Jak nikt pokazał, jak znika polska wieś. "Gośka nie pasuje do tej przestrzeni, ma własne plany"

Julia Niemiec
Materiał nagrodzony w konkursie Grand Press otwiera mroczny las, a kończy buszująca w zbożu. Historia toczy się pomiędzy. Tematem cyklu jest proces powolnego zanikania wsi, a jego bohaterką Małgosia, 14-letnia dziewczynka mieszkająca w mazowieckich Ratajach.
Piotr Szewczyk pokazał, jak znika polska wieś. Piotr Szewczyk - Miejsce/The Place
Co było twoim punktem zaczepienia w przedstawieniu tematu?

Chęć przepracowania tego zagadnienia i uświadomienia sobie procesów, których jestem świadkiem. Z wsią, konkretniej Ratajami, jestem związany emocjonalnie, ponieważ mieszka tam moja rodzina, między innymi stąd pochodzi mama. Zadałem sobie pytanie, jak w środowisku wiejskim, moim zdaniem niesprzyjającym rozwojowi, odnajduje się młodzież, a w tym przypadku – Gośka.

Przede wszystkim to nie jest fotoreportaż. Moja praca znalazła się w tej kategorii, ponieważ można było wysłać w jej ramach szereg zdjęć. Sam nie podchodziłem do tematu z przekonaniem, że realizuję określony gatunek. Według mnie fotoreportaż jest zestawieniem bieżących sytuacji, których nie inicjuje autor. Trzeba ograniczać się do tego, co zastajemy.Jeśli miałbym robić materiał według definicji z Wikipedii, fotografowałbym Gośkę, jak idzie do szkoły w sąsiednim Grabówku i kiedy bawi się z rówieśnikami – a to jest nudne. Wszystkie sfotografowane sytuacje były przeze mnie inscenizowane. Zgodnie z zabiegiem stylistycznym, zdjęcia były robione w nocy. Przeniosłem aktywności Gośki w inną porę dnia. Sfotografowałem ją na przykład jak stoi na środku pola na rękach o dziesiątej wieczorem. Miejsce było prawdziwe, w dzień ćwiczy tam ze swoją koleżanką gimnastykę. Noc miała podkreślić nieprzyjazność wiejskiej przestrzeni.


Jak więc skategoryzować twój materiał?

Jest to bardziej cykl dokumentalny. Nie lubię szufladkować fotografii, podobnie jak muzyki, którą tworzę w zespole. Nie zastanawiamy się, czy jest to heavy, czy thrash metal, po prostu gramy. Tak samo tutaj – robię zdjęcia. Realizuję temat, który we mnie siedzi i tyle.

Świadomość jest zasługą mentorskiego programu Sputnika. Byłem jak koń, któremu ściągnięto z oczu klapki. Program pokazał mi, że można patrzeć na problem szerzej. Wcale nie trzeba trzymać się sztywno formuły fotoreporterskiej, lecz można wyjść poza nią i zobrazować temat w inny sposób.

Można się nauczyć robić dobre zdjęcia?

Trzeba po prostu fotografować. Nie ma innej drogi do osiągnięcia określonego poziomu. Jak patrzę na zdjęcia sprzed czterech lat, to dostrzegam w nich naiwność i zaślepienie medium. Wtedy, gdy robiłem dane zdjęcie, nie zadawałem sobie pytania, po co je robię.
Piotr Szewczyk - Miejsce/The Place
Ostatni rok to była nędza – miałem kryzys, nie chciało mi się w ogóle fotografować. Widziałem hipotetyczny kadr i myślałem: „Byłoby zdjęcie”. A potem od razu zadawałem sobie pytanie, dlaczego miałbym je zrobić. I nie robiłem nic. Te pytania po co, dlaczego, też pojawiły się po programie mentorskim. Nie tyle poznałem na Sputniku konkretne ramy fotografii, ile uświadomiłem sobie, w jakich poruszałem się sam. Każdy realizuje zagadnienie po swojemu. Zdjęcie Gośki w zbożu nie zostałoby zrobione, jeśli trzymałbym się ciasnych ram fotoreportażu.

Jeśli ty byłeś reżyserem całego performance’u, to co do aranżacji wnosiła Małgosia?

Przede wszystkim miejsce oraz oczywiście świadomość jak wygląda jej życie w Ratajach. Przykładowo, zdjęcie na placu zabaw zostało zrobione w Jastrząbce. To miejscowość położona parę kilometrów od Ratajów, gdzie dziewczyny jeżdżą spędzać czas. Gdyby nie fakt, że Gośka mi o tym opowiedziała, to bym się nie dowiedział. I na tym między innymi polegał jej udział.

Jak to się stało, że to ona została główną bohaterką materiału?

