Metoda Lizystraty. Tam kobiety naprawdę przeprowadziły "strajk seksualny"

Katarzyna Zuchowicz
To metoda walki stara jak świat. A przynajmniej świetnie znana od starożytności. Stosowana w niektórych krajach czy choćby tylko w miastach świata współczesnego, pokazała, że działa. Oto, gdzie kobiety przeprowadziły seksualny strajk. I o co w nim chodziło.
Strajk seksualny stosowany był już w winnych krajach. Z jakim skutkiem? Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Polski od czwartku wychodzą na ulice w całym kraju, walcząc o swoje prawa. Widać, że nie odpuszczą, w społeczeństwie gotuje się coraz bardziej.

Wśród różnych pomysłów, jak naciskać na rządzących, czy mężczyzn w ogóle, pojawia się też nowa propozycja. "Jest pewna metoda, która pozwoliłaby Polkom na prowadzenie walki w domach, a zarazem mogłaby bezpośrednio uderzyć tych, którzy za kontrowersyjne decyzje odpowiadają oraz ich sympatyków" – pisaliśmy już w naTemat.

Chodzi o tzw. metodę Lizystraty. Czyli inaczej seksualny strajk – odmowa współżycia do momentu, w którym osiągnięty zostanie cel protestujących.


Czytaj także: A może czas na "metodę Lizystraty"? Taki strajk Polek zabolałby bardziej niż przekleństwa

Pierwszy raz takie rozwiązanie zostało opisane w starożytnej komedii "Lizystrata", stąd nazwa. Arystofanes opisał w niej, jak Greczynki odmawiają seksu swoim partnerom, by wymóc na nich zakończenie II wojny peloponeskiej.

Ale metoda stosowana była współcześnie, nawet w XXI wieku. I to wcale nie najczęściej w Europie.

Kenijki wiodą tu prym


W Kenii kobiety zarządziły taki strajk już w 2009 roku. Ogłosiła go Organizacja Rozwoju Kobiet, kierując apel również do żon dwóch głównych przeciwników politycznych, których konflikt mógł wtedy doprowadzić do rozlewu krwi: ówczesnego prezydenta Mwai Kibaki i premiera Raila Odinga.

Iga Odinga odpowiedziała, że popiera strajk "ciałem i duszą". "To nie powinno być postrzegane jako karanie mężczyzn, to środek, który ma skierować ich uwagę na realne problemy" – stwierdziła.

Strajk miał trwać tydzień. Według doniesień medialnych, ORK miała nawet zapłacić prostytutkom za to, że przez ten czas nie będą pracować. Efekt strajku nie bardzo był widoczny.

Ale Kenijki wróciły do pomysłu w 2017 roku. Wtedy apel popłynął z ust parlamentarzystki Mishi Mboko. – Kobiety, to strategia, którą powinnyśmy przyjąć. Jest najlepsza. Odmawiajcie im seksu, dopóki nie pokażą wam zarejestrowanej karty wyborczej – nawoływała. Chodziło o to, by zmobilizować mężczyzn do rejestracji przed wyborami. I nie dopuścić do ponownej wygranej prezydenta Uhuru Kenyatty.

"Seks to potężna broń i zachęci niechętnych mężczyzn do zarejestrowania się" – przekonywała. Podobne wezwanie do strajku pojawiło się w 230-tysięcznym mieście Nyeri. Tyle że tam odmową seksu kobiety chciały wywalczyć na mężach głosowanie na Kenyattę właśnie. Który do dziś jest prezydentem.

Protest kobiet w Kolumbii


Tu strajk seksualny zorganizowały kobiety w 300-tysięcznym mieście Pereira. A konkretnie partnerki gangsterów, które w 2006 roku postanowiły strajkować dopóki mężczyźni nie złożą broni. Wymogły w ten sposób zakończenie wojny karteli narkotykowych, która w tamtym czasie doprowadziła do 480 zgonów.

Ich protest znany jest jako "protest skrzyżowanych nóg". Podobno w kolejnych latach w regionie zmniejszyła się przestępczość.

Co ciekawe, w 2011 roku Kolumbijki użyły tej samej metody, by wywalczyć... naprawę drogi z miejscowości Barbacoas do okolicznych miast, która stale była niszczona przez powodzie i lawiny błotne. Wskazywały, że podróż do szpitala może zająć nawet 14 godzin. I stanowi to ogromne zagrożenie m.in. dla kobiet w ciąży. – Na początku mężczyźni byli wściekli, ale to działało – mówiła mediom Maribel Silva, sędzia z Barbacoas, jednocześnie rzeczniczka kobiet.

Tłumaczyła, że kobiety chciały pokazać, że nie ma sensu rodzić dzieci, skoro mogą umrzeć w drodze do szpitala. Armia ostatecznie przystąpiła do naprawy drogi. Część kobiet podobno odpuściła wtedy strajk, inne czekały do końca.

Strajk kobiet w Neapolu


Tu w 2008 roku kobiety ogłosiły strajk przeciwko fajerwerkom w Sylwestra. Chciały zwrócić uwagę na to, jak mogą być niebezpieczne. Na czele ruchu, który się utworzył, stała Carolina Staiano, której ojciec został sparaliżowany w wyniku wybuch petardy.

"Ciągle ktoś dzwoni w tej sprawie i chce się przyłączyć. Nie spodziewałam się takiego zainteresowania" – przyznała.

"Muszą zdecydować, co wybrać: seks czy fajerwerki" – powiedziała w jednym z wywiadów. Jak informowało BBC, kobiety poparły lokalne władze, które wysyłały smsy z wiadomością skierowaną do mężczyzn: "make love, not explosions".

W Belgii też wzywano do strajku


Gdy w Belgii przez ponad 200 dni nie można było stworzyć rządu senator Marleen Temmerman wezwała kobiety do strajku seksualnego – dopóki politycy nie dojdą do porozumienia.

Sama przyznała potem, że to był żart. Zdradziła też, czym się inspirowała. Okazało się, że przez wiele lat pracowała w Kenii. "W latach 2208-2009 miał tam miejsce polityczny paraliż. Wtedy ktoś wpadł na pomysł ogłoszenia w radiu i telewizji strajku seksualnego, aby w ten sposób zmusić polityków do porozumienia. I to, co na początku było zwykłym żartem, rozprzestrzeniło się na cały kraj" – powiedziała w jednym z wywiadów.

Przykładów w XXI wieku było jeszcze więcej. Na przykład w 2012 roku kobiety w Togo zarządziły strajk seksualny, by męską część społeczeństwa zmobilizować do oporu przeciwko rządom kontrowersyjnego prezydenta Faure Gnassingbego.

A w 2003 roku sukcesem zakończył się seksualny protest kobiet przeciwko wojnie domowej w Liberii. Kilka dni temu BBC przypomniała historię takich strajków seksualnych: