Przyłębska nie mogła zrozumieć Polek ws. aborcji. Sama mieszka w kraju przyjaznym kobietom
Po orzeczeniu TK ws. aborcji wielu pyta, jak stojąca na czele tej instytucji Julia Przyłębska mogła zrobić coś takiego innym kobietom. Na przesadne zrozumienie z jej strony Polki nigdy nie powinny jednak liczyć. Na co dzień Przyłębska mieszka bowiem w miejscu, gdzie kobiety otrzymują wsparcie w planowaniu macierzyństwa, a zabiegi aborcji są stosunkowo łatwo dostępne.
Czytaj także: "Wyrok na kobiety"! Jest decyzja Trybunału Przyłębskiej w sprawie aborcji!
A teraz, gdy tylko publikacja orzeczenia w Dzienniku Ustaw dzieli nas od momentu, w którym Polki będą zmuszone do rodzenia płodów ciężko i nieodwracalnie upośledzonych, podnoszone są pytania o to, jak Przyłębska mogła doprowadzić do skazania rodaczek na taki los.
Wierni przyjaciele osoby kierującej Trybunałem Konstytucyjnym mówią, że "taką mamy Konstytucję" i Przyłębska oraz reszta składu orzekającego nie mogli postąpić inaczej. Natomiast jej najzacieklejsi wrogowie twierdzą, iż chodziło o kierowanie się zwyczajnym okrucieństwem.
Tymczasem gdzieś pośrodku jest jeszcze coś, co sprawia, iż Julia Przyłębska po prostu większych emocji do całej tej sytuacji nie mogła przykładać, gdyż jej życia to właściwie nie dotyczy. Kobieta kierująca polskim TK na co dzień mieszka bowiem w... Berlinie.
Czytaj także: Niemcy bardziej niż aborcję potępiają jazdę pod wpływem alkoholu
W ostatnich latach donosiły o tym m. in. WP.pl, "Rzeczpospolita" oraz "Gazeta Wyborcza". W jednym z pierwszych wywiadów po zajęciu gabinetu przy warszawskiej alei Szucha wspomniała o tym sama Przyłębska. – Większość sędziów TK dojeżdża. Żyjemy w otwartej Europie i z Berlina jest teraz nawet bliżej czasowo niż z Przemyśla – stwierdziła w RMF FM.
Julia Przyłębska wiele czasu spędza w Berlinie, gdyż jej mężem jest ambasador Polski w Niemczech Andrzej Przyłębski.
Aborcja w Niemczech
Po zachodniej stronie Odry kobiety nie muszą drżeć o to, że państwo zmusi je do rodzenia płodu skazanego na szybką śmierć lub życie w cierpieniu. Niemieckie prawo gwarantuje możliwość usunięcia ciąży, gdy ta zagraża życiu bądź zdrowiu (fizycznemu i psychicznemu) matki oraz wówczas, kiedy ciąża to wynik gwałtu, kazirodztwa lub przestępstwa pedofilskiego.Co więcej, w Niemczech bez problemu można dokonać de facto aborcji na życzenie, gdy od momentu zapłodnienia nie minęło więcej niż 12 tygodni. Prawo Republiki Federalnej Niemiec wymaga jedynie, by przerwania ciąży dokonać nie szybciej niż po trzech dniach od obowiązkowej konsultacji psychologicznej.
– Pacjentka przychodzi o godz. 8:00, zostaje przygotowana do zabiegu i w sali operacyjnej dostaje dożylnie dwuminutową narkozę. Po godzinie pacjentka wychodzi do domu. To krótki i bardzo bezpieczny zabieg, bez żadnych następstw – opisywał w rozmowie z naTemat.pl dr. med. Janusz Rudzinski, który od lat pracuje w RFN.
Czytaj także: Polski lekarz wykonujący aborcje w Niemczech: To mały, krótki zabieg. Trwa dwie minuty i pacjentka idzie do domu