Mama Gośki, pani Monika, uczyła mnie fizyki w gimnazjum. Nie byłem więc osobą, która wpadła z butami do obcego domu. Rozmawiałem z moją babcią, która mieszka w Ratajach, o tym, ile jest dzieci i młodzieży we wsi. I tak byłem u jednej, drugiej, trzeciej rodziny. Gośka wydała mi się najbardziej intrygująca. Jedno ze zdjęć w cyklu ukazuje papugę w klatce. Miałem wrażenie, że ona jest trochę jak ta papuga. Nie pasuje do tej całej przestrzeni, ma własne plany i ambicje.

Oprócz rozmów, jakich innych narzędzi użyłeś do badania tematu cyklu?

Żadnych. Miałem kiedyś pomysł, żeby przejrzeć księgi parafialne, ale stwierdziłem, że to nie ma sensu. Żeby temat zrealizować, trzeba go najpierw zrozumieć i porozmawiać z osobami, które biorą czynny udział w danym procesie. Można wziąć aparat i pojechać na wieś, ale to nie wystarczy. Pamiętam, że nawet były takie sytuacje, że nie robiłem w trakcie pobytu w Ratajach ani jednego zdjęcia. Tylko szliśmy z Gośką na spacer – ja pytałem, ona opowiadała. I to jest to. Wisienką na torcie jest to uczucie, kiedy robisz zdjęcie i rozumiesz, co widzisz.

Od początku chciałeś fotografować proces zanikania wsi?

Temat, który miał być realizowany w ramach programu, był pierwotnie zupełnie inny. Chciałem fotografować zespoły niezależne, w klimacie Bastard Disco. Jednak po czasie okazało się, że to było już zrobione. Nie ma sensu wymyślać koła na nowo.

Na przełomie lutego i marca gorączkowo szukałem tematu i uświadomiłem sobie, że już kiedyś chciałem sfotografować wieś. Ten temat zawsze mnie intrygował. W konkursie wyróżnienie zdobył cykl tematycznie zbliżony do mojego (autorstwa Katarzyny Ślesińskiej – red.). Te zdjęcia są czarno-białe, trochę sentymentalne, ich bohaterami jest pokolenie pomału odchodzące. Sam początkowo miałem taki obraz wsi, ale potem uświadomiłem sobie, że nie ma sensu go powielać, tylko spojrzeć na to zagadnienie z innej, nowej strony.

Bez rozmów można w ogóle zauważyć to zanikanie?

Zauważalność procesu zależy od perspektywy. Osoba mieszkająca w większym mieście nie jest moim zdaniem tego tematu świadoma. Funkcjonuje w swojej określonej bańce i nie jest to nawet bańka informacyjna, a danego miasta.

Nie wiem, czy w samej Ostrołęce (stolica powiatu, w którym znajdują się Rataje – red.), która ma około 50 tys. mieszkańców, ten proces jest zawsze do wychwycenia. Sam mam w głowie wspomnienia z dzieciństwa, ale to bardzo niewyraźne obrazy. Faktycznie miały kiedyś miejsce prace na roli, wykopki ziemniaków, sianokosy. Jeździło się do babci i dziadka na wakacje. Z czasem człowiek orientuje się jednak, jak z każdą kolejną wizytą wieś zanika. Bo mój dziadek umarł, bo inni ludzie umarli, bo natura jest nieubłagana. Coś takiego jest zauważalne tylko wtedy, jeśli bywa się w danym miejscu regularnie. Gdybyś była w Ratajach, Grabówku czy Mostówku przejazdem, to nawet byś tego nie zarejestrowała.

Odkąd poszedłeś na studia, przestałeś bywać w domu regularnie. Przeprowadzka do Warszawy sprawiła, że zdystansowałeś się do prezentacji miejsca, z którego pochodzisz?

Myślę, że przede wszystkim uzmysłowiłem sobie procesy, które się dzieją. Że ludzie po prostu umierają. Będąc tu, w Drężewie, które jest dla mnie jak mała ojczyzna, nie zastanawiałem się nad tym. To się działo bezwiednie. Odnosząc to do Gośki – jej starsza siostra Ola wyjechała do Warszawy studiować budownictwo na Politechnice. Gośka też prawdopodobnie wyjedzie do miasta X i nie zostanie w domu, na wsi. To jest ta świadomość, że procesy, których sam doświadczyłem, są powielane w takich miejscach jak Rataje, i że z tego powodu proces zanikania wsi ma w ogóle miejsce.
Piotr Szewczyk - Miejsce/The Place
Powiększenie skali tego procesu sprawia, że zaczyna on realnie działać. Czy da się go w ogóle odwrócić? Czy warto?

