były to dekoracje na salę weselną i inne akcesoria. Ci ludzie byli przecudowni. Chcieli skupić się na samym ślubie, bo nie chodziło im o huczne weselisko na 200 osób. Ponieważ wzięli kredyt na mieszkanie, to chcieli przypieczętować związek, który już trwał ponad 10 lat.

Kiedy ja szykowałam się do ślubu, to przygotowałam na drzwi mieszkania tabliczkę z napisem "Wychodzę za mąż, zaraz wracam", tej dziewczynie to też bardzo się spodobało.

Cieszyli się, bo pomogło im to zaoszczędzić sporą kwotę. Goście weselni też byli zachwyceni. Super jest też to, że nikt tych oszczędności nie dostrzega, bo wszystko wygląda naprawdę przepięknie.

Co jeszcze w takim razie można wypożyczyć poza sukienką? Widziałam, że trafił do was również garnitur.

Mamy już trzy garnitury, jedynym problemem jest to, że mamy tylko kobiecy manekin, więc na razie trudno nam je wyeksponować w katalogu. W ubiegłym tygodniu jedna z pań wysłała nam przepiękny płaszcz, bo brała ślub w grudniu i miała go na sobie tylko raz w życiu.

Mamy dużo dekoracji, które można wykorzystać na weselnej sali, czy w mieszkaniu, jak wianki, tabliczki z napisami, złote kręgi z liśćmi eukaliptusa i inne. Są również akcesoria typu spinki do włosów, złoty pasek, koronkowe ramiączka, itp. Ostatnio stwierdziliśmy, że będziemy próbowali się skupić na poszerzeniu tego asortymentu, ponieważ mamy sporo rzeczy, które odpowiadają naszym gustom, a wiadomo, że taka estetyka nie jest dla wszystkich. Czy twój ślub był taki, jak sobie wymarzyłaś?

Nie. Wtedy chyba bardzo mocno odezwała się we mnie ta moja pragmatyczna strona. Czułam wewnętrzny sprzeciw wobec jednorazowych wydatków. Do dzisiaj kocham moją suknie ślubną i uważam, że nie mogłabym wybrać lepiej, ale samo jej kupno było specyficzne.

Miałam zły dzień i zastanawiałam się, jak go polepszyć. Pomyślałam, że poszukam sukni ślubnej. Sprzedawczyni mówiła mi, że może powinnam się wstrzymać, że skoro ślub dopiero za rok, to nie ma to sensu, bo będą nowe kolekcje. Odpowiedziałam, że ta mi się podoba i że nie będę więcej szukała. Gdy panie w salonach sukien ślubnych pytały, jaki jest motyw przewodni przyjęcia weselnego, w jakim stylu chcemy udekorować salę, to nie byłam w stanie odpowiedzieć, bo nie byłam na to przygotowana.

Stwierdziłam, że nie wiem, że jak zobaczę suknię ślubną, ubiorę ją i poczuję się w niej dobrze, to będzie to. Nie wiedziałam, czy ma być długa, czy krótka, czy obcisła itd.

Kiedy w końcu zapytano mnie: "To na czym pani zależy?", odpowiedziałam, że na tym, żeby ten właściwy mężczyzna tam był... Wtedy usłyszałam zdanie, którego nigdy nie zapomnę: "Ma pani niekonwencjonalne podejście".

Na pewno nie chcieliśmy wydawać na ślub dużo pieniędzy, co zresztą spotkało się z dziwnym odbiorem. Zawsze marzyłam o ślubie w plenerze, bardzo boho, w gronie najbliższych, ale ta opcja wymagała większego nakładu finansowego niż chciałam wydać w ciągu jednego dnia.

Ślub braliśmy w kościele na przeciwko naszego domu, więc poszliśmy tam pieszo. Wesele odbyło się w industrialnym browarze, co bardzo odpowiadało mojemu mężowi, więc i ja byłam zadowolona. Dodałam tam oczywiście trochę dekoracji, aby ocieplić klimat.

Cały dzień miałam migrenę, było 40 stopni, moja suknia ważyła miliony kilogramów, całe szczęście, że miałam na wesele biały smoking na przebranie. Jestem zachwycona, że ten dzień nastąpił i nie zmieniłabym w nim niczego. Trzymam się tego, co powiedziałam w tamtym salonie sukien ślubnych, że tak naprawdę zależało mi na tym, aby ten właściwy mężczyzna tam był.

Fakt, że założyłam z nim fundację jest dowodem na to, że właściwie wybrałam i że to faktycznie jest mężczyzna moich marzeń. Nie jest jednak tak, że uważam, że każdy musi mieć take samo podejście, jak ja. Każdy ma prawo mieć swoją wizję wymarzonego ślubu a Fundacja Powiedz Tak! chętnie pomoże w jej realizacji.

Czytaj także:

20 elementów ślubu, które zdaniem małżeństw są niepotrzebne. "Po cholerę mi były te gołębie"

"Niektórzy myśleli, że jestem w ciąży". Poznali się w styczniu, a już w sierpniu brali ślub