Lider narodowców chciał bronić kościołów. Teraz sam prosi policję o ochronę
Stojący na czele niedawno powstałej Straży Narodowej Robert Bąkiewicz wyznaje tygodnikowi "Sieci", że dostaje liczne pogróżki. Domaga się ochrony od policji, równocześnie oskarżając ją o nasilenie agresji w czasie demonstracji.
Ma też śmiałe przemyślenia dotyczące demonstrantów. – Chcą zniszczyć tożsamość narodową, rozbić rodziny, wprowadzić ludzi w przestrzeń materializmu, konsumpcjonizmu, hedonizmu, nihilizmu – powiedział tygodnikowi "Sieci" Robert Bąkiewicz. Uważa, że protesty są "preludium rewolucji".
Sprawę zgłosił na policję. – Prosiłem o patrolowanie okolic mojego domu, jadę złożyć zeznania, ale działań policji, jak na razie brak – mówił Bąkiewicz. Z drugiej strony uważa, że policja ponosi winę za niebezpieczne sytuacje na marszach.
– Neobolszewia została ośmielona brakiem reakcji policji. Przed kościołem św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży policja po prostu zeszła z pola walki i pozwoliła nas - kilkadziesiąt osób - atakować przez rozjuszony wielotysięczny tłum – powiedział.
Policja i Żandarmeria Wojskowa ochraniała też narodowców zgromadzonych pod kościołem św. Aleksandra w czasie piątkowych demonstracji.
Czytaj też: Policja podała bilans Strajku Kobiet w Warszawie. Zatrzymano kilkudziesięciu nacjonalistów
Pierwsze efekty orędzia Kaczyńskiego. ONR tworzy bojówki do walki z wrogami Kościoła
źródło "Sieci"