Nie czuję się osobą upoważnioną do odpowiedzi na to pytanie. Chciałbym być w błędzie, ale te miejsca znikną. Nie wydaje mi się, żeby miała pojawić się tendencja odwrotna. A czy warto odwracać – to pytanie jest kompletnie nieadekwatne, bo nigdy już nie będzie takich warunków, żeby można było gdybać o możliwości powrotu do tego, co już było. Żyjemy obecnie w globalnej wiosce, mamy świat na wyciągnięcie ręki.

Czy jest w takim razie sens narzekać na ten proces, rozgrzebywać go?

Myślę, że nie. Obecnie świat daje nam tyle możliwości, że trzeba się nimi cieszyć i z nich czerpać. Narzekanie zależy od tego, czy chce się wracać do przeszłości. Osobiście jestem bardzo sentymentalny i staram się z tym walczyć. Dostrzegam sentyment w Drężewie, moim domu, jednakże tego samego nie dostrzegam już w Ratajach. Nie mam na to wpływu. Dobrze, mógłbym się tam wprowadzić i założyć tam rodzinę, ale w imię czego? Walki z wiatrakami?

Co dał ci ten materiał?

Poczucie samorealizacji. To jest zawsze na pierwszym miejscu. Realizując cykl „Miejsce/The Place” chciałem, żeby to po prostu było jakościowe i mogło znaleźć się w książce, która jest zawsze wydawana na koniec programu mentorskiego Sputnika. A że okazało się dziwnym trafem godne nagrodzenia na gali Grand Press Photo, to jest oczywiście bardzo miłe. W ogóle nie zakładałem, że tak się to potoczy.
Piotr Szewczyk - Miejsce/The Place
Trzy lata temu oglądałem galerię nominowanych do konkursu. Podświadomie wydawało mi się, że to wydarzenie jest niczym mityczny Olimp, kompletnie dla mnie nieosiągalny. Już wielkim zaszczytem było dla mnie znalezienie się w gronie nominowanych, a jak moje nazwisko wyczytano w gronie takich jak Adam Lach, Tomasz Lazar czy mój kolega Michał Dyjuk, to był, ku*wa, kosmos.

Czujesz czasem niedosyt po skończonej pracy?

Jeśli na czymś mi zależy, a jeśli chodzi o pracę twórczą, to zależy mi bardzo, bo jestem perfekcjonistą do granic możliwości. Mogę znowu odnieść to do aspektu muzycznego. Jak wydawaliśmy ostatnią EP-kę, to ja byłem odpowiedzialny za perkusję. Nie mamy w zespole perkusisty, więc cały instrument zaprogramowałem sam. Ile nasiedziałem się nad tym, żeby najmniejsze uderzenie stopy czy w talerz było na swoim miejscu, to szkoda mówić. Tak samo wydaje mi się, że jest w przypadku fotografii. Jeśli chodzi o Rataje, to nie zauważam tego, co mogłoby tam być do poprawy, bo włożyłem w cały cykl swoje maksimum. [„Miejsce/The Place” składa się z 22 zdjęć; do konkursu autor dokonał edycji 8 pozycji – red.]

Czy pracujesz już nad nowym materiałem?

Jest to na tak wczesnym etapie, że wolałbym jeszcze o tym nie mówić. Mogę co najwyżej zdradzić, że będę dużo czasu spędzał w lesie.
Piotr Szewczyk - Miejsce/The Place
Kiedy po raz pierwszy aparat wpadł ci w ręce?


To był absolutny przypadek. Miałem szesnaście lat. Mój tata Krzysztof organizował urodziny i chciał mieć z nich zdjęcia, więc tak się złożyło, że pojechał do sklepu i kupił aparat. Powiedział mi: „Piotrek, zrobisz zdjęcia”. Ja, nie mając żadnej świadomości i pojęcia jak fotografować, zrobiłem jakieś zdjęcia, a aparat został. Byłem nim zaintrygowany i po prostu ciekawy. Skoro jest, to czemu nie spróbować? Stopniowo uświadamiałem sobie, że poprzez zdjęcia można opowiadać określone historie. Konsekwentnie, ta potrzeba opowiadania była coraz większa i większa – i tak to trwa do dzisiaj.

Rozmawiała: Julia Niemiec

Piotr Szewczyk (@piotrmuchiszewczyk). Urodzony w 1999 roku. Polski fotograf, student dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, absolwent Programu Mentorskiego Sputnik Photos, laureat Grand Press Photo 2020 w kategorii "Young Poland - fotoreportaż". W swoich pracach skupia się na zjawiskach dotyczących bezpośrednio jego najbliższego otoczenia. Prywatnie wielki fan trekkingu oraz wokalista w zespole pieśni i tańca Dissociated.