"Siedział do nocy, pił dziesiątki herbat". Pracowały z Kaczyńskim, opowiadają, jak działa w rządzie
Po 13 latach Jarosław Kaczyński ma wrócić do rządu. Jak słyszymy, ma być wicepremierem i nadzorować resort sprawiedliwości. Jak będzie w praktyce, to się okaże. A jakim był premierem? Zapytaliśmy ministrów, którzy kiedyś pracowali z nim w rządzie. – Siedział w KPRM do nocy, pił dziesiątki herbat. Na pewno nie była to sytuacja przez niego wymarzona – wspomina Joanna Kluzik-Rostkowska.
– Nie wiem, czy to się zmieniło, ale jego żywiołem była partia. Zawsze wolał ten swój partyjny świat. Wsiadał w samochód, jeździł po strukturach PiS w całym kraju, rozmawiał z ludźmi. Jako szef partii czuł się jak ryba w wodzie. Jako szef rządu po prostu nie miał wyjścia. Był premierem długo wysiadującym w KPRM. Siedział tam do nocy, pił dziesiątki herbat. Na pewno nie była to sytuacja przez niego wymarzona – mówi naTemat Joanna Kluzik-Rostkowska, która w rządzie Kaczyńskiego była najpierw wiceministrem, potem ministrem pracy i polityki społecznej.
Kaczyński na czele rządu
Jarosław Kaczyński stał na czele rządu od 14 lipca 2006 roku do 16 listopada 2007 roku, niecałe półtora roku. Koalicjantem była Samoobrona RP i Liga Polskich Rodzin. – Wtedy miał niełatwych koalicjantów. Ci obecni są łatwiejsi, bo i Gowin, i Ziobro, to politycy z szeroko pojętej grupy wewnętrznej. Wtedy chodziło o twory absolutnie zewnętrzne. Dlatego w pewnym momencie Jarosław Kaczyński uznał, że musi trzymać wszystko żelazną ręką i być szefem rządu – mówi obecna posłanka KO.
Niby inaczej, a jednak jakoś podobnie. – Nie mam wątpliwości, że dziś wchodzi do rządu w bardzo dziwacznej konstrukcji wicepremiera, która musi zachwiać całym gabinetem, bo jego pozycja jako szefa partii jest silniejsza niż szefa rządu. Uznał jednak, że inaczej nad tym nie zapanuje. To nie jest wybór jego marzeń. Gołym okiem widać, że idzie tam po to, by pilnować Ziobry – uważa Joanna Kluzik-Rostkowska.
Czytaj także: Wyciekło, co Kaczyński miałby robić w rządzie. Ma powstać dla niego specjalne stanowisko
Jak próbował "zapanować" nad rządem poprzednim razem? Jakim premierem był Jarosław Kaczyński i jak się z nim pracowało? Politycy z dawnej LPR i Samoobrony być może mieliby inne opinie niż te, które słyszymy od byłych ministrów PiS.
– To było odkrycie – śmieje się Elżbieta Jakubiak, ówczesna minister sportu i turystyki. Tak Kaczyński objawił się po rządach Kazimierza Marcinkiewicza.
Jak rozmawiało się z premierem Kaczyńskim
Elżbieta Jakubiak opowiada historię, która ma obrazować, jakim szefem rządu był Jarosław Kaczyński. Czyli, jak szybko i konkretnie podejmował decyzje.
– Miałam największy projekt w tym rządzie, bo nie było większego projektu niż przygotowania do Euro i budowa Stadionu Narodowego przez państwo. Ministerstwo, którym kierowałam, nigdy w życiu nie miało takiego doświadczenia, nie było schematów, jak to robić. A wartość projektu była porównywana z wartością budowy autostrad. Do tego dochodziło pięć innych stadionów i ok. 1700 innych projektów – wspomina.
