Naukowiec mówi, kiedy będzie najwięcej ofiar covid w Polsce. Oto wynik matematycznej prognozy

Aneta Olender
–Najwięcej osób hospitalizowanych będzie w pierwszym tygodniu grudnia, a jeszcze tydzień później będzie najwięcej osób, które trafią na OIOM – o matematycznych prognozach rozwoju epidemii mówi dr inż. Franciszek Rakowski, kierownik zespołu modelu epidemiologicznego Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania UW.
Dr inż. Franciszek Rakowski jest kierownik zespołu Modelu epidemiologicznego Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania UW. Fot. archiwum prywatne
To chyba pytanie, które słyszy pan ostatnio najczęściej – co przed nami?

Mamy nadzieję, tak nam wychodzi z rozsądnego szacowania modelu, że zakażenia nie powinny przekroczyć 31 tys. w piku. Jeśli to się wydarzy, to około 25 listopada, w ostatnich dniach miesiąca.

I to będzie ten najtrudniejszy moment?

Wtedy będziemy odnotowywać największą liczbę potwierdzonych przypadków zakażenia. Najtrudniej będzie jednak trochę później, ponieważ hospitalizacja jest przesunięta w czasie o jakieś 10 dni do przodu.

Najwięcej osób hospitalizowanych będzie w pierwszym tygodniu grudnia, a jeszcze tydzień później będzie najwięcej osób, które trafią na OIOM – w połowie grudnia.


Czyli ofiar śmiertelnych najwięcej może być w Boże Narodzenie?

Tak, w święta.

Czy te prognozy dzielą się na optymistyczny scenariusz i na mniej optymistyczny?

Nie. Prezentujemy dwie wersje prognozy. Zależą one od tego, jak protesty mogą wpłynąć na rozwój epidemii. Jedne obliczenia zakładają 25 tysięcy zakażeń w szczycie, a drugie 31 tysięcy.

Zaznaczam jednak, że trudno nam jest oszacować wpływ protestów na liczbę zachorowań. Ta metodologia nie obejmuje tego. Nie byliśmy przygotowani metodologicznie na takie zjawisko, na takie wydarzenia społeczne.

Kiedy w takim razie zaczniemy słyszeć o poprawie? Lepiej będzie już w styczniu?

Tak. To, co widzimy na wykresie, zakłada jednak, że obostrzenia, które uruchomiono w poniedziałek, obowiązują do końca, czyli do lutego. W związku z tym w rzeczywistości tendencja spadkowa nam się rozwlecze. W prognozie nie chcemy i nie możemy zgadywać, że np. od początku stycznia otwarte będą szkoły.

Dlatego właśnie nasze założenie z punktu widzenia administracji państwa jest nierealistyczne, ale matematyka musi je przyjąć. Wiadomo, że jeśli będziemy na krzywej spadkowej, to każdy rząd zdecyduje o jak najszybszym odmrażaniu gospodarki. Nie wyobrażam sobie, że spadamy z 30 tys. na 15 i rząd nie podejmuje żadnej decyzji.
Naukowcy obliczyli, że szczyt zachorowań przypadnie w Polsce na ostatni tydzień listopada.Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta
Te prognozy są właśnie po to, aby podpowiadać rządzącym?

To jest chyba główny cel tej prognozy. Chyba nawet bardziej niż przewidywanie tego piku, bo pozwala tworzyć strategie.

W jednym z wywiadów mówił też pan, że jeśli zakażenie przejdzie 60 proc. społeczeństwa, to sytuacja zacznie się normować?

To jest właśnie efekt odporności stadnej – zakładając, że nabieramy odporności na tę chorobę. Jeśli więc połowa społeczeństwa jest odporna, to osoby chore nie mają kogo zarażać. Prawdopodobieństwo infekcji właśnie z tego powodu spada.

Czytaj także:

Fatalna tendencja w raportach MZ utrzymana. Znów mamy rekordowy przyrost zakażeń

Ta tabela pokazuje, jak Polska nie radzi sobie z epidemią. Najgorzej w Europie pod względem zgonów

"Nic nam to nie da". Wirusolog szczerze o efektach ewentualnego lockdownu w Polsce