PiS sprzeniewierza się testamentowi Lecha i Marii Kaczyńskich. Oni bronili kompromisu aborcyjnego
Jedną z ulubionych odpowiedzi obozu rządzącego na każdy temat są słowa o "realizacji testamentu śp. Lecha Kaczyńskiego". Jednak wojna światopoglądowa w sprawie aborcji pokazuje, iż dzisiejsza rzeczywistość nad Wisłą daleka jest od wizji zmarłego tragicznie prezydenta.
Podważanie tzw. kompromisu aborcyjnego z lat 90-tych służyło im do walki o elektorat lub spłacania politycznych długów. Gdyby nie to, żadne delikatne ucho nie musiałoby dziś cierpieć z powodu wulgaryzmów wykrzykiwanych na ulicach przez Polki, które zostaną zmuszone do rodzenia ciężko i nieodwracalnie upośledzonych płodów.
Czytaj także: "Już jej legalnie nie przeprowadzi". Oto, co oznacza wyrok TK ws. aborcji i kiedy wejdzie w życie
Jak zwracaliśmy uwagę w naTemat.pl, od tego momentu obywatelki RP dzieli już tylko publikacja orzeczenia Trybunału Przyłębskiej w Dzienniku Ustaw.
Tego cierpienia, strachu, gniewu i wszelkich protestów łatwo można było jednak uniknąć, gdyby tylko Zjednoczona Prawica naprawdę realizowała testament śp. Lecha Kaczyńskiego. On na temat kompromisu aborcyjnego wypracowanego w latach 1993-97 miał jasne poglądy.
Lech i Maria Kaczyńscy o aborcji
– Jeżeli chodzi o sprawy związane z aborcją, to uważam, że osiągnięty 15 czy 14 lat temu kompromis jest kompromisem, którego nie wolno naruszać. Powtarzam - nie wolno naruszać! – powiedział Kaczyński w 2007 roku na konferencji prasowej po spotkaniu z byłym prezydentem RFN Richardem von Weizsäckerem.Zadeklarowaną zwolenniczką utrzymania kompromisu aborcyjnego była także Maria Kaczyńska. – Uważam, że zdarzają się w życiu niezwykle trudne sytuacje, w których należy ratować życie matek czy też nie żądać, by zgwałcona przez zwyrodnialca lub, co gorsza, bandę zwyrodnialców dziewczyna musiała rodzić – stwierdziła w wywiadzie udzielonym "Wprost".
Czytaj także: Przyłębska nie mogła zrozumieć Polek ws. aborcji. Sama mieszka w kraju przyjaznym kobietom