Niepublikowany dotąd wywiad ujrzał światło dzienne. Oto rozmowa z "Aniołem Śmierci" Josefem Mengele
Chciała zostać anonimowa, dlatego autor nazwał ją "Cristiną Drohy". Cristinie udało się porozmawiać z Mengelem tuż przed jego śmiercią w Brazylii. "Anioł Śmierci" podobnie jak wielu nazistów uciekł przed sprawiedliwością do Ameryki Południowej. Najpierw mieszkał w Argentynie, potem uciekł do Paragwaju, a następnie do Brazylii.
I to właśnie tam, w jednym z domów publicznych Mengele natrafia na Drohy. Doktor nie chce się jej spowiadać. Twierdzi, że woli szybką śmierć. Ale Polka uznaje, że największą karą dla niego będzie zmierzenie się ze zbrodniami, które popełnił. Ona zna Mengelego. Widziała go w obozie.
Oczywiście "Anioł Śmierci" nie od razu otworzył się przed Polką. Zbywał ją cytatami filozofów, obowiązkiem, wykonywaniem rozkazów. Ale w końcu, wśród tego zbrodniczego bełkotu, zdarzały się i takie przebłyski.Zachowałam w pamięci wspomnienia z czasów Auschwitz, między innymi pamiętam pana jako przystojnego mężczyznę, ubranego w perfekcyjny mundur, błyszczące buty, piękną koszulę; elegancja w każdym calu. To właśnie pan stał na rampie, gdy przyjechałam w transporcie do obozu.
Na początku widziałam w panu zbawcę, gdyż wskazał mi pan drogę, która nie prowadziła do krematorium. Dopiero później dowiedziałam się, jakie czyny stoją za panem. I wie pan co? Do dzisiaj nie mogę pojąć, jak tak przystojny, a do tego, jak przypuszczam, inteligentny człowiek mógł się ich dopuścić?
"To nie ja sprawiłem, że ludzkie życie w obozach takich jak Auschwitz nie miało żadnej wartości. Ja tylko wypełniałem polecenia innych… Człowiek był tam traktowany jak rzecz, której można w każdej chwili się pozbyć niczym niepotrzebnych śmieci wrzucanych do śmietnika. Wartość poszczególnych jednostek była równa zeru. Po prostu ludzie byli królikami doświadczalnymi. Nikt nie miał imienia, nazwiska. Każdy, kto przekraczał bramy obozu, był po prostu numerem, który miał wytatuowany na lewym przedramieniu" – opowiadał Mengele.
Zdarzały się przypadki, kiedy ludzie mieli wartość. To było w czasach, gdy znana firma farmaceutyczna wyceniała ludzkie życie. Chodziło o kobiety, które miały być królikami doświadczalnymi. Ta firma chciała na nich testować swoje medykamenty.
Chodziło chyba o jakieś środki łagodzące ból. Pamiętam, jak pewnego razu negocjowano cenę jednej kobiety. Naziści zaproponowali dwieście marek. Firma się na to nie zgodziła i stanęło na stu siedemdziesięciu markach za osobę. Wówczas "zakupiono" sto pięćdziesiąt kobiet.
Dzieciństwo i studia
To oczywiście tylko fragment rozmowy Polki z Mengele na temat jego pobytu w obozie. Drohy chce wiedzieć więcej. Chce znać podłoże emocjonalne i psychologiczne "Anioła Śmierci". Pyta go więc o dzieciństwo, dorastanie, kontakty z kobietami oraz czasy studiów. Okazuje się, że doktor wcale nie chciał być lekarzem."W tamtym momencie nie miałem pomysłu na życie, nie za bardzo wiedziałem, co chcę dalej robić. Oczywiście ciągnęło mnie do pójścia w ślady ojca, czyli wybranie jakichś studiów z nauk ścisłych. Nie chciałem na pewno iść na prawo, tak jak zrobił to jeden z moich braci" – tłumaczył Mengele. Ostatecznie stanęło jednak na stomatologii.
Właściwie to sam do dzisiaj nie wiem, dlaczego wybrałem akurat ten kierunek. Jednak zaraz potem nieco zmieniłem zdanie. To było w dniu, w którym spotkałem starszego kolegę. Pamiętam, że zapytał mnie, co zamierzam dalej robić w życiu.
Opowiedziałem, że idę na stomatologię. On zaś wybił mi to z głowy. Stwierdził, że lepiej na razie iść na studia rozszerzone, czyli na medycynę, by dopiero później, gdy będę miał jakieś rozeznanie w tej dziedzinie, postanowić, jaką specjalizację wybierać. Tym sposobem jeszcze tego samego dnia zapisałem się na studia medyczne.
Wojna i praca w Auschwitz
Długo nie nacieszył się z tytułu lekarskiego w czasie pokoju, bo po czterech latach wybuchła wojna i Mengele trafił do Waffen-SS. Był rok 1940. Najpierw wysłano go na Ukrainę, gdzie zasłużył się ratując żołnierzy ze zniszczonego czołgu. Od stycznia 1942 roku Mengele był członkiem służby medycznej dywizji Waffen-SS Wiking.
Latem 1942 roku po pięciodniowej bitwie o Batajsk, otrzymał Krzyż Żelazny pierwszej klasy za wyciągnięcie pod ostrzałem dwóch rannych żołnierzy z płonącego czołgu i udzielenie im pierwszej pomocy. Otrzymał także Czarną Odznakę za Rany oraz Medal za Opiekę nad Narodem Niemieckim.
Z frontu trafił do Berlina do Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS. Stamtąd z kolei w wieku 32 lat trafia do obozu koncentracyjnego Auschwitz, gdzie miał zastępować jednego z chorych lekarzy.
Dopiero po jakimś czasie zacznie swoje eksperymenty. Początkowo podobno dziwił się, że z kilkunastu tysięcy więźniów "robi się" kilka tysięcy. Czytał raporty medyczne, że zginęli na "niewydolność płuc" lub "zatrucie powiązane z niewydolnością serca". Wydawało mu się to podejrzane. Oczywiście dla czytelnika takie zeznania są naciągane.
Zastanawiające są niektóre pytania, które padają pod adresem Mengele, bo kto chciałby wiedzieć, czy zbrodniarz wojenny "imprezował na studiach"? W przypadku rozmowy z taką osobą to po prostu niedorzeczne. Ale trzeba przyznać, że takie pytania też są potrzebne, bo budują klimat oraz świetnie napędzają narrację.To niemożliwe, że tysiąc osób umiera w ciągu paru dni niemalże z tego samego powodu. W związku z tym poszedłem do kostnicy, w której znajdowało się mnóstwo ciał. Większość miała wspólną cechę – siny kolor skóry. I to nie była sinizna związana ze śmiercią, tylko siniaki, które wskazywały na jedno: ci ludzie zostali pobici. To był straszny widok.
Autor wiernie trzyma się także faktów historycznych, które wplata w swój fabularyzowany wywiad. I trzeba przyznać, że robi to z wielką skrupulatnością. Dowiadujemy się z niego wiele o eksperymentach Mengele, które ten przeprowadzał w Auschwitz. "Anioł Śmierci" opowiada Polce historie m.in. na temat badań oczu czy o karłowatości.
Nauka dla pokoleń
Rozmowa "Cristiny Drohy" z Josefem Mengele ma swój cel, o którym autor pisze na końcu książki, co jest warte zacytowania. Myślę, że ta myśl powinna przyświecać każdemu, kto sięgnie po tę książkę, gdyż jest warta przeczytania ze względu na zawartą w niej historię, o której powinniśmy pamiętać. Niesie ona bowiem lekcję dla pokoleń, żeby nigdy nie dopuścić do takich zbrodni.
"Bardzo często posługujemy się ogólnikami, mówiąc, że działo się tam wiele złego. Ale: co konkretnie? Tego już wielu z nas nie jest w stanie powiedzieć. Wierzę, że po lekturze tej książki to się zmieni, a wiedza Polaków na temat krzywd wyrządzonych przez Niemców będzie większa" – stwierdza autor "Spowiedzi doktora Mengelego" i dodaje.
"Tym bardziej że często, szczególnie w zagranicznych mediach, używa się nieprawdziwego określenia 'polskie obozy koncentracyjne'. My doskonale wiemy, że były to niemieckie nazistowskie obozy, a nie polskie" – podkreśla Christopher Macht.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Bellona