Jej resort wymyślił więc, jak to zrobić. – Powstała koncepcja jak państwo ma budować obiekt sportowy, ale też, że samorządy mogą to robić, mając prawo do powoływania spółek, inwestorów zastępczych. Powstała koncepcja budowy Stadionu Narodowego, oparta na dwóch spółkach – jednej, która miała budować Narodowe Centrum Sportu, i druga, która miała współpracowała z UEFA. Dziś jest to norma. Wtedy było to nowatorskie. I to wszystko, jak Euro ma wyglądać w Polsce, ale też jaka ma być wielkość stadionu, należało uzgodnić z premierem. Z tym wszystkim poszliśmy z Michałem Borowskim, szefem stadionu, do premiera Kaczyńskiego – opowiada.
Jaka była reakcja? – To trwało kilka minut. Przedstawialiśmy mu koncepcję i nasze zdanie na ten temat. W przestrzeni wokół nas krążyły wtedy również inne koncepcje, np. że Totalizator Sportowy powinien się tym zajmować, że stadion trzeba budować na Młocinach, czy w ogóle za Warszawą. Te argumenty z naszą krytyczną oceną również mu przedstawiliśmy. Wysłuchał nas, zapytał tylko, czy zdążymy. Po czym powiedział: "No to tak robimy" – odpowiada.
Do Kaczyńskiego, jak mówi, zawsze mogła się łatwo dostać. – Gdy miałam trudne decyzje do podjęcia i chciałam się z nim skontaktować, zawsze oddzwaniał w ciągu kilkunastu minut czy pół godziny. Umawiał się, zawsze mogłam do niego wejść – mówi.
Kiedyś poszła do niego i zapytała, czy może negocjować z PO poparcie dla ustawy o Euro: – A premier mówi: "Rób, co chcesz. Negocjuj".
Kaczyński pilnował terminów
Czy wyróżniał się czymś w porównaniu do innych premierów? – Wiedzieliśmy, gdzie jest centrum decyzyjne. W rządzie każdy minister chce mieć decyzyjnego premiera. To było najważniejsze, że jest jeden ośrodek dyspozycji władzy i ministrowie nie musieli chodzić ze wszystkimi sprawami nie wiadomo gdzie. To bardzo wszystko przyspieszało. Poza tym on jak się zgadzał, to się zgadzał. Nie było tak, że zmieniał zdanie za godzinę, jak potrafią niektórzy premierzy – mówi Elżbieta Jakubiak.
Wskazuje też na styl i koncepcję rządzenia. A także, że lepiej było u Kaczyńskiego dotrzymywać terminów.
– Miał jasny plan. I my wszyscy wiedzieliśmy, że musimy go zrealizować, że zależy mu na przegłosowaniu iluś ustaw i nie wolno się opóźniać – dodaje.
Jak opowiada, Przemysław Gosiewski robił kwartalne sprawozdania, ile dokumentów każde ministerstwo musi przygotować: – Każdy z nas dostawał wytyczne, do kiedy trzeba przygotować rozporządzenie na Radę Ministrów. To było klarowne, że jak mamy termin, to musimy się z niego wywiązać. Premier potem nas z tego odpytywał. To był jego porządek rządzenia. Trzymał dyscyplinę.
A jak ktoś zawalił termin? Czy były konsekwencje? – Oczywiście. Przemek pisał radykalne pismo pt. Proszę o przedstawienie projektu rozporządzenia do dnia... I taki minister, dopóki go nie przedstawił, to nie miał tak łatwo na Radzie Ministrów. Było wiadomo, że z premierem nie załatwi żadnej sprawy, jak będzie miał takie zaległości.
Jak Kaczyński prowadził Radę Ministrów
Czy było coś o czym wiadomo było, że może go rozdrażnić? – Na posiedzeniach nie lubił chrupania plauszków i jabłek, więc zlikwidował wszystkie "chrupki" na Radzie Ministrów – śmieje się była minister sportu.
Elżbieta Jakubiak zwraca uwagę, że w ogóle bardzo sprawnie prowadził Radę Ministrów i nie przedłużał posiedzeń. Mówił krótko, konkretnie i stanowczo. – Wiedzieliśmy, że jak on mówi, że tak ma być, to tak jest. Tu nie było wielkiej dyskusji. Albo była konkretna decyzja, albo podany czas na uzgodnienie jakiejś kwestii, do dnia takiego i takiego. Wszystko było zapisane, zaprotokołowane. Od tej strony jest formalistą – mówi.
Czy ministrowie mogli odczuwać stres przed Radą Ministrów? – Oczywiście, jak się czegoś nie wykonało, albo próbowało zamarkować. Ale Zyta Gilowska zawsze się sprzeciwiała. Bardzo lubili się z Jarosławem Kaczyńskim i ona czasem mu się stawiała. Lubiła też podrażnić niektórych ministrów intelektualnie. Nieraz na oczach premiera robiła to aż do bólu. Nie każdy miał taką pozycję jak ona.
Jak współpracowało się z Kaczyńskim
Joanna Kluzik-Rostkowska mówi, że ona się nie bała. Uważa, że wtedy Jarosław Kaczyński miał większy respekt i przyjazność wobec kobiet niż mężczyzn. – W 2007 miał 58 lat. To był absolutnie inny człowiek. Zadowolony z życia, otoczony rodziną, przyjaciółmi – mówi.
Przyznaje też, że z Kaczyńskim-premierem współpracowało jej się bardzo dobrze. Miała nawet od niego swoisty parasol ochronny, dlatego – jak zastrzega – może odbierać go inaczej niż inni ministrowie.
– W tej chwili mam wielkie pretensje do Jarosława Kaczyńskiego. Uważam, że dewastuje Polskę, że oddalamy się od UE, jesteśmy mniej bezpiecznym krajem niż 5-6 lat temu. Nigdy nie wybaczę mu zgody na reformę edukacji. Moja lista zarzutów wobec Jarosława Kaczyńskiego jest dziś naprawdę długa. Ale nie mogę o nim powiedzieć złego słowa jako o szefie rządu w kontekście współpracy z ministrami. Lubił mnie, szanował i pozwalał na wszystko – stwierdza.
Kiedy LPR wchodził do rządu z Samoobroną, poszła do niego na rozmowę, chciała odejść. – Powiedział: "Nie". Chciał, żebym dalej była w rządzie. Zapewnił, że w razie potrzeby mam jego pełną ochronę. Naprawdę czułam się bardzo komfortowo. Nigdy mi niczego nie narzucał – wspomina.
Gdy doszło do sytuacji, że ówczesny wicepremier Roman Giertych zażądał jej dymisji jako wiceminister pracy, Kaczyński zareagował. – Rzeczywiście dotrzymał tamtej obietnicy i powiedział, Giertychowi, że dopóki on jest szefem rządu, to on decyduje z kim pracuje – mówi Kluzik-Rostkowska.
Pamięta też inną sytuację, gdy nie dogadywała się z Samoobroną.
– Pamiętam, że była godzina 21. Stałam w Carrefourze przy sokach i przekonywałam Jarosława, żeby pozwolił mi przejść z tym działem do Ministerstwa Rozwoju. Ja już dogadałam się już w tej kwestii, chodziło głównie o dobre wykorzystanie środków unijnych. "Asia, to może lepiej do Ministerstwa Zdrowia. Co Ministerstwo Rozwoju ma do rodziny?" – pytał. Ale przekonałam go przy tych sokach. Trwało to z 7 minut, kiedy powiedział: "Dobra, już idź gdzie chcesz"
Kaczyński na wicepremiera
Była minister pracy i polityki społecznej podkreśla, że nigdy nie mieli spięć, zawsze udawało jej się go przekonać do wszystkiego. – Do momentu, gdy po katastrofie smoleńskiej postanowił iść w prawo za Macierewiczem i Ziobro, a ja nie chciałam się na to zgodzić i brać za to odpowiedzialności. Wtedy się rozstaliśmy – mówi.
Dziś sytuacja oczywiście jest inna. Kaczyński ma być wicepremierem, a nie szefem rządu. Pytanie, jak będzie to wyglądało w praktyce.