Zagrałam w horror, w którym byłam łowcą duchów. Krzyczałam ze strachu i płakałam ze śmiechu

Zuzanna Tomaszewicz
"Phasmophobia" kusi bardziej od innych gier. Dlaczego? Bo daje możliwość doświadczenia zjawisk paranormalnych, o których tylko małżeństwo Warrenów mogło śnić. Z początku bliżej mi było do Scooby’ego-Doo niż do słynnych demonologów, ale swoje już wiem. Oto mój poradnik, jak przetrwać w nawiedzonym domu i nie zajść duchom zbytnio za skórę.
"Phasmophobia" to gra dla przyjaciół, którzy lubią się bać. Fot. kadr z gry "Phasmophobia"
Czytaj także: To najważniejsza gra po "Cyberpunku 2077". Grałam w nową część legendarnego "Baldur's Gate'a"

Znudzona dotychczasowymi horrorami survivalowymi i ich powtarzalnością postanowiłam wypróbować najnowszy tytuł z tego gatunku. W "Phasmophobię" radzę nie grać samemu, chyba że ktoś lubi mocne wrażenia. Niestety, ze mnie żaden chojrak, dlatego w tę podróż wybrałam się z przyjaciółmi, którzy - jak się potem okazało - również odwagą nie grzeszą.

W debiutanckiej grze kooperacyjnej niezależnego studia Kinetic Games wcielamy się w grupę młodych śmiałków, którzy w furgonetce a'la Wehikuł Tajemnic przemierzają Stany Zjednoczone w poszukiwaniu nawiedzonych domostw. Naszym głównym zadaniem jest ustalenie, jaki rodzaj ducha lub demona zadomowił się w badanej przez nas posiadłości.

Przed wyruszeniem w drogę należy zabrać krucyfiks

W grze współdzielimy z innymi graczami ekwipunek, który z misji na misję możemy uzupełniać o coraz to nowsze gadżety. Wśród nich mamy do wyboru m.in. spirit boksa (radio, które zapewni nam kontakt z duchami), krucyfiks, detektor EMF sprawdzający poziom promieniowania elektromagnetycznego, latarkę UV oraz dziennik dla ducha.


Posiadanie niektórych z tych rzeczy przełoży się na sprawniejsze i szybsze wykonanie przypisanych do misji celów. Nie bądźmy jednak zbyt pewni siebie. Przedmioty te ułatwią nam pracę tylko wtedy, gdy będą odpowiednio używane. W innym wypadku sprowadzimy na siebie gniew demona, a - zgodnie z najgorszym scenariuszem - nawet i śmierć.

Przed misją dostajemy wskazówki od zleceniodawcy, w których dowiadujemy się kilku szczegółów na temat istoty grasującej w konkretnej lokacji. Zawsze poznajemy też imię, na które reaguje zły byt. I tu zaczyna się prawdziwa zabawa.
Fot. kadr z gry "Phasmophobia"
W "Phasmophobii" mikrofon nie służy jedynie do rozmów z innymi członkami drużyny, ale także do porozumiewania się z czyhającym na nich złem. Duchy i demony słyszą każdy prowadzony między graczami dialog i odpowiadają na konkretne komendy. Tym samym można nakazać duchowi, aby objawił się lub dał jakiś znak.

W niektórych lokacjach możemy natrafić na tabliczkę Ouija, czyli znaną z horrorów deskę, na której wyryte są kolejno wszystkie litery alfabetu, cyfry od 0 do 9, a także słowa "TAK", "NIE" oraz "DO WIDZENIA". Dodatkowo do tablicy załączone jest szkiełko.

Jak dotąd żadnemu z demonów nie udało się mnie dorwać. To jednak nie jest powód do dumy, bo przy pierwszej lepszej okazji uciekałam w podskokach i zwykle chowałam się do szafy (tak, gra uwzględnia taką opcję).

Choć pogromca duchów ze mnie słaby, nadal uczę się na błędach swoich oraz moich kolegów, którzy - wchodząc w małą dygresję - już na starcie potrafili wkurzyć demona powtarzając co chwilę jego imię.

"Phasmophobia", podobnie jak "Baldur’s Gate III", działa na razie w trybie wczesnego dostępu, a to oznacza, że gra nie jest jeszcze do końca dopracowana, co zresztą widać gołym okiem.

Modele postaci wyginają się w nienaturalny dla człowieka sposób. Wiele pozycji byłoby zrozumiałych, gdyby bohaterowie właśnie padli ofiarą Samary z filmu "The Ring", a nie po prostu robili zdjęcia lub zapalali knot świecy.

Mimo licznych niedoróbek, dzieło Kinetic Games to tytuł, który da przyjaciołom wiele godzin rozrywki spędzonych na krzyczeniu, rozmowach z duchami oraz śmianiu się z własnego tchórzostwa.
Fot. kadr z gry "Phasmophobia"

Porady dla amatorów

Dla tych graczy, którzy od razu wolą wiedzieć, na czym stoją, przygotowałam kilka porad w sam raz na pierwszą rozgrywkę:

1. Nie nadużywajcie gościnności duchów. Ugryźcie się w język zanim zadacie im kolejne pytanie, bądź będziecie chcieli zawołać je po imieniu. Niektóre demony bywają na swój sposób przyjazne i reagują na każdą komendę, ale gdy raz Wam nie odpowiedzą, wiedzcie, że zaraz stracą cierpliwość.

2. Odszukajcie "legowisko" demona. Zło czai się wszędzie, ale zawsze wybiera sobie jedno miejsce, gdzie czuje się najbezpieczniej. Znajdźcie pomieszczenie, w którym aktywność zjawy jest największa. To tam zbierzecie dowody pozwalające Wam szybciej ocenić, z jaką istotą macie do czynienia.

3. Patrzcie na zegarek. W furgonetce nad monitorem znajduje się czerwony licznik, który wskaże Wam, za ile minut demon lub duch rozpocznie swój atak. Wykorzystajcie ten czas mądrze.

4. Zbierajcie dowody. Zdjęcia są jednym z najważniejszych dowodów w sprawie. Każdą zauważoną przez Was anomalię odnotowujcie regularnie na ostatniej stronie dziennika (otworzycie go wciskając klawisz J).

5. Podczas ataku lepiej trzymać się razem. Demony będą miały problem z wybraniem sobie jednej ofiary. W grupie zdziałacie więcej.

6. Nie bójcie się rzucać krucyfiksem. Ten przedmiot w dłoni będzie bezużyteczny. Lepiej położyć krucyfiks na progu pomieszczenia, w którym wcześniej widzieliście ducha. Tym sposobem go tam zablokujecie.

7. Regularnie sprawdzajcie poziom Sanity. W furgonetce znajdują się wskaźniki poziomu Sanity, które odpowiadają stanowi zdrowia psychicznemu każdego z graczy. Gdy poziom Sanity spadnie poniżej 40 proc., lepiej wrócić do samochodu. Gracz z niskim poziomem Sanity jest łatwiejszym celem dla demona.

8. Zgaście światło. Jeżeli wychodzicie z pomieszczenia, pamiętajcie o gaszeniu za sobą światła (tak jak zresztą uczyli rodzice). Zbyt duża ilość zapalonych lamp spowoduje, że w całym domu wysiądą korki.

9. Obserwujcie zachowanie ducha. Każdy z duchów i demonów zachowuje się w charakterystyczny dla siebie sposób. W dzienniku (przycisk J) znajdziecie krótkie opisy każdej z istot, która może nawiedzać dom.

Czytaj także: Nie masz czego oglądać? Przy tych 6 grach będziesz bawić się lepiej niż na